"Dom Gucci". To miał być nowy "Ojciec chrzestny". Widzowie będą wściekli?
"Dom Gucci" na papierze ma wszystko – znakomitą obsadę, fascynującą historię opartą na prawdziwych wydarzeniach, a także fachowców za kamerą. Czy wyszło z tego arcydzieło? Niekoniecznie, bo jedni będą się wściekać, a drudzy nudzić.
Każdy, kto miał okazję czytać pierwsze reakcje na temat "Domu Guccich", mógł natrafić na porównania do "Ojca chrzestnego". Kilku krytyków stwierdziło, że nowy film Ridleya Scotta przypomina arcydzieło Francisa Forda Coppoli. Przyznam, że jak to przeczytałem, to do razu miałem alarm w głowie. W końcu wielu próbowało, ale mało komu udało się nakręcić dzieło na poziomie "Ojca chrzestnego".
Teraz po obejrzeniu "Domu Guccich" jestem pewny – film pod praktycznie żadnym względem nie dorasta do klasyka Coppoli. Opowiada też inną historię, więc nie ma sensu nawet ich porównywać ze sobą.
Zobacz: zwiastun filmu "Dom Gucci"
Poznajemy w filmie los Maurizio Gucciego, który w latach 80. odziedziczył po śmierci ojca połowę udziałów w słynnej modowej firmie. Jego życie skończyło się w tragiczny sposób – został zamordowany w 1995 r. na zlecenie byłej żony, Patrizii Reggiani. Jak widać, zero wzmianki o mafii.
Na upartego mógłbym napisać, że jakimś podobieństwem "Domu Guccich" do "Ojca chrzestnego" jest obrazowanie tego, jaki wpływ na relacje rodzinne ma władza. Ale wciąż jest to naciągane ujęcie. Zatem lepiej zapomnieć o pochwałach amerykańskich krytyków, bo są nietrafione.
Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia ze złą produkcją. Wręcz przeciwnie. To drugi udany film Scotta w tym roku (wcześniej mogliśmy oglądać "Ostatni pojedynek"). To dość poważny dramat, z którego można wyodrębnić dwa mocno ze sobą powiązane wątki. Pierwszym z nich jest związek Maurizio (Adam Driver) z Reggiani (Lady Gaga). Drugim jest upadek rodziny Guccich.
Na początku filmu oglądamy prawdziwą sielankę. Nieśmiały Maurizio poznaje wygadaną i pewną siebie Patrizię. Za sprawą pewnych działań kobiety szybko rodzi się między nimi uczucie. Jednak ojciec Maurizia uznaje ją za "karierowiczkę" i w przypływie wściekłości wyrzuca syna z domu. Po ślubie pary na ratunek przychodzi wujek Aldo (Al Pacino), który zaprasza ich do Nowego Jorku. Patrizia tak zaczyna sterować poczynaniami męża, by rodzina Gucci przyjęła go ponownie w swoje szeregi.
Twórcy filmu praktycznie na każdym kroku pokazują nam, że zachowanie Patrizii miało wpływ na to, co stało się z rodem Guccich. Była dla nich kimś w rodzaju Lady Makbet, która dzięki swoim kłamstwom i intrygom może i wyniosła swojego męża wyżej, ale przy okazji zniszczyła mu życie. To wszystko sprawia, że "Dom Gucci" trzeba określać jako kronikę upadku rodziny.
Skupienie się przede wszystkim na Patrizii sprawiło, że "Dom Gucci" to właściwie popis jednej aktorki. Lady Gaga z niezwykłą werwą odegrała kobietę, której apetyt na bogactwo i zarazem siła potrafiły stłamsić każdego mężczyznę w jej otoczeniu. W szczególnie w drugiej połowie filmu jej wściekła determinacja potrafi wręcz przerazić. Momentami aktorka wyglądała, jakby ją wyrwano wprost z włoskiej komedii z lat 50. i 60. –wybuchowa mama i żona, która nikomu nie pozwala sobą pomiatać.
Choć reszta obsady nie wypada aż tak zjawiskowo jak Gaga, to jednak w większości pokazuje klasę. Pacino z typowym dla siebie urokiem zagrał pociesznego wujka, który nonszalancko oferuje bratankowi świetną pozycję w firmie. Jeremy Irons dobrze wypadł jako arystokratyczny i przy tym wyjątkowo złośliwy nestor rodziny, a Driver ponownie udowodnił, że jest sprawdzoną firmą.
Jedynym zgrzytem okazał się Jared Leto jako Paolo Gucci – ukryty pod toną charakteryzacji aktor jest potwornie manieryczny. Od patrzenia na niego aż bolą oczy.
Leto nie pomaga fakt, że mówi z akcentem – tak jak zresztą cała obsada. To spora wada filmu, bo trudno pojąć, jaki sens był w tym, by anglojęzyczni aktorzy mówili w ten sposób, skoro nie są rodowitymi Włochami. Ten aspekt wraz ze wspomnianą grą Leto są najbardziej niedorzecznymi elementami filmu.
Nie są to niestety jedyne problemy "Domu Guccich". Myślę, że osoby niezainteresowane tematyką modową mogą nierzadko nudzić się przy wątkach biznesowych, których w filmie nie brakuje. Były też momenty, gdy chciałoby się więcej temperamentu i szaleństwa w fabule – narracja jest generalnie spokojna, co stanowi dość spory kontrast do samej historii rodziny, która w końcu zwróciła się przeciwko w sobie.
Na szczęście "Dom Gucci" jakoś rekompensuje powyższe mankamenty stroną wizualną – zdjęcia Dariusza Wolskiego w pełni oddają luksusowy świat, w jakim poruszali się bohaterzy. Niejedna sekwencja w rytmie disco czy hitów z lat 80. wygląda jak teledysk. Widać też w tym wszystkim rękę Scotta, który wie, jak powinien wyglądać film osadzony w świecie mody.
"Dom Gucci" nie zmieni niczyjego życia. To solidny, dobrze nakręcony dramat z mocną obsadą. Niektórzy widzowie mogą nawet się wściekać lub mocno nudzić na seansie, bo nie każdy jest w stanie zdzierżyć odniesienia do historii mody czy względny brak akcji. Ale warto dać filmowi szansę, bo mimo wszystko opowiada naprawdę ciekawą historię.
"Dom Gucci" trafi do polskich kin 26 listopada.