Dorastanie boli
Bohaterką filmu jest mieszkająca (jak zwykle u Solondza) w New Jersey dwunastoletnia Dawn (pol. „poranek”) Wiener. Wypadałoby powiedzieć kilka słów o tej, obdarowanej przez rodziców jakże uroczym imieniem dziewczynce. Niestety, poza nim rodziciele nie mieli swojej pociesze wiele do zaoferowania. Może dlatego, że codziennie udowadnia, że nie dorosła do ich wyobrażeń na temat córki idealnej. Ze swoim krzywym zgryzem, wadą wzroku i nieco zbyt obłym ciałem (jakby na złość odziewanym w koszmarne stroje, podkreślające nieforemność figury) grana przez Heather Matarazzo dziewczynka uosabia raczej anty- wzór dziecka, co sprowadza na nią nieustanną krytykę ze strony rodziców i równieśników. Jak na złość młodsza siostra Dawn, Missy (żeby było śmiesznie – grana przez niemówiąca po angielsku Ukrainkę) to dziecko idealne: spolegliwa, śliczna baletnica. Powierzchowność Dawn byłaby może do przełknięcia dla kolegów, gdyby posiadała inne, równoważące ten, jakże dyskredytujący społecznie, defekt cechy. Niestety, nie dość, że
piękna inaczej, jest ona także nieco ekscentryczna i zdecydowanie aspołeczna.
29.12.2011 17:19
Dawn, której relacja z matką skutecznie omija tematy związane z płciowością, matrycę kobiecości konstruuje na podstawie rozmów z bratem (o tym, „czego pragną mężczyźni”), poprzez dyskusje ze starszym od siebie playboyem Stevem (o jego byłych/przyszłych/obecnych dziewczynach) i z tymiż spotkania. Jej pojmowanie ciała, miłości – zarówno duchowej jak i fizycznej – jest całkowicie autorskie i niebezpiecznie odległe od tego, które wydaje się właściwe. W jej wyniesionej z domu i szkoły wizji świata kobieta podlega mężczyźnie i jest od niego zależna a miłość to merkantylny układ oparty na systemie kar i nagród. Dawn sama musi opanować zasady i zależności rządzące dorosłym życiem.
Jak zwykle, głównym narzędziem, za pomocą którego Solondz cieniuje tę historię pozostają sarkazm i ironia – jednak trudno przypisać mu brak empatii dla głównej bohaterki, która zdaje się uosabiać pewne cechy zwyczajowo przypisywane jemu samemu. „Witaj w domku” dla lalek to bezpardonowy zamach na lukrowaną wizję dzieciństwa i okresu dojrzewania serwowaną przez amerykańskie media. Solondz odkłamuje ją w nieco kpiarski, zabawny, ale też głęboko krytyczny sposób, zwracając uwagę na wychowawcze patologie i zdubną siłę bezmyślnego słowa, często lekceważone w głównym dyskursie. Niezwykle przenikliwy i poruszający film. Dla outsiderów... i dla rodziców.