Emeryci uprawiający seks na plaży...
Życie erotyczne emerytów ma szansę przestać być tematem wstydliwym, niepotrzebnym i podejrzanym. Wszystko dzięki zbierającej dobre recenzje za oceanem sympatycznej komedii Susan Seidelman pt. „Boynton Beach Club”.
W jednym z luksusowych ośrodków dla osób starszych na południu Florydy toczy się niezwykłe życie – „normalne” (w potocznym, stereotypowym znaczeniu) problemy z samotnością, przemijaniem i stratą bliskich mieszają się z nie mniej zajmującymi całego towarzystwo sprawami damsko-męskimi.
Prawdziwą autorką filmu jest podobno mama reżyserki, którą zachwyciły opowieści kolegów jej męża o tym, jak po bardzo długim czasie trzeba na nowo uczyć się chodzić na randki, zalecać do kogoś, flirtować. Dla ludzi, którzy często całe życie spędzili u boku jednej osoby jej strata to ogromny cios, ale i ogromna zmiana. Nagle życie, oprócz wielu smutków, przynosi i wiele okazji. Co zrobić z nadmiarem wolnego czasu? Jak wykorzystać tę wcale niechcianą, ale jednak wolność? Jak radzić sobie z kobietą inną niż żona?
Akcja „Boynton Beach Club” toczy się wokół Jacka (Cariou)
– wdowca, któremu nie śpieszy się do nowego związku. W przeciwieństwie do Sandy, która nie rozumie, na co czekać, gdy obydwojgu zostało tak mało czasu. Jacka rozumie natomiast Marylin, która straciła męża w wypadku spowodowanym przez inną mieszkankę ośrodka – Anitę.
Recenzenci amerykańscy chwalą obraz za bezpretensjonalność i elegancję, z jaką historia ta jest opowiedziana. Bez niepotrzebnego „szokowania” na siłę film traktuje wszystkie problemy tych starszych ludzi normalnie – czyli tak, jak się powinno o nich rozmawiać. Nie wszystkie wątki są „równe”, nie każdy gag równie śmieszny, ale całość pozostawia podobno bardzo pozytywne wrażenie. Seks seniorów na plaży jest równie zabawny, co optymistyczny. I w to „Boynton Beach Club” pomaga uwierzyć.
źródło: Reuters