''Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny'': film znów wzbudza kontrowersje
33 lata po premierze film znowu wywołuje kontrowersje. Wszystko za sprawą Zelnika, który w swojej autobiografii wyznał, że na planie z jego ekranową partnerką połączył go gorący romans.
„Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”, mające swoją premierę w 1983 roku, wywołało niemałe zamieszanie. Do kin ciągnęły prawdziwe tłumy, a sale kinowe pękały w szwach.
Lotem błyskawicy rozeszła się bowiem wieść, że na ekranie można zobaczyć wdzięki jednej z najpiękniejszych polskich aktorek, Anny Dymnej – toteż nic dziwnego, że film wywoływał takie emocje. Nakład magazynu „Ekran”, w którym pojawiło się zdjęcie Dymnej i Jerzego Zelnika biorących kąpiel, rozszedł się w ciągu jednego dnia.
Teraz, 33 lata po premierze, film znowu wywołuje kontrowersje. Wszystko za sprawą Zelnika, który w swojej autobiografii wyznał, że na planie z jego ekranową partnerką połączył go gorący romans.
Powstanie filmu
Film „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”, opowiadający o nieszczęśliwej miłości króla Zygmunta Augusta do pięknej Barbary, powstał niejako przez przypadek.
Na początku był doskonale przyjęty serial „Królowa Bona”. Ale po jego zmontowaniu reżyser Janusz Majewski zorientował się, że zostało mu mnóstwo niewykorzystanych materiałów.
Nie chciał ich marnować i żal mu się robiło, gdy pomyślał, że nie ujrzą światła dziennego. Wpadł więc na pomysł stworzenia filmu, który skupiałby się bardziej nie na losach Bony, a na historii tragicznego romansu Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną.
Kontrowersyjne sceny
Głośno było wówczas o konflikcie reżysera z Aleksandrą Śląską, wcielającą się w królową Bonę, którą oburzyła ta decyzja.
Ale atmosferę jeszcze bardziej podniecała informacja, że w filmie znajdą się dwie sceny erotyczne z udziałem Zelnika i Dymnej, niezwykle jak na tamte czasy odważne i powodujące u widzów szybsze bicie serca.
- Widzowie nie zdają sobie sprawy, jak trudno jest zrealizować scenę miłosną tak, aby była ona równocześnie zmysłowa, ale nie pornograficzna – mówił Majewski, zapewniając jednak, że wszystko zachowane było w granicach dobrego smaku.
Scena w cebrze
Jedną z tych głośnych scen była ta, kiedy Zygmunt August i Barbara – czyli Jerzy Zelnik i Anna Dymna – biorą kąpiel.
- Siedzieli w drewnianym cebrze, w kłębach pary i widać było tylko ich nagie torsy, dalej byli w bieliźnie. Jurek ładnie umięśniony, estetycznie owłosiony, Anka z wyraźną przyjemnością prezentująca piękny biust, w miękkim żółtym świetle Zyzia Samosiuka, wyglądali bosko – pisał Majewski.
Tę scenę, jak twierdził reżyser, nakręcono bez żadnych problemów. Za to z drugą, jeszcze bardziej nacechowaną erotycznie, nie poszło już tak łatwo.
''Zabierz majtki pana Zelnika''
Jak wspominał reżyser, podczas kręcenia sceny łóżkowej Dymna zachowywała się profesjonalnie, ale Zelnik był bardzo skrępowany.
- Anka przyszła pierwsza, w szlafroku, zrzuciła go już, siedząc na łóżku i zręcznie wśliznęła się pod tkaninę. Jurek przyszedł strasznie speszony, zdjął szlafrok i w slipkach wlazł pod prześcieradło, trzymając się od niej z daleka – pisał Majewski.
Aktor, bardzo nieśmiały, nie chciał zdjąć czerwonych majtek – które, jak się okazało, prześwitywały spod tkaniny, o czym głośno poinformował wszystkich zgromadzonych operator kamery.
- Jurek robi się czerwony jak te nieszczęsne majtki, Anka chichocze w poduszkę – wspominał Majewski.
Scenę uratowała Dymna, która błyskawicznie ściągnęła bieliznę swojemu partnerowi i rzuciła ją kostiumografce, mówiąc:
- Potem już, bez żadnych problemów, kierując się doświadczeniem i odwiecznym odruchami, których nauczyła ich natura, Anka i Jurek pięknie grają miłosna scenę legendarnej pary kochanków– kwitował reżyser.
''Nie przekroczymy granicy''
I choć już wówczas plotkowano o ewentualnym romansie aktorskiej pary, oni sami stanowczo temu zaprzeczali. Zelnik twierdził wprawdzie, że romans "wisiał w powietrzu", ale ani on, ani Dymna nie mogli sobie na to pozwolić, ponieważ oboje byli wówczas w związkach.
- Myśmy z Anką od początku czuli się ze sobą bardzo dobrze. Podobaliśmy się po prostu sobie wzajemnie, właściwie mocno między nami iskrzyło, już zaczęły zachodzić jakieś chemiczne reakcje, jak się to teraz mówi. Ale oboje nie byliśmy już wolni, więc uważaliśmy, aby nie posunąć się za daleko i nie narobić sobie kłopotów - czytamy w książce "Dżentelmeni PRL-u".
- Stan zachwycenia sobą, upojenia się swoją bliskością nie mógł trwać długo– dodawał. - Musieliśmy podjąć jakieś decyzje. Powiedzieliśmy sobie, że nie przekroczymy granicy, która dzieli romans filmowy od życia.
Romans, którego nie było?
Teraz jednak aktor przedstawia inną wersję wydarzeń. W autobiografii "Szczerze nie tylko o sobie", w której skupia się zwłaszcza na latach swojej młodości, wyjawia, że często nie był wierny swojej żonie Urszuli.
I twierdzi, że gorący romans miał go połączyć właśnie z Anną Dymną.
Aktorka nie kryje oburzenia tymi rewelacjami i stanowczo wszystkiemu zaprzecza.
- Jerzemu Zelnikowi jest chyba ciężko i teraz ratuje się takimi opowiastkami. Przyjaźń między aktorami to piękna rzecz. Ja go naprawdę zawsze bardzo lubiłam i pracowało nam się cudownie. Ale po co po tylu latach robić z tego aferę – irytowała się. (sm/gk)