Ernest Borgnine: Życie u jego boku nie należało do najprzyjemniejszych
- By zostać gwiazdą filmową, nie musisz być wysokim, przystojnym brunetem. Ale przede mną chyba nikomu się to nie udało – zwykł mawiać Ernest Borgnine, nierzadko nazywany przez media „Panem Brzydkim”. Lecz mimo specyficznej urody, Borgnine nie był skazany na samotność. Kobiety za nim szalały – żenił się w sumie pięć razy – choć, jak później twierdziły, życie u jego boku nie należało do najprzyjemniejszych.
- By zostać gwiazdą filmową, nie musisz być wysokim, przystojnym brunetem. Ale przede mną chyba nikomu się to nie udało – zwykł mawiać Ernest Borgnine, nierzadko nazywany przez media „Panem Brzydkim”. Lecz mimo specyficznej urody, Borgnine nie był skazany na samotność. Kobiety za nim szalały – żenił się w sumie pięć razy – choć, jak później twierdziły, życie u jego boku nie należało do najprzyjemniejszych.
Aktorem został niejako przez przypadek, przymuszony przez matkę, która nie chciała, aby bezrobotny chłopak siedział całymi dniami w domu. Miała doskonałe przeczucie - jej syn szybko stał się sławny i kilka lat później odebrał z rąk *Grace Kelly Oscara.*
W Hollywood odnalazł się bez problemu, z chęcią korzystając z otwierających się przed nim nowych możliwości. Zmarł 8 lipca 2012 roku, przeżywszy 95 lat.
Powojenne bezrobocie
Urodził się 24 stycznia 1917 roku jako syn włoskich imigrantów szukających szczęścia w Ameryce. Młody Ernest interesował się sportem, a po ukończeniu szkoły wstąpił do wojska – myśl, by zostać aktorem, ani razu nie przeszła mu przez głowę. Do czasu.
Po drugiej wojnie światowej, w której brał czynny udział, zdobywając mnóstwo honorowych odznaczeń, Borgnine wrócił do domu, nie wiedząc, co mógłby dalej robić.
Przez kilka tygodni siedział więc na kanapie, zastanawiając się nad swoim życiem. Aż wreszcie któregoś dnia matka szturchnęła go, pytając, kiedy wreszcie znajdzie sobie pracę.
Matczyna sugestia
Przez jakiś czas Borgnine harował w fabryce, ale czuł się tam wyjątkowo nieszczęśliwy. To matka namówiła go, żeby rozejrzał się za jakimś ciekawszym zajęciem. Marzyło się jej, by syn został lokalną gwiazdą.
- Zawsze lubiłeś występować przed ludźmi i robić z siebie głupka, może więc spróbujesz? - zasugerowała uprzejmie.
Pewnie nawet nie sądziła, że Ernest weźmie sobie jej słowa do serca. A jednak. Borgnine natychmiast zapisał się na lekcje aktorstwa i wkrótce trafił na scenę. Na początku lat 50. dostał się na plan filmowy.
Gość, który zabił Sinatrę
Widzowie go lubili, filmowcy pokochali. Borgnine grywał w kilku filmach rocznie, tworząc niezwykłe, zapadające w pamięć i nader realistyczne kreacje. Co akurat nie zawsze wychodziło mu na dobre, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że grani przez niego bohaterowie zazwyczaj nie byli zbyt sympatyczni.
Gdy pewnego dnia, niedługo po premierze „Stąd do wieczności”, szedł ulicami Nowego Jorku, o mało nie stracił życia – grupa zakapturzonych chłopaków, mających problem z odróżnieniem prawdy od fikcji, rzuciła się za nim w pogoń, krzycząc:
W ostatniej chwili aktor zdołał im wyjaśnić, że to był tylko film. Trzy lata później, w 1956 roku, otrzymał Oscara za rolę w melodramacie „Marty”, sprzątając sprzed nosa statuetkę Spencerowi Tracy.
Małżeńskie porażki
Ale szybko zdobyta sława miała i swoje minusy. W 1958 roku, po dziewięciu latach, rozpadło się jego małżeństwo z Rhodą Kemins.
- Oscar uczynił ze mnie gwiazdę i za to jestem niezwykle wdzięczny, ale czuję, że gdybym nie otrzymał tej statuetki, moje życie osobiste nie ległoby w gruzach – twierdził.
Rok po rozwodzie ożenił się ponownie, tym razem z aktorką Katy Jurado – tym razem w małżeństwie wytrwał cztery lata, choć problemy pojawiły się znacznie wcześniej. Na separację zdecydowali się wkrótce po przyjęciu z okazji pierwszej rocznicy związku. Jurado oskarżała męża o przemoc – zresztą on oskarżał ją dokładnie o to samo.
- Biliśmy się – mówiła później. - Ale on jest Włochem, ja Meksykanką, a Latynosi w ten sposób rozwiązują swoje sprawy.
Największy błąd
W 1964 roku Borgnine poślubił Ethel Merman.
- Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. Jestem nieziemsko szczęśliwy. To uczucie nigdy się nie skończy.
„Nigdy” trwało 32 dni.
Niedługo później poślubił Donnę Rancourt. Rozwiódł się z nią po siedmiu latach.
''Znów czuję się młody''
Ostatni raz ożenił się w 1973 roku. Jego wybranką została Tova Traesnaes (na zdjęciu), niezrażona krążącymi o Borgnine plotkami.
Na przykład tymi, którymi raczyła prasę Rancourt - kobieta twierdziła, że po rozwodzie musiała zatrudnić ochroniarza, bo eksmąż groził jej i dzieciom śmiercią.
Z Traesnaes spędził 38 szczęśliwych lat.
- To małżeństwo trwa dłużej niż wszystkie moje poprzednie związki razem wzięte – żartował.Na ekranie pojawiał się nieprzerwanie aż do 2012 roku.
- Chcę zrobić jeszcze więcej filmów – mówił. - Kiedy staję przed kamerą, znów czuję się młody. (sm/gk)