Ewa Decówna wielokrotnie była wystawiana na próbę. Mimo licznych dramatów nigdy się nie poddała
Życie jej nie rozpieszczało - gdy była małą dziewczynką, zmarła jej ukochana matka i Ewa Decówna kilkanaście miesięcy spędziła w domu dziecka. Jej pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem. Drugi mąż, dla którego porzuciła karierę i wyjechała z kraju, zmarł niespodziewanie. Nigdy nie straciła jednak pogody ducha. Powtarza, że jest optymistką, która z nadzieją patrzy w przyszłość. 23 czerwca obchodzi 75. urodziny.
Wewnętrzna potrzeba
Urodziła się w Rypinie, jako jedno z pięciorga dzieci Romana i Ireny Deców. Rodzice dbali o ich rozwój artystyczny, ojciec uczył dzieciaki gry na skrzypcach i zaraził miłością do szachów (był instruktorem szachowym), matka, przewodnicząca Ligii Kobiet, pracująca w Polskim Czerwonym Krzyżu, wpajała im zaś silne zasady moralne i powtarzała, że zawsze należy opiekować się słabszymi.
- Zawsze lubiłam pomagać innym. Już tak mam od dzieciństwa. Niektórzy zarzucają mi, że robię tak z próżności. I że tylko dlatego napotkanym nawet obcym ludziom mówię "dzień dobry", i do każdego się uśmiecham, żeby zwrócić na siebie uwagę. Tymczasem to u mnie wynika z jakiejś wewnętrznej potrzeby - wspominała Decówna w "Super Expressie".
Trudne czasy
Do tragedii doszło w 1955 r., gdy matka Decówny zmarła, przegrywając walkę z ciężką chorobą. Ponieważ sytuacja finansowa rodziny była bardzo trudna, 12-letnia Ewa na kilkanaście miesięcy trafiła do domu dziecka. Później, wraz z młodszym bratem, przeniesiono ją do Domu Młodzieży "Młody Las" w Toruniu. Nie złamała się jednak, a te trudne chwile tylko zahartowały jej charakter.
Zafascynowana aktorstwem, po ukończeniu Technikum Przemysłu Cukrowniczego, rozpoczęła studia w krakowskiej szkole teatralnej. Ukończyła ją w 1966 r. i od raz zaproponowano jej angaż w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Później występowała na scenach w całym kraju.
Porzucona kariera
Na ekranie zadebiutowała w 1979 r. Popularność zdobyła kilka lat później, dzięki roli Teresy Plińskiej w "Nad Niemnem" oraz jako Maria Sokólska w telenoweli "W labiryncie". Jeszcze na studiach związała się z Eugeniuszem Nowakowskim, ale ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Pocieszenie znalazła u boku holenderskiego dyplomaty - zakochana, postanowiła porzucić karierę i razem z nim zamieszkać w Holandii, gdzie tylko sporadycznie występowała na scenie. Dopiero po śmierci męża wróciła do kraju.
- Kiedy mąż zmarł, nic mnie tam już nie trzymało. I nie żałuję tego powrotu - mówiła.
"Chcę żyć mocno tu i teraz"
Od czasu do czasu pojawia się na scenie lub przed kamerami, ale nie zabiega o role. Przyznaje, że nigdy nie zależało jej na popularności.
- Choć może nie jestem tak aktywna zawodowo, jak mogłabym, to jednak pracuję, gram, jeżdżę z recitalami. I te spotkania w terenie z publicznością są dla mnie najbardziej cenne. Ponadto ukończyłam kilka kursów związanych z pracą nad świadomością i tę wiedzę również przekazuję innym - wyznawała w "Super Expressie".
Zapewnia też, że nie zazdrości swoim bardziej popularnym koleżankom, nie narzeka, cieszy się z tego, co zsyła jej los.
- Może to wynika również z tego, że sporo przeszłam w życiu, także poważną chorobę. Jak tu się więc nie cieszyć z tego, co mam? Po co marnować czas i siły na jakieś negatywne emocje? Każdy nowy dzień jest dla mnie wielkim szczęściem. Chcę żyć mocno tu i teraz - dodawała