Ewa Krzyżewska: ''Polska Sophia Loren'' dwa dni walczyła o życie
W kraju nazywana była „polską Sophią Loren”, a zachwyceni zagraniczni krytycy porównywali ją do Avy Gardner i Audrey Hepburn. Ale Ewa Krzyżewska nie była niczyją kopią i choć te komplementy sprawiały jej niekłamaną przyjemność, nigdy nie pozwoliła, aby zawróciły jej w głowie.
W kraju nazywana była „polską Sophią Loren”, a zachwyceni zagraniczni krytycy porównywali ją do Avy Gardner i Audrey Hepburn. Ale Ewa Krzyżewska nie była niczyją kopią i choć te komplementy sprawiały jej niekłamaną przyjemność, nigdy nie pozwoliła, aby zawróciły jej w głowie.
Skromna, piękna i wrażliwa dziewczyna, obdarzona oszałamiającą urodą i wielkim talentem, artystka wyjątkowa, nietuzinkowa, ale, jak to zwykle bywa, niedoceniona. Po części na własne życzenie.
Jej kariera aktorska trwała zaledwie 15 lat i skończyła się dokładnie wtedy, gdy Krzyżewska powoli zaczęła wdrapywać się na szczyt. Dla miłości zrezygnowała ze wszystkiego, co do tej pory udało się jej osiągnąć. Wyjechała z kraju, pozwalając, by słuch o niej zaginął. Ale niedługo dane jej było cieszyć się szczęściem małżeńskim...
Rodzinna tragedia
Urodziła się 7 lutego 1939 roku w Warszawie jako dziecko Marii Piotrowskiej i Juliusza Krzyżewskiego, polskiego poety i radiowca, który poświęcił ukochanej córce wiele wierszy, choć nigdy nie pozwolono mu nacieszyć się jej obecnością. Wkrótce po narodzinach dziecka wstąpił do AK i zginął w 1944 roku podczas Powstania Warszawskiego.
Zrozpaczona wdowa, utraciwszy niemal cały majątek, wraz z malutką Anną Ewą – w domu nazywaną Haneczką – zamieszkała w Chrzanowie, imając się najróżniejszych prac, by zapewnić sobie i córce godziwe warunki do życia.
''Kariera zaczęła się od okładki''
Kolejna przeprowadzka, tym razem do Krakowa, pomogła im odzyskać wiarę w lepsze jutro. Nastoletnią Krzyżewską przyjęto do szkoły teatralnej, o której od dawna marzyła, a zaraz potem otrzymała pewną propozycję zawodową. To zupełnie odmieniło jej życie.
- Jej kariera zaczęła się od okładki, bo Przekrój ogłosił wtedy konkurs pod hasłem: „Dziewczyny z okładek trafiają na ekran”. I ona wygrała – wspominał w rozmowie z Wysokimi obcasami Wojciech Plewiński, polski fotograf, który odkrył dla polskiego show-biznesu wiele znaczących dziś gwiazd.
Młodziutką Krzyżewską dostrzegł Andrzej Wajda, który zaproponował jej rolę w „Popiele i diamencie”, gdzie miała wystąpić obok Zbyszka Cybulskiego.
''Zrobię z niej drugą Sophię!''
Widzowie się nią zachwycili, krytyka była oczarowana. Za swój debiut aktorka została uhonorowana Kryształową Gwiazdą Francuskiej Akademii Filmowej.
- Ja po prostu nie mogłam pojąć, nie rozumiałam, co nagle wokół mnie zaczęło się dziać; co za moce sprawiły, że ze studentki drugiego roku szkoły teatralnej, z kandydatki na aktorkę zaledwie, stałam się ośrodkiem powszechnego zainteresowania – mówiła Krzyżewska w Filmie, dziwiąc się temu nagłemu zamieszaniu, jakie wywołała w branży.
Choć filmoznawcy podkreślają, że Krzyżewska nie wykreowała zbyt wielu wybitnych ról, jej magnetyzm, osobowość i bezsprzeczny talent nie mogły pozostać niezauważone.
Legenda głosi, że po skończonym pokazie producent Carlo Ponti – prywatnie mąż Sophii Loren – miał powiedzieć: "Przyślijcie ją do Włoch, a zrobię z niej drugą Sophię!".
Zazdrosny mąż
Po raz ostatni na ekranie pojawiła się w 1973 roku, w filmie „Zazdrość i medycyna” Janusza Majewskiego.
- Należała do tych aktorek, o których sile oddziaływania decydował już sam wygląd. Niebywale fotogeniczna, miała w sobie to "coś", co przykuwało wzrok. Otoczona była nimbem tajemniczości, a przy tym niezwykle introwertyczna, niechętna do zwierzeń - wspomina reżyser w wywiadzie dla Wprost.
- Ona strasznie się wstydziła – wspominał po latach na łamach Gazety Wyborczej jej filmowy partner, Andrzej Łapicki. - Miałem z nią taką scenę w "Zazdrości i medycynie". Na początku lat 70. Janusz Majewski wymyślił, że ona idzie od kamery na mnie naga. Widz widzi jej plecy i pupę, a ja to, co z przodu. Siedzę w krawacie i na nią patrzę. Wszystkich zbędnych wyrzucono z planu. Klaps. Idzie. Patrzę i nie mogę grać, bo ona ma wszystkie krytyczne miejsca pozaklejane plastrami! Długo ją namawialiśmy, żeby to odkleiła, a ona długo tłumaczyła, że ma zazdrosnego męża.
Wybrała miłość
Tym zazdrosnym mężem był Bolesław Kwiatkowski, którego poznała w 1970 roku i wkrótce potem poślubiła. Miała już wtedy za sobą nieudany związek z handlowcem Wacławem Andrzejem Spława-Neymanem, z którym rozwiodła się w 1963 roku, po zaledwie trzech latach małżeństwa.
Kwiatkowskiemu, starszemu od aktorki o 14 lat, udało się zdobyć jej serce.
Krzyżewska ślepo mu ufała i była gotowa podporządkować się, byle tylko nie stracić jego uczucia. To właśnie Kwiatkowski, prawnik i dyplomata, nie chcąc się z nikim dzielić ukochaną kobietą, wymógł na niej, by zrezygnowała z grania.
I choć twierdzono, że gdyby skupiła się na swoim zawodzie, mogłaby zostać jedną z najlepszych aktorek nie tylko w Polsce, ale i na świecie, ona posłusznie wycofała się i już nigdy nie stanęła przed kamerą.
Jej mąż zginął na miejscu
Wraz z mężem opuściła kraj. Wiele podróżowali, przemierzając świat, przez jakiś czas mieszkali w Nowym Jorku, potem przenieśli się do pięknego domu w Hiszpanii.
Krzyżewska próbowała znaleźć sobie nowe zajęcia. Pracowała w bibliotece, próbowała swoich sił jako projektantka i agentka nieruchomości, ale, jak sama przyznawała, brakowało jej grania. Choć sama nigdy nie lubiła mówić o swoich uczuciach, była przygnębiona, walczyła z depresją, coraz częściej żałowała podjętej przed laty decyzji.
28 lipca 2003 roku Krzyżewska wraz z mężem miała wypadek samochodowy. Kwiatkowski zginął na miejscu, aktorkę przewieziono do szpitala, gdzie zaczęła się walka o jej życie. Odłączono ją od aparatury sztucznie podtrzymującej funkcje życiowe dwa dni później. Pochowana została w Warszawie w grobie rodzinnym Krzyżewskich. (sm/gk)