Fala zaciekłej krytyki. Kożuchowska dawno nie była w takiej sytuacji
Anatomia upadku czy potknięcie, po którym podniesie się w chwale? Kożuchowska znów trafiła pod ostry ostrzał krytyki. Nie pierwszy raz. Wiele lat temu dostała po głowie za śmierć Hanki Mostowiak w kartonach, potem - za rolę w jednym ze spektakli Teatru Narodowego. Dziś znów obrywa za łączenie teatru z serialami.
Kilka lat temu po niszczącej krytyce Małgorzata Kożuchowska zeszła na wiele lat z teatralnej sceny, czy dziś, kiedy Tomasz Raczek zmiażdżył jej najnowszą rolę filmową, zniknie z ekranu?
Kożuchowska kompletnie położyła rolę? Znowu? Gdyby wziąć pod uwagę tylko to, co się pisze w internecie na temat jest występu w filmie "Gierek", gdzie aktorka zagrała postać historyczną, żonę głównego bohatera, Stanisławę, można odnieść wrażenie, że ostatecznie utopiła swoją karierę.
Zobacz: Małgorzata Kożuchowska - "Też jestem frankowiczem"
Nie ma czego grać i ledwo dyszy
Najgłośniejszym echem odbija się od kilku dni recenzja autorstwa Tomasza Raczka, który sam film określił jako "bubel", a nad rolą Kożuchowskiej pastwił się najbardziej zajadle. Użył mocno zapadających w pamięć i ożywiających wyobraźnię słów: "pani Małgorzata ledwo dyszy w tym filmie". Nie skupił się jednak za bardzo na samej roli, ale raczej na jej otoczce, a przede wszystkim - na fakcie, że Kożuchowska funkcjonuje dziś bardzo aktywnie w obiegu celebrycko-gwiazdorskim.
Raczek ubolewa więc głównie nad tym, że Kożuchowska "chodzi po ściankach i zastanawia się bardziej, co na siebie założyć i jaką fryzurą zachwycić fotografów, zamiast zastanowić się, jaką rolę zagrać i co zrobić, żeby ta rola była wyjątkowa, żeby była najlepsza, jaką [może] zagrać".
Trudno znaleźć dobrą opinię o jej roli w "Gierku". Tomasz Gardziński w serwisie spidersweb.pl ocenił, że Kożuchowska "w kilku swoich scenach sięga po tak sztuczną przesadę, że dokłada swoją cegiełkę do żenującego obrazu całości". Michał Kujawiński w naekranie.pl dodał, że jej rola jest "zupełnie nijaka". Tylko trochę bardziej łaskawa była Ola Gersz, recenzentka portalu natemat.pl, która napisała, że "Kożuchowska (...) głównie podaje mężowi obiad i martwi, że Edzio się przepracowuje – grać nie ma po prostu czego".
Aktorstwo czy włosy?
To nie pierwszy raz, kiedy Kożuchowska spotyka się z tak druzgoczącymi recenzjami. I nawet jeśli w jakiejś mierze dotyczą one całego filmu, a nie tylko jej roli, to właśnie jej mocno dostaje się po głowie.
Za samą rolę i za nietrafiony wybór projektu, w którym wzięła udział. Wygląda na to, że aktorka po raz kolejny płaci wysoką cenę za to, w jaki sposób prowadzi swoją karierę i jak wypowiada się publicznie.
Po części wynika to pewnie z tego, że próbuje łączyć aktorstwo teatralne z serialowym, występy na prestiżowych polskich scenach i - wyszydzone przez Raczka - pokazywanie się na ściankach. Po części natomiast - że zdarzają jej się wyjątkowo nietrafione wybory.
Kiedy przyjrzeć się jej karierze, nie sposób nie zauważyć, że nieustannie spadają na nią fale zaciekłej krytyki, atakującej ją niemal za wszystko, za co się tylko weźmie. Nawet wtedy, kiedy nie ma ku temu mocnych powodów.
Znamienny jest tu rzut oka na dyskusję anonimowych internautów i internautek w jednym z najważniejszych polskich portali filmowych. Wygląda niemal jak żart - kilkanaście osób przerzuca się argumentami na temat tego, czy była lepszą aktorką w długich czy krótkich włosach. Jedna z uczestniczek tej absurdalnej debaty pisała:
"Właśnie oglądałam jej zdjęcia i sobie myślę, że jak dobrze, że ścięła te długie włosy, bo wyglądała bardzo średnio, obcięcie na krótko to zmiana na dużo lepsze. W długich wyglądała nijako, a w krótkich bardzo fajnie i charakterystycznie. I niewielu kobietom jest w krótkich włosach ładniej, ale jej zdecydowanie tak!".
Nic nie zapowiadało "błądzenia"
Początek kariery nie zwiastował, w jaką pułapkę zapędzi się dziś Kożuchowska. Urodzona we Wrocławiu, dorastająca w Toruniu, pierwsze aktorskie kroki stawiała w warszawskiej szkole teatralnej, którą ukończyła w 1994 roku. Zaraz po dyplomie - zagrała w witkiewiczowskim spektaklu w reżyserii Wiesława Komasy - znalazła miejsce w zespole Teatru Dramatycznego, gdzie została na ponad dekadę.
Występowała tam w spektaklach tak cenionych reżyserów jak m.in.: Jerzy Gruza, Krzysztof Warlikowski i Tadeusz Słobodzianek. To, jak różni to twórcy, pokazuje szeroki zakres możliwości Kożuchowskiej, którą w tamtym czasie krytyka nie wahała się określić mianem "aktorki doskonałej".
Potem trafiła na sam szczyt tradycyjnego teatru w Polsce - w 2014 roku dyrektor Jan Englert zatrudnił ją w Teatrze Narodowym. Debiutowała tam w gombrowiczowskim "Błądzeniu" w reżyserii Jerzego Jarockiego, który potem wielokrotnie angażował ją do swoich kolejnych projektów.
Nie chciała być miła
Kożuchowska bardzo szybko rozpoczęła także równoległą karierę filmową. Zainaugurowała ją bardzo mocnym akcentem: zagrała w obu częściach niezwykle popularnej komedii kryminalnej "Kiler". Stworzyła tam postać pełnej energii dziennikarki, Ewy Szańskiej, a krytyka i publiczność były zgodne - to była wielka i przełomowa rola. Wszyscy po prostu bardzo polubili aktorkę, która zagrała jedną z najbardziej sympatycznych postaci w filmie.
Po tym sukcesie Kożuchowska zaczęła dostawać coraz więcej propozycji filmowych, które dość konsekwentnie odrzucała. Dlaczego? Bo były bardzo podobne do roli, którą zagrała w "Kilerach". A to zdecydowanie nie zaspokajało jej aktorskich ambicji. Chciała spróbować swoich sił, kreując zupełnie inną postać. Nie chciała już być ciepła i sympatyczna, chciała zagrać kogoś niemiłego, może nawet potwora.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Śmierć w kartonach
Dlatego po trzech latach czekania przyjęła rolę w serialu "M jak miłość". Jej postać, Hanka Mostowiak, miała być złośliwa, nieprzyjemna, po prostu wredna. I tym urzekła Kożuchowską, która miała ochotę zagrać kogoś, kogo publiczność po prostu nie może polubić. Ironia losu i decyzje osób odpowiedzialnych za scenariusz sprawiły jednak, że sprawy potoczyły się zupełnie inaczej - Hanka w kolejnych odcinkach stawała się coraz bardziej sympatyczna i szybko stała się ulubienicą widzek i widzów.
Po kilku latach Kożuchowska powiedziała: dość. Nie mogła wtedy wiedzieć, że kręci właśnie bat na samą siebie - lada moment miała się stać pośmiewiskiem i memem. Wszystko za sprawą absurdalnej sceny śmierci jej bohaterki, która wjechała samochodem w... stertę kartonów.
Niemal cały polski internet z miejsca wybuchł potężnym śmiechem, a wręcz rechotem. Trudno było zliczyć wszystkie żarty z tej kuriozalnej sekwencji. Serwis Plejada nagrodził śmierć Hanki Mostowiak nagrodą dla "wydarzenia roku 2012", uzasadniając, że "o tym wszyscy mówili, o tym wszyscy pisali i komentowali".
Media dały jej wtedy popalić. To był pierwszy moment w jej karierze, kiedy tak bardzo dotknęło ją ostrze krytyki. Na pewno mocno to przeżywała, choć po latach udało jej się nabrać dystansu do całej sprawy - zaproszona w 2019 roku przez Kubę Wojewódzkiego do jego programu telewizyjnego, opowiedziała kulisy całej sprawy, tłumacząc kwestię kartonów mikroskopijnym budżetem serialu: produkcji nie było stać na rozbicie samochodu.
- Zawsze ceniłam jej aktorstwo - mówi dziś, po latach, scenarzystka serialu, Ilona Łepkowska. - Bo w odróżnieniu od wielu innych osób, oglądałam ją także w teatrze, gdzie kreowała wtedy bardzo udane role. Wiedziałam więc, jaki ma potencjał i możliwości, jak szeroką ma paletę możliwości aktorskich. Doskonale rozumiałam, jak bardzo ten serial zaczął ją ograniczać. W oczach wielu osób, także tych odpowiedzialnych za castingi, przestała być Małgorzatą Kożuchowską, a stała się Hanką Mostowiak.
Seriale uśpiły i odebrały czujność?
Kożuchowska cały czas próbowała działać na dwa fronty, a po krytyce, która spadła na nią za to, co stało się z Mostowiak, chciała się nieco bardziej niż w poprzednich latach skoncentrować na teatrze. Znów pojawiła się w Narodowym, a jej wielkim powrotem miała być rola Maggie w "Kotce na gorącym blaszanym dachu" Tennesseego WIlliamsa w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza. Niestety, nic z tego. Na drodze stanął jej bowiem jeden z najbardziej poważanych polskich krytyków teatralnych, Jacek Wakar.
Przygotował miażdżącą recenzję spektaklu, a zwłaszcza jej występu. Znalazły się tam słowa o tym, że "pozbawiona oparcia w reżyserze Małgorzata Kożuchowska sprowadza dramat Maggie do wymiaru telenoweli. Wypada płasko i minoderyjnie, jakby wciąż zabiegała o sympatię widzów. (...) Klęska tej roli powinna być dla zdolnej aktorki sygnałem ostrzegawczym, że jednak trudno żenić 'Rodzinkę.pl' z graniem poważnych ról na scenie. Seriale usypiają, odbierają czujność".
To był przełom, to był dramat, to była cezura. Nazwisko Jacka Wakara po raz pierwszy w jego wieloletniej karierze pojawiło się na łamach plotkarskich czasopism i portali.
Występował tam jako ten, który zniszczył karierę aktorki. Bo rzeczywiście: Kożuchowska długo nie mogła się podnieść po tej recenzji: zwolniła się z Teatru Narodowego, myślała podobno o całkowitym porzuceniu zawodu. Ukojenie znalazła w życiu osobistym - niedługo potem urodził się jej syn i przez kilka lat skupiała się głównie na jego wychowaniu.
Wakar dziś nie chce mówić o tej sprawie i nie chce oceniać najnowszych osiągnięć aktorki. Przyznaje tylko, że jasno wyraziła ona swój żal do niego i przez długi czas nie utrzymywała z nim stosunków. Pojednali się dopiero po latach.
Wielki powrót
Po tym medialnym dramacie aktorka skupiła się na rolach serialowych. Nomen omen zagrała wtedy główną rolę w TVN-owskiej produkcji "Druga szansa". Postanowiła też dać sobie drugą szansę w Teatrze Narodowym, tym bardziej, że dyrektor Englert wciąż trzymał dla niej miejsce w zespole.
Powrót okazał się niemal tryumfalny - zagrała tytułową postać w wysmakowanym spektaklu Wojciecha Farugi "Matka Joanna od Aniołów" na podstawie słynnego, skandalizującego opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza. Jej rola spotkała się bardzo ciepłym przyjęciem. Marta Żelazowska w "Nowej sile krytycznej" pisała: "Mimika, gesty, intonacja głosu aktorki są niezwykle wyważone, przemyślane, dopracowane do perfekcji". Inni oceniali, że to "powrót w wielkim stylu".
Wyglądało na to, że Kożuchowska wychodzi na prostą, po latach, kiedy krytyka patrzyła na nią w najlepszym razie z lekką pobłażliwością, znów zapracowała sobie na opinię aktorki ciekawej i wartej obserwowania. I wtedy przydarzył się "Gierek". I Tomasz Raczek, który zmiażdżył ją w swojej recenzji, niemal słowo w słowo powtarzając argumentację Jacka Wakara sprzed prawie dekady. Wtedy aktorka zeszła ze sceny na długi czas. Czy teraz zniknie z ekranu?
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ona sprosta wyzwaniom
O aktorce zdecydował się wypowiedzieć Łukasz Maciejewski.
- Kiedy przygotowywałem trzeci tom książkowego cyklu "Aktorki", nie miałem wątpliwości, że jedną z bohaterek powinna być Małgorzata Kożuchowska - wspomina.
- Niektórych to dziwiło: jak to, taka gwiazda? Kożuchowska grała wtedy przede wszystkim w "Rodzince.pl" i z tą rolą była bezdyskusyjnie kojarzona. Dla mnie jednak, jako krytyka teatralnego, a nie historyka kina, Małgorzata Kożuchowska jest wspaniałą aktorką teatralną. I tak było zawsze. W kinie ma świetny potencjał komediowy, mnóstwo wdzięku, poczucia humoru, ale wciąż chyba czeka na reżysera, czy też scenariusz, w którym mogłaby to wszystko pokazać. Grając tak dużo, chyba paradoksalnie nie ma w kinie szczęścia. A, pamiętajmy, naprawdę trudno zagrać coś z niczego. Przy schematycznych postaciach, scenariuszach, aktor jest w zasadzie bezbronny.
Przyznaje: - Jednak kiedy słyszę krzywdzące, dotykające aktorki często ad personam, a nie oceniające jej umiejętności, komentarze, najchętniej wysłałbym autorów do Teatru Narodowego, żeby zobaczyli Kożuchowską, jak buduje role, i dopiero potem ferowali wyroki. Kożuchowska jest naprawdę wspaniała, i nie mówię wcale o zamierzchłych czasach, o współpracy z Jarockim czy z Lassalle'em, ale o najnowszych spektaklach z jej udziałem, przede wszystkim tytułowej kreacji w "Matce Joannie od Aniołów". Koronkowa aktorska robota – przemyślana w najdrobniejszych fragmentach. Czekam, żeby w kinie ktoś przed nią postawił podobne wyzwanie. Ona temu sprosta, jestem przekonany.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Raczek: Kożuchowska źle dobiera role
O to, czy podtrzymuje dziś swoją opinię o Małgorzacie Kożuchowskiej i jej roli w "Gierku" Wirtualna Polska zapytała też sprawcę najnowszego zamieszania wokół aktorki, Tomasza Raczka.
- Problem polega przede wszystkim na tym, że Kożuchowska ma słabego agenta, który reprezentuje jej interesy - komentuje.
- Najwyraźniej brakuje koło niej kogoś, kto w odpowiedni sposób kierowałby jej karierą i wybierał role właściwe dla rozwoju jej talentu. Świetnym przykładem, że to może dobrze działać, jest Marcin Dorociński - jego agentka bardzo starannie i konsekwentnie dba o właściwy dobór kolejnych projektów, w których aktor bierze udział i rozwija jego karierę w sposób profesjonalny.
Raczek zaznacza: - Kożuchowska jest aktorką bardzo wszechstronną i potrafi wspaniale wypaść na ekranie czy na scenie, ale postrzega się ją głównie przez pryzmat seriali. Do tego dochodzi promocyjny nacisk na ścianki i ciągle nowe stylizację. To w połączeniu z częstym pokazywaniem się w telewizyjnych produkcjach i słabych filmach powoduje brak rozwoju warsztatu aktorskiego. Bardzo żałuję, bo jestem pewien, że ta aktorka ma wielki potencjał, który za sprawą fatalnych decyzji repertuarowych jest marnowany.