Foremniak w porażającej roli. "Krzyk filmowej Małgosi to krzyk wielu kobiet"
- Jest w filmie scena, w której Małgosia po szarpaninie ze swoim synem upada do strumienia. Wszystko w niej pęka. To była moja Małgosia Płonka - opowiada w rozmowie z WP Małgorzata Foremniak. To, co pokazuje w "Sonacie", to być może najlepsza rola w jej karierze.
Grzegorz Płonka urodził się jako wcześniak. Lekarze podejrzewali u niego głębokie upośledzenie intelektualne i nie dawali większych szans na normalne życie. Miał ledwo półtora roku, gdy w wypadku zginęła jego mama. Tata i adopcyjna mama chłopaka byli zdeterminowani, by walczyć o syna. Przez 14 lat Grzegorz był błędnie diagnozowany (mówiono o autyzmie), by w końcu dowiedzieć się, że to… głęboki niedosłuch mózgowo-rdzeniowy. Z "głęboko upośledzonego" stał się "głęboko niesłyszącym". Nastąpił przełom w jego życiu. W Konkursie Głównym festiwalu w Gdyni można było zobaczyć film "Sonata" o tej historii, który poruszył krytyków.
Magda Drozdek: Jak wyglądałby pani świat, jeśli nie byłoby w nim dźwięków?
Małgorzata Foremniak: Trudno mi to sobie wyobrazić. Mogę tylko powiedzieć, że dzięki temu, że poznałam Grzesia Płonkę, bardziej zwracam uwagę na to, że posiadam zmysł słuchu. To było zawsze dla mnie oczywiste. Dopiero zderzając się z kimś takim, kto musiał sobie poradzić bez słuchu, uświadomiłam sobie, jak w codzienności wszystko jest dźwięczne. Na przykład dziś obudziłam się, wiał silny wiatr, flagi na masztach uderzały o siebie, wszystko huczało.
Zamknęłam oczy i pomyślałam o tym, że świat pełen jest dźwięków, których Grześ Płonka przez wiele lat w ogóle nie słyszał. Stojąc przy oknie, chłonąc te wszystkie dźwięki, zrozumiałam, jaka to jest moc - słyszeć. Dotarło też wtedy do mnie, jak ważna stała się w moim życiu historia rodziny Płonków. I jak wiele nauczyła mnie praca nad tą rolą.
Pierwszy raz gra pani żyjącą postać, prawda?
Tak i na początku poczułam zgrzyt, że nie mam całkowitej wolności w tworzeniu postaci. Miałam przed sobą kobietę, która opowiedziała mi swoją historię, dopuściła mnie do swojego życia, a z drugiej strony musiałam wykreować postać filmową. Przejście od pierwowzoru do własnej kreacji było dla mnie szalenie trudne. Po wielu rozmowach z Małgosią Płonką poczułam ulgę i wdzięczność, ponieważ już na początku naszych spotkań Małgosia powiedziała mi wprost: "Możesz robić, co tylko chcesz. To będzie twoja Małgosia. Daję ci pełną wolność i przestrzeń".
Czy Małgorzata Płonka bała się czegoś w związku z produkcją filmową, która mówi przecież o życiu jej rodziny?
Myślę, że o tym wiedzą jedynie producenci. Małgosia opowiedziała mi natomiast ciekawą historię: gdy przyszedł do niej po razy pierwszy reżyser i scenarzysta Bartek Blaschke, to zaprosiła do siebie Zuzię - bratanicę Joanny, czyli biologicznej mamy Grzesia. Zuzia to niezwykle uduchowiona osoba. To ona kilka lat wcześniej, gdy ukazał się pierwszy reportaż o losach Grzesia, powiedziała: "Teraz czekamy na propozycję filmu fabularnego. Zrobi go młody reżyser, debiutant, ale najpierw muszę mu spojrzeć głęboko w oczy". I tak się stało.
To jest trudność czy ułatwienie, gdy jest się tak blisko prawdziwej postaci? Razem z Łukaszem Simlatem nawet zamieszkaliście u rodziny Płonków.
Na początku to ułatwienie. Potem jest trudniej, bo łatwo wpaść w pułapkę. Zaczynasz się zastanawiać, czy ta prawdziwa postać na pewno tak chodzi? A czy tak mówi? A czy dokładnie tak się porusza? Tego nie można robić. Postaci w kinie są autentyczne, gdy aktor po swojemu kreuje bohatera.
Jest w filmie scena, w której Małgosia po szarpaninie ze swoim synem upada do strumienia. Wszystko w niej pęka. To była moja Małgosia Płonka. Chciałam ją wykrzyczeć. Obawiałam się, że prawdziwa Małgosia może mieć z tym kłopot. A tak się nie stało.
Ta scena wyraża emocje tysięcy kobiet w Polsce, które mają dziecko z niepełnosprawnością. Tych, które kilkanaście miesięcy temu leżały na podłodze w Sejmie, próbując zwrócić uwagę na problemy ich rodzin.
Dokładnie tak. Łatwo jest nam mówić o problemie dzieci z niepełnoprawnością i trudach matki, ale my potem wracamy do swojego poukładanego, zdrowego życia. A ta kobieta wraca do świata, który jest bardzo, bardzo trudny. Krzyk filmowej Małgosi to krzyk wielu kobiet, a jej kruchość serca jest prawdziwą siłą.
Jest też w "Sonacie" taka scena, w której Małgosia skarży się lekarzowi, że system jest bezduszny, wiele drzwi jest dla rodzin osób z niepełnosprawnościami pozamykane. Czy ten film może w jakimś stopniu te drzwi wyważyć?
Bardzo w to wierzę. Bartek Blaschke zrealizował film, który niczego nie narzuca. Widz wchodzi w filmowy świat i zaczyna współodczuwać. Mam serdeczne życzenie, byśmy zaczęli rozmawiać głośno o szansach i możliwościach edukacji dzieci takich jak Grzegorz i powalczyli o zmianę systemu szkolnictwa.
Producenci "Sonaty" apelują, by zwrócić uwagę na to, że osoby z niepełnosprawnościami nie mają praktycznie szans, by uczyć się w szkołach artystycznych…
Tak, ale chodzi nie tylko o system, który odbiera możliwość uczenia się w szkole artystycznej. Chodzi o to, żeby taka osoba mogła po prostu wyrażać siebie przez swój talent. A my jako społeczeństwo mamy mnóstwo jeszcze do przerobienia w tym temacie. Gdzie tu jest różnica? Kto ją wyznaczył? Wierzę, że ten film poruszy widzów, że ich uwrażliwi. Czasy, które kazały nam się zatrzymać i żyć dosłownie w zamknięciu, pokazały, że w życiu najważniejszy jest po prostu drugi człowiek.
Jak mówił tata Grzegorza Płonki, w tej historii nie ma happy endu.
Życie przez nas przepływa. Ma różne oblicza. Tylko w życiu tej rodziny - jak mówi Łukasz Płonka - "lwią część czasu i emocji zajmuje osoba niepełnosprawna". Dobrze by było, gdybyśmy byli na to wrażliwi i na swój sposób mogli dla takich rodziny być wsparciem.
W "Sonacie" ma pani mocną, chwytającą za serce, dużą rolę. W końcu. Co się działo, że dopiero teraz, po wielu latach, dostaje pani taką rolę?
Ostatnią wiodącą rolę miałam w filmie "Avalon" (2001). Ośmielę się powiedzieć, że Bartosz Blaschke jako jeden z nielicznych twórców wyszedł poza szablon. Wydaje mi się, że zobaczył prawdziwą mnie.
Czyli apelujemy o kolejne wiodące role dla Małgorzaty Foremniak…
Wierzę, że przyjdą do mnie role dramatyczne i postaci równie wnikliwie, co w przypadku Małgosi Płonki.