Gustaw Lutkiewicz: Z powodu choroby słynny aktor musiał przejść na emeryturę
Nazywany jest „mistrzem drugiego planu” i nie ma w tych słowach żadnej przesady. Mało który aktor potrafił stworzyć tak wiele różnorodnych, zapadających w pamięć kreacji co 91-letni Gustaw Lutkiewicz.
Nazywany jest „mistrzem drugiego planu” i nie ma w tych słowach żadnej przesady. Mało który aktor potrafił stworzyć tak wiele różnorodnych, zapadających w pamięć kreacji co 91-letni Gustaw Lutkiewicz.
Miał zostać prawnikiem, jednak uznał, że zamiast w sądzie, woli realizować się na teatralnej scenie. Wybór okazał się jak najbardziej słuszny nie tylko ze względów zawodowych, ale i prywatnych – na studiach poznał swoją przyszłą żonę. Od tamtej pory stali się nierozłączni.
Droga do sukcesu nie była łatwa. Ubogi aktor sypiał w piwnicy, a później tułał się po hotelach robotniczych, walcząc o każdą rolę.
Ale cierpienie i cierpliwość się opłaciły. Dziś Lutkiewicz jest cenionym i wielokrotnie nagradzanym aktorem. Polska publiczność pokochała go za role w filmach (m.in. „Znachor”) czy serialach („Złotopolscy”). Żałuje tylko, że z powodu choroby musiał wycofać się z zawodu i przejść na emeryturę, bo teatr był jego całym światem.
''Powiedzieli, że mam się wynosić z ich szkoły''
Urodził się 29 czerwca 1924 roku w Kownie, wychowywał się zaś w Wiłkomierzu, gdzie jego ojciec został sekretarzem polskiego gimnazjum. Gdy w 1940 roku szkołę zamknięto, nastoletniego Lutkiewicza przeniesiono do placówki litewskiej.
- Chłopcy z ósmej klasy, Litwini, powiedzieli, że mam się wynosić, jak to nazwali, z ich szkoły*– wspominał w „Super Expressie”. *- Nie chcieli Polaka.
W dodatku Lutkiewicz nie uczył się dobrze – miał bardzo słabe wyniki w nauce, choć już wtedy przejawiał aktorski talent.
- Matematyka i pokrewne to był horror. Nawet musiałem powtarzać drugi rok gimnazjum. Ale lubiłem literaturę, recytować, stać na scenie – wspominał.
Ze szkoły jednak wyleciał.
Studia z głupoty
Lutkiewicz znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. Traktowany jak obcy, próbował jakoś ułożyć sobie życie. Imał się najróżniejszych zajęć, próbując zarobić na utrzymanie.
- Nie było to łatwe, ale w końcu wylądowałem w fabryce kafli, zostałem pomocnikiem kierowcy* - opowiadał „Super Expressie”. *- Do moich obowiązków należało dokładanie do pieca drewna, bo wtedy samochody były na drewno, oraz załadunek i rozładunek paki.
W 1945 wraz z rodziną uciekł do Polski. Tam zdał maturę i postanowił iść na studia. Wbrew temu, co podpowiadało mu serce, wybrał prawo.
- Z głupoty, bo kolega też tam poszedł. Ale to prawo było pomyłką – wyznawał. Zrezygnował po niecałym roku.
Studenckie koszary
W 1946 roku pojechał do Łodzi, chcąc zrealizować swoje marzenie o szkole teatralnej. Egzamin zdał bez większego trudu.
Czas spędzony na uczelni wspomina z sentymentem – już na trzecim roku dostał szansę, by zadebiutować na teatralnej scenie. Dzięki czemu zdobywał niezbędne doświadczenie.
- To było dobre, bo człowiek jak już został dyplomowanym aktorem, to szedł do teatru nie jak ta nietknięta dziewica – opowiadał w „Super Expressie”.
Ale przyznawał, że nie zawsze było łatwo. Na studiach cierpiał biedę i nie miał się gdzie podziać.
- Pamiętam, jak w piwnicach zorganizowano dla nas ogromne lokum, kilkanaście łóżek jedno obok drugiego – wspominał. - My studenci spaliśmy tam jak w koszarach. Ale wtedy człowiek miał niewielkie wymagania.
''Nabrała się na stworzony przez mnie image''
Wyboru studiów nigdy nie żałował. To właśnie na uczelni, kiedy był już na trzecim roku, poznał dopiero zaczynającą naukę Wiesławę Mazurkiewicz.
Byli dla siebie stworzeni. Ślub wzięli już w 1950 roku.
Małżeństwo na odległość
Zanim jednak udało im się rozpocząć szczęśliwe małżeńskie pożycie, musiało minąć trochę czasu. Ze względu na pracę byli w ciągłych rozjazdach, mieszkali nawet w dwóch różnych miastach. Lutkiewicz, który powoli zdobywał coraz większą popularność jako aktor filmowy, przeniósł się do stolicy.
- Do Warszawy przyjechałem sam, żona pracy tutaj nie miała. Trzy sezony byliśmy tak "rozstani", ale na szczęście nic nas nie było w stanie rozdzielić – opowiadał w „Super Expressie”.
- Wynająłem pokoik u pewnej starszej pani na Saskiej Kępie. Wreszcie żona przyjechała, ale tej pani to się nie spodobało. Tułaliśmy się więc po hotelach robotniczych, aż Wiesia zapisała nas do spółdzielni na Saskiej Kępie. To żona wychodziła mieszkanie. Do dziś w nim mieszkamy.
''Życie skurczyło się do bytowania''
Ani Lutkiewiczowi, ani Mazurkiewicz nie zależało na wielkiej sławie. Wiedli spokojne życie w artystycznym środowisku, otoczeni przyjaciółmi po fachu, realizując się zawodowo. Byli szczęśliwi. Kilka lat temu aktor przyznawał, że tęskni za dawnymi czasami.
- Kiedyś biegło się po spektaklu do SPATiF-u, a dziś... Dziś życie jakby zastygło, skurczyło się– żalił się w „Super Expressie”. - Mało kto do nas przychodzi. My też nigdzie nie chodzimy... Widzę dwa tego powody. Ludzie nie kontaktują się już tak jak dawniej. Do tego dochodzi nasze starzenie się. Sporo osób zaprzyjaźnionych jest już po tamtej stronie. Życie skurczyło się do bytowania.
W dodatku ze względu na postępującą chorobę musiał wycofać się z zawodu. Emerytura wyraźnie mu nie służy.
– W roli emeryta czuję się fatalnie. Brakuje mi pracy, ale choroba oczu wyklucza mnie zawodowo. Nie mogę czytać, nie chodzę do kina, nie oglądam telewizji. Wiedzieć i pamiętać, jak wygląda świat i „Życie na gorąco”. I tylko towarzystwo troskliwej małżonki dodaje mu sił. Opieka żony to dar niebios. (sm/gk/gol)