Halina Mikołajska: władza robiła wszystko, aby ją zniszczyć
22.03.2016 | aktual.: 22.03.2017 10:06
„Życie rodzinne” Krzysztofa Zanussiego, film psychologiczny mający swą premierę 4 września 1971 roku, zebrało swego czasu doskonałe recenzje i zgarnęło sporo nagród. Kilka wyróżnień powędrowało do Hanny Mikołajskiej, wspaniałej aktorki, ale i aktywistki, która podjęła otwartą walkę z władzami.
Za swoją działalność opozycyjną Hanna Mikołajska, wspaniała aktorka i aktywistka, została ukarana zakazem występów w telewizji oraz teatrze. Przez lata musiała znosić pogróżki i nękanie, aż wreszcie, doprowadzona do ostateczności przez Służby Bezpieczeństwa, targnęła się na własne życie.
Cudem udało się ją odratować i Mikołajska, nabrawszy sił, znowu stawiła czoła politycznym przeciwnikom. I choć ówczesne władze robiły, co mogły, by jej nazwisko popadło w zapomnienie, historia aktorki nadal służy wielu ludziom za wzór.
Na złość chłopakowi pójdę do teatru
Urodziła się 22 marca 1925 roku w Krakowie. Początkowo nie planowała wiązać swej przyszłości ani z teatrem, ani z filmem.
Pasjonowała się za to naukami przyrodniczymi i zaczęła nawet studiować chemię. Zapewne nigdy nie pomyślałaby o aktorstwie, gdyby nie brzemienna w skutkach kłótnia z jej ówczesnym partnerem.
- Tuż po wojnie czytałam pewnego razu w domu mojego chłopca "Wielką improwizację" – opowiadała w Polskim Radiu. - Usłyszała mnie jego matka i powiedziała, że gdyby miała taki talent, poszłaby do szkoły teatralnej. Na to on się oburzył: "Moja żona nigdy nie będzie aktorką". Wyszła z tego poważna awantura i nawet na jakiś czas się rozeszliśmy. A ja, na złość jemu, dostałam się do szkoły teatralnej.
Amatorka w teatrze
Legenda głosi, że na egzaminie do szkoły teatralnej Mikołajska dała taki popis aktorskich umiejętności, że komisja tonęła we łzach. Naturalnie – została przyjęta.
Na deskach krakowskiego Teatru Starego zadebiutowała w 1946 roku (choć podobno miała już za sobą pierwsze sceniczne doświadczenia – podczas okupacji związała się bowiem z Krakowskim Teatrem Podziemnym Adama Muralczyka). Rolę, która przyniosła jej uznanie i nagrodę, również dostała, jak twierdziła, przez zupełny przypadek.
– Miałam półtorej godziny opóźnienia, weszłam na próbę Orfeusza, prowadzoną między innymi przez Edmunda Wiercińskiego, drzwiami, które bardzo skrzypiały. Wszystkie głowy obróciły się w moim kierunku, nagle spostrzegłam, że oglądają mnie i o czymś rozmawiają, naradzają się – opowiadała w wywiadzie dla Polskiego Radia. – Po naradzie zwołano cały zespół, Wierciński zaproponował, żeby w głównej roli obsadzić mnie, amatorkę. […] Trafiłam na okładkę "Przekroju", w końcu dostałam nawet Nagrodę Miasta Krakowa.
''Ja nie chcę się spóźniać''
Jej największą wadą była niepunktualność. Dyrektorzy teatrów szaleli z nerwów, gdy po raz kolejny spóźniała się na próby. Jedni nakładali na nią kary pieniężne, inni próbowali ją podejść, podając znacznie wcześniejsze godziny zbiórek.
– Jest to chyba kalectwo, bo ja nie chcę się spóźniać – tłumaczyła się Halina Mikołajska. – Tylko ja nie mam poczucia czasu. Szczególnie rano jest kiepska sprawa. Miałam z tego powodu sporo kłopotów, dyrektorzy teatrów nakładali na mnie kary dyscyplinarne. Dejmek mnie w ogóle wylał z teatru za spóźnianie.
''Siedzi pan przy niewłaściwym stoliku z niewłaściwą panią''
Cechowała ją również wielka odwaga - koledzy za nią przepadali, była bezpretensjonalna, serdeczna i żywiołowa. W dodatku bardzo bezpośrednia – nie czekała na ruch mężczyzny, który wpadł jej w oko i swojego przyszłego męża, Mariana Brandysa, poderwała sama.
- Siedzi pan przy niewłaściwym stoliku z niewłaściwą panią – powiedziała mu i wkrótce zdobyła jego serce.
Zachwycali się nią również znajomi z teatru.
– Jak była młoda, była bardzo zwariowana. Zawsze z nią były zabawne historie, epizody – opowiadała w Polskim Radiu scenarzystka Irena Bołtuć. – Zawsze była bardzo dobrą koleżanką. Nie miała w sobie nic z gwiazdy, choć zaliczano już ją wtedy do pierwszej ”10” polskich aktorek. To chyba właśnie z tych jej cech wrodzonych, charakterologicznych wynikła potem cała jej działalność polityczna, działalność w obronie tych, którzy cierpieli, którzy byli szykanowani.
Grożono jej śmiercią, niszczono samochód
Ale to nie kariera, uznanie krytyki czy kolejne nagrody były dla niej najważniejsze. Nad to wszystko przedkładała walkę o równość i prawa jednostki, uważała, że każdy człowiek zasługuje na szacunek.
- Byłam cząstką obrzydliwego monopolu propagandy – irytowała się.
Nie zamierzała jednak bezczynnie się na to godzić. W latach 70. była już mocno zaangażowana w działalność polityczną. Została sygnatariuszką Komitetu Obrony Robotników; walczyła o „wolność i sprawiedliwość”.
Władze nie mogły dłużej patrzeć na jej poczynania. Dostała zakaz występowania w telewizji,chciano jej też odebrać etat w teatrze. Stale ją zastraszano i prześladowano. Otrzymywała anonimowe telefony, w których grożono jej śmiercią, niszczono samochód, nachodzono ją w domu. W grudniu 1976, przerażona działaniami Służb Bezpieczeństwa, postanowiła popełnić samobójstwo, zażywając valium.
Chodzący wyrzut sumienia
Mikołajską udało się na szczęście odratować.
- Ponad wszystko boję się bać – napisała potem aktorka.
Gdy wprowadzono stan wojenny, aktorkę internowano. Do domu wróciła dopiero w 1982 roku. Znajomi z branży powitali ją z otwartymi ramionami, proponując powrót do teatru, ale ona nie chciała.
W 1986 roku lekarze wykryli u niej nowotwór. Od tamtej pory stan jej zdrowia stale się pogarszał. 4 czerwca 1989 do punktu wyborczego, na pierwsze wolne wybory, zaniesiono ją na noszach. Zmarła zaraz potem, 22 czerwca. Miała tylko 64 lata.
– Być może ten stres przyczynił się do jej przedwczesnej śmierci – powiedział w Polskim Radiu Łapicki, wspominając Mikołajską. - Przykład Haliny, która odepchnęła swoja karierę na rzecz innych to jest przykład bardzo krzepiący, że są rzeczy dla których warto się poświęcić. Działała bardzo ostro politycznie. W tamtych czasach, w naszym środowisku to było czymś wyjątkowym. Muszę powiedzieć, że ona budziła podziw tą swoją postawą. Wywoływała zdumienie, ale i pewne niedowierzanie, że coś takiego jest w ogóle możliwe. I myślę, że ona była chodzącym wyrzutem sumienia naszego środowiska. (sm/gk)