Iniemamocni
Nic nie może przecież wiecznie trwać. Nikt bowiem nie ma recepty na wieczny sukces. Nawet geniusze ze studia animacyjnego Pixar.
04.12.2006 18:07
Iniemamocni to superbohaterowie. A raczej byli superbohaterowie. Zapotrzebowanie na usługi herosów bowiem minęły. Pan Iniemamocny pracuje w ubezpieczeniach, a pani Iniemamocna zajmuje się wychowaniem dzieci. By nie zwracać na siebie uwagi, wyjątkowa rodzina musi skrzętnie ukrywać swoje nadnaturalne zdolności. Do czasu jednak.
Sukces projektów ze studia Pixar polegał na tym, że niezbyt skomplikowana fabuła została ubrana w genialną grafikę i skrzące się dowcipami teksty. Gdy jeszcze dodać do tego pełnokrwistych charakternych bohaterów, nie dziwi, że na filmy do kin waliły tłumy. Niestety, "Iniemamocni" zawiedli na kilku frontach. Wprawdzie do grafiki nadal nie można mieć pretensji, natomiast fabuła zamiast nieskomplikowana jest bezsensowna, a dobrych dowcipów tyle, co u cioci na imieninach.
Zawsze też obrazy Pixara niosły ze sobą jakiś morał. Taki na przykład, że ocenianie po wyglądzie niekoniecznie musi zdać egzamin ("Potwory i spółka"), albo taki, że czasem by osiągnąć cel trzeba działaś wspólnie ("Dawno temu w trawie") czy wreszcie ten najbardziej amerykański, że wiara czyni cuda ("Gdzie jest Nemo"). Wniosek z "Iniemamocnych" jest natomiast dość przerażający - trzeba uważać co się mówi, bo można urazić jakiegoś zakompleksionego dzieciaka, a ten za lat kilka będzie nas chciał zamordować, a potem zawładnąć światem.
Na pocieszenie pozostaje fakt, że Polacy osiągnęli mistrzostwo w dubbigu. Piotr Fronczewski jako pan Iniemamocny jest znakomity. Reszta aktorów również radzi sobie nieźle. To jednak za mało, by "Iniemamocnych" uznać za sukces. I nie mówię oczywiście o sukcesie komercyjnym, bo film zwrócił się już w drugim tygodniu wyświetlania.