„Jack Reacher: Nigdy nie wracaj”: zabili go i uciekł [RECENZJA]

Znany z tego jest nie tylko James Bond czy Jason Bourne, ale jak się okazuje i Jack Reacher. Choć nieco mniej popularny, przynajmniej na wielkim ekranie, od dwóch wspomnianych panów, po raz kolejny udowadnia, że życie na krawędzi nie jest mu obce. Co prawda forma już nie ta, a po niespełna 55-letnim Tomie Cruisie od czasu do czasu poznać małą zadyszkę, widać, że wciąż potrafi przywalić. Co więcej, robi to z dużym wdziękiem.

„Jack Reacher: Nigdy nie wracaj”: zabili go i uciekł [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Na kinowy ekran Jack Reacher, protagonista serii powieści Lee Childa (a w zasadzie piszącego pod tym pseudonimem Jima Granta), trafił cztery lata temu za sprawą Christophera McQuarrie’a. Literacki bestseller szybko stał się kinowym hitem, po stronie zysków zapisując grubo ponad 200 milionów dolarów. Nie przeszkodził w tym nawet fakt, że trochę podśmiewano się z odtwarzającego główną rolę Toma Cruise’a. Wszak daleko mu do 195 centymetrów wzrostu (nawet na obcasach, jak w „Wywiadzie z wampirem”), a tym bardziej 120 kilogramów wagi, a tak właśnie krewkiego majora amerykańskiej Żandarmerii Wojskowej wyobrażał sobie pisarz. Skoro jednak słupki się zgadzały, a w Hollywood to sprawa kluczowa, w ciemno można było stawiać, że prędzej czy później powstanie kontynuacja. Zwłaszcza, że materiału literackiego jest pod dostatkiem.

Z poczytnymi powieściami tym razem postanowił się zmierzyć Edward Zwick. Specjalista od kina sensacyjnego, mający na swym koncie jedno gatunkowe arcydzieło, czyli „Krwawy diament”, a jednocześnie dobry znajomy Cruise’a. Panowie spotkali się bowiem przed kilkunastu laty na planie „Ostatniego samuraja”. Co ciekawe, z pracującym wtedy przy scenariuszu Marshallem Herskovitzem Zwick postanowił kooperować i tym razem. A skrypt, mimo kilku fabularnych mielizn i nieścisłości, jest naprawdę dobry.

Jack Reacher nie jest już majorem, a eks-majorem i tak uparcie każe się nazywać. Do „służby” wraca na skutek wydarzeń, do jakich doszło w Waszyngtonie, ale i pewnego telefonicznego flirtu. Obie te okoliczności łączy osoba Susan Turner (dobra rola Cobie Smulders), która w Żandarmerii Wojskowej pełni podobną funkcję jak bohater przed laty. W dziwnych okolicznościach, związanych z działalnością amerykańskiej armii w Afganistanie, kobieta zostaje oskarżona o szpiegostwo. Mający wyraźną słabość do jej głosu, wszak nigdy wcześniej nie widział kobiety na oczy, Reacher postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. A że mimochodem dowiaduje się, iż najprawdopodobniej jest ojcem pewnej zagubionej 15-latki, wątek sensacyjny przechodzi momentami w obyczajowy.

Na szczęście nie dzieje się tak zbyt często, a jeżeli już, to ze szczyptą humoru, co w tego typu produkcjach niemal zawsze działa in plus. W efekcie widowiskowe pościgi i strzelaniny zdecydowanie dominują nad ckliwymi gadkami o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Przez co całość ogląda się naprawdę nieźle, jak na dobre kino sensacyjne przystało. Wartka akcja, kilka mniej lub bardziej spodziewanych fabularnych zwrotów, parę pojedynków na pięści, a na deser znajdzie się i cięta riposta. Tyle że jej adresat jest zdecydowanie mniej wyrazisty niż złoczyńca z pierwszej części, w którego rolę wcielił się przecież znakomity niemiecki reżyser Werner Herzog. Nie zmienia to faktu, że producenci mogą zacierać ręce, bo „parę” milionów dolarów z pewnością i tym razem zarobią.

Ocena: 7/10

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)