Jerzy Stuhr: Aktor wygrał z nowotworem!
Jerzy Stuhr był bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją ludzi na jego chorobę i obiecywał, że zrobi wszystko, by prędko wrócić do zdrowia i na scenę.
W niedawnym wywiadzie udzielonym magazynowi Newsweek, aktor wreszcie przyznał: "Lekarze mówią, że jestem czysty. (...) Postanowiłem wrócić". Co jeszcze zdradził w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką?
Kiedy na przełomie września i października 2011 roku Jerzy Stuhr został hospitalizowany, wszyscy wstrzymali oddech, czekając na wieści o stanie zdrowia jednego z najwybitniejszych polskich aktorów. Niestety, wkrótce okazało się, że "kłopoty laryngologiczne" zostały zdiagnozowane jako rak przełyku.
Niemal natychmiast zewsząd zaczęły napływać głosy wsparcia i pocieszenia - do pana Jerzego zadzwonił nawet minister kultury, Bogdan Zdrojewski, pytając czy artysta ma wszystko, czego potrzebuje. Stuhr był bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją ludzi na jego chorobę i obiecywał, że zrobi wszystko, by prędko wrócić do zdrowia i na scenę.
W niedawnym wywiadzie udzielonym Newsweekowi, aktor wreszcie przyznał: "Lekarze mówią, że jestem czysty. (...) Postanowiłem wrócić". Co jeszcze zdradził w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką?
Początki choroby
W rozmowie z dziennikarką Newsweeka Jerzy Stuhr opowiedział o okolicznościach, w których dowiedział się o problemach ze zdrowiem.
"Byliśmy z żoną na wakacjach na Sycylii" - wyznaje aktor. "I przestałem jeść. Po prostu nie mogłem niczego przełknąć. Ile może człowieka boleć gardło?" - pyta Stuhr.
Wraz z żoną podjął decyzję o skróceniu wyjazdu i powrocie do domu. Wkrótce dowiedział się o nowotworze przełyku.
''Unikałem ludzi, nie mówiłem, co mi jest''
Jednak w pewnym momencie, coś w nim pękło. Postanowił powiedzieć całej Polsce prawdę, nie bacząc na to, że jego słowa pojawią się w krzykliwych nagłówkach wielu tabloidów. Ku jego zaskoczeniu, wyznanie przyczyniło się nie tylko do szaleństwa w prasie kolorowej.
Podąża w kierunku życia
Wtedy zrozumiał, że swoją postawą i otwartością w walce z chorobą może pomóc innym. Zaczął dzielić się nadzieją z innymi.
''Boję się''
Jako swego rodzaju terapię, Jerzy Stuhr postanowił prowadzić pamiętnik. Córka, Marianna (na zdj.), kupiła mu w prezencie zeszyt oprawiony w reprodukcję gotyckiego psałterza. We wspomnianym wywiadzie wyznał, że niedawno napisał w nim, że wciąż się boi.
"(...) Boję się. Czy dam radę, czy sił wystarczy, ale podniecenie jest większe od strachu" - opowiadał.
Aktor już wielokrotnie pokazywał, że uwielbia wyzwania i stawianie im czoła. Choroba to dla niego kolejna próba, szansa na sprawdzenia się. Tak jak wielokrotnie mógł sprawdzić się na scenie i przed obiektywem kamery.
''Wciąż jestem na etapie dobiegania do mety''
Potrafiący wykreować na ekranie każdą postać artysta, bardzo szybko przystosował się do roli, jaką zafundowało mu własne zdrowie.
Będąc wyznawcą filozofii "mówcie, co trzeba zrobić, a ja to zrobię" Stuhr przejął pałeczkę i - chociaż z wielką ostrożnością, której nauczyła go choroba - w końcu dobiega do mety.
Nowotwór go nie złamał, ale Jerzy Stuhr wyznał, że już nie używa sformułowań takich jak "na pewno", "absolutnie" i "w ogóle nie ma gadania".
Przy jego łóżku stoi czaszka
Stuhr nie boi się przyznać, że jest coś, z czym sobie nie radzi. Tą rzeczą jest słabość.
"Słabość mnie upokarza, bo zawsze wszystko musiałem zrobić sam. (...) Trudno mi się z nią pogodzić, a wszystko inne załatwia mój pęd do życia" - wyznał aktor.
Mimo takiego podejścia, Jerzy Stuhr nie zapomina, że istnieje śmierć. Przypomina mu o tym kupiona w latach 80. czaszka, która stoi na stoliku przy jego łóżku.
Wrócił już do pracy
Jak dowiadujemy się z lektury wywiadu, Stuhr już wrócił do pracy. Obecnie zajmuje się wielką produkcją, realizowaną przez telewizję RAI, a związaną ze 150. rocznicą powstania państwa włoskiego.
Aktor wcieli się w niej w generała zakonu jezuitów, Belgo-Holendro-Niemca Pietera Beckxa, który jest postacią historyczną. Film opowiadać będzie o ostatnich dniach papieża Piusa IX, faktycznego króla Włoch, który pozostawał pod olbrzymim wpływem zakonu.
Pan Jerzy był już nawet w Rzymie, by omówić z reżyserem swoją rolę i przymierzyć kostiumy. Jak sam mówi, postawienie nogi w stolicy Italii to jego małe zwycięstwo. Wszystko wskazuje na to, że po chorobie nie ma już śladu.
Ostatnia chemia i modlitwa
W ubiegłym tygodniu profilaktycznie podano mu ostatnią chemię. Jednak dopiero teraz, gdy choroba wydaje się być pokonana, pan Jerzy dowiaduje się, jak bardzo było z nim źle.
Stuhr nie spodziewał się, że stan jego zdrowia poruszy tak wiele osób. Pisali do niego zwykli ludzie. Zadzwonił znajomy pastor z pytaniem, czy może się razem z nim pomodlić. Telefon wykonał także pewien rabin z Jerozolimy, który prosił o spotkanie, a także buddysta, który zapewniał o medytacjach w jego intencji.
Dla niego odkrycie, że tak wiele osób go lubi, było bardzo ważne. I, co podkreśla, "szczególnie w Polsce, gdzie tak trudno być lubianym".
''Pamiętnik z czasu choroby''
Taki tytuł nosić będzie pisany w trakcie walki z nowotworem dziennik. Jerzy Stuhr zaczął zapisywać swoje przemyślenia we wspomnianym zeszycie, który dostał od córki. Była w nim dedykacja, mówiąca o tym, że będzie go wspierać, tak jak on wspierał ją w trudnych momentach.
Przypomnijmy, że kiedy Marianna Stuhr miała 24 lata również zdiagnozowano u niej chorobę onkologiczną. Jej ojciec modlił się, aby nowotwór przeszedł na niego. Podziałało, wyzdrowiała.
Wiadomość o chorobie pana Jerzego zbiegła się w czasie z początkiem jej ciąży. Postanowił ją chronić, nie dzieląc się swoimi troskami. Zapisywał wszystko w pamiętniku. Na jego zakończenie napisze o tym, co pozytywnego dała mu choroba.
''Chcę pokazać, że wróciłem''
Teraz pan Jerzy marzy o powrocie przed półtoramilionową publiczność, by pokazać, że wszystko z nim w porządku. Że wrócił. Już nie możemy się doczekać, by znowu oglądać go na ekranie. (mf/gk)