Jerzy Stuhr: Jestem podglądaczem świata
Już niebawem w filmie "Mistyfikacja" zobaczymy Jerzego Stuhra w roli artysty, który całe życie go inspirował - Witkacego.
28.05.2009 17:01
Aktor, pedagog i reżyser, opowiada jak bardzo bawi się tą rolą i zdradza, że ma już gotowy scenariusz filmu biograficznego. Na planie jednego i drugiego obrazu zobaczymy dwóch Stuhrów - ojca i syna. Mimo że Pan Jerzy uważa Macieja za profesjonalistę, to wciąż nie szczędzi mu dobrych rad i sugestii.
**
Parafrazując Gombrowicza - Witkacy wielkim poetą był. Zachwyca Pana Witkacy?**
Mojego stosunku do niego nie rozpatruję w kategoriach zachwytu. Na pewno Witkacy całe życie mnie inspirował. Jego kontrowersyjność, stosunek do innych ludzi, życie na krawędzi, nie są dla mnie wzorem, ale działają na mnie pobudzająco.
**
Jaka twarz Witkacego zostanie ukazana w filmie Jacka Koprowicza "Mistyfikacja"?**
Będzie to postać bardzo stymulująca dla innych bohaterów. Filmowy Witkacy jest stworzony z esencji bohaterów jego sztuk i powieści. Zagranie go będzie wymagało ode mnie niesamowitej intensywności bycia.
**
Grając jakąś postać na pewno szybko zauważa się punkty wspólne. Ile z Witkiewicza jest w Panu?**
Na pewno łączy nas poczucie humoru i prześmiewcze podejście do własnych kompleksów. Nieobce mi są też jego eksperymenty, kiedy szukał odpowiedzi na pytanie: "Do jakiego stanu można się doprowadzić, kiedy organizm daje ci podnietę artystyczną, ale jeszcze go nie niszczysz?".
**
Z pewnością nie można zagrać tej postaci bez przymrużenia oka i dużej dawki humoru. Dla Pana, jako najlepszego komediowego aktora stulecia, nie stanowi to chyba najmniejszego problemu.**
W filmie z pewnością będą śmieszne chwile, ale zawsze będzie to absurdalny humor, często podszyty strachem. Witkiewicza uczył mnie odczytywać profesor Jarocki. Mówił mi, że to jest takie normalne życie, ale wyolbrzymione i zwielokrotnione. Przeciętnemu człowiekowi w ciągu dnia zdarzy się jedno nieszczęście, a w dziele Witkacego przytrafi mu się ich sto.
**
Czy praca nad tym filmem będzie dla Pana inspiracją, tak jak inspiracją był sam Witkacy?**
Będzie to dla mnie bardziej zabawa. Jednak będę się nią bawił na serio, głęboko we wszystko wierząc, tak jak dziecko wierzy w zabawę i transformację.
**
A z równie dużą siłą wierzy Pan w tytułową mistyfikację, czyli w to, że Witkacy nie popełnił samobójstwa w 1939 roku?**
To nie mogłoby uchować się w tajemnicy. Znając jego temperament, nie wierzę, że dałby się zamknąć w ukryciu. W takiej sytuacji z pewnością jeszcze raz popełniłby samobójstwo. Jednak prawda historyczna nie jest tu najważniejsza. Ważniejsze jest to, że historia opowiedziana w filmie jest wiarygodna. Zadanie sztuki polega na tym, żeby widzowie, choć przez chwilę, uwierzyli w tę fikcję, którą im proponujemy. **
Pierwszy raz zagra Pan Witkacego, ale z jego twórczością już wielokrotnie miał Pan do czynienia. Ze sztuką "Matka" zmagał się Pan zarówno jako aktor, jak i reżyser.**
"Matka" to jedna z największych sztuk, jakie napisano w XX wieku. Dotyka ważnych i bolesnych spraw w życiu każdego człowieka - buntu przeciwko rodzicom, nieposłuszeństwa i oskarżenia o niespełnienie. Wszystko to, jak zawsze u Witkacego, okraszone jest dużą dawką dowcipu. Z pewnością jest to kawałek wielkiej literatury i wielkie role dla wielkich aktorów.
**
To prawda, że Witkacy, jak mało kto, potrafił stworzyć oryginalne postacie. Dwukrotnie wcielał się Pan w Bałandaszka. Czy to jest Pana ulubiona postać z repertuaru tego artysty?**
Wszyscy niedorobieni intelektualiści i artyści to moi ukochani bohaterowie. Uwielbiam Bałandaszka i Pawła Bezdekę w "Mątwie". Iluż ja ludzi tego pokroju spotkałem w moim życiu. Ile razy byłem świadkiem sytuacji, kiedy ambicje przerastały możliwości i talent danego człowieka. Witkacy w sposób mistrzowski dotyka tematu niespełnienia artystycznego.
**
Stwierdził Pan, że główną postacią w filmie "Mistyfikacja" nie jest Witkacy, ale jego muza - Czesława Oknińska, a przedmiotem - miłość.**
Cały czas będę się upierał, że to jest film o kobiecie. To ona jest główną bohaterką i z jej wyobraźni wszystko wyrasta. A my wszyscy tylko pomagamy jej zakwitnąć w tej roli. I zawsze ten film będzie dla mnie filmem o miłości, która trwa wiecznie. Jestem starym podglądaczem świata i wiele razy widziałem starszych ludzi, którzy siedzą na cmentarnych ławeczkach i rozmawiają ze swoimi zmarłymi. Zawsze bardzo mnie to wzrusza.
**
Czy tego zmysłu obserwacyjnego, który Pan posiada, uczy Pan też swoich studentów?**
Najwięcej wysiłku wkładam w to, żeby przekonać młodych ludzi do pokazania swojego sposobu myślenia. Bardzo zależy mi też na tym, żeby historie, które opowiadają, osadzone były w naszym kraju, w konkretnym miejscu. Młode kino polskie pokazuje wprawdzie fajne historyjki, ale na dobrą sprawę mogłyby się one zdarzyć wszędzie - pod Kolonią, pod Liverpoolem czy obok Wałbrzycha. A świat interesuje to, co u nas jest innego, a nie to, że mamy tę samą coca-colę, co wszędzie.
**
Był Pan jurorem na festiwalu filmowym prezentującym obrazy ze Wschodniej Europy. Czy ich autorzy mają silne poczucie przynależności do swojego miasta i regionu?**
Z ogromnym zaangażowaniem oglądałem pewien film gruziński, który pokazywał wojnę na tamtym obszarze. Wreszcie zrozumiałem, o co chodzi w tym konflikcie. Siła tego filmu polegała na przedstawieniu faktów z perspektywy osoby bezpośrednio związanej ze światem przedstawionym. Dlatego trzeba też nasze historie zanurzać w tej Wiśle, która u nas płynie.
**
Słyszałam, że jest Pan bardzo dobrym pedagogiem i ma doskonały kontakt z młodymi ludźmi. Czy wierzy Pan w młode pokolenie polskich filmowców i aktorów?**
Problem młodych aktorów zaczyna się po szkole. Szkoła pokazuje młodemu człowiekowi klasykę i ideały, a potem zaczyna się po prostu życie. Rynek dyktuje aktorom różne formy zaistnienia. Obecnie wpływ popularności jest bardzo silny. Często myli się kryteria i uważa, że popularny znaczy dobry. Natomiast problem młodych reżyserów polega na tym, że prawie każdy z nich chce stworzyć film autorski, z własnym scenariuszem. Dzisiaj nikogo nie interesuje bycie po prostu reżyserem, czyli pracowanie z cudzym tekstem. **
Na planie "Mistyfikacji" po raz kolejny spotka się Pan ze swoim synem. Czy jemu też nie szczędzi Pan dobrych rad i sugestii?**
Staram się być bardzo dyskretny, bo zdaję sobie sprawę, że na planie najważniejsza jest relacja aktor - reżyser. Podaję mu tylko schematy, na przykład, jak ma zbudować swoją rolę. Widzę, że nawet jak on nie reaguje spontanicznie na moje uwagi, to i tak je zapamiętuje. Ostatnio powiedział mi, że bardzo wziął sobie do serca jedną z moich rad, żeby nie grać nigdy tak, jak się w pierwszej chwili o tym pomyśli. Na początku zawsze myśli się stereotypowo, a najważniejsze w aktorstwie jest wejście w pole niestereotypowych zachowań. Smutek to nie zawsze łzy, a radość - uśmiech.
**
Uważa Pan, że Maciej jest dobrym aktorem?**
Uważam, że jest już na tyle profesjonalny, że potrafi bezbłędnie wykonywać polecenia reżysera. To jest w filmie rzecz najważniejsza. Myślę, że Maciek dorósł już do wielkich, filmowych ról.
**
Czy rola agenta Łazowskiego może okazać się jego rolą życia?**
Stawia ona taki stopień trudności, że jest to bardzo możliwe. Życzę mu tego, aby ta rola przeniosła go w zupełnie inne rejony aktorstwa filmowego. Trudne jest to, że gra w dużym przedziale czasowym i będzie musiał fizycznie się zmienić. To duże wyzwanie, zmienić swój wizerunek i nadal być wiarygodnym. Niedościgłym wzorem będzie zawsze Marlon Brando w "Ojcu chrzestnym".
**
Słyszałam, że już niebawem Maciej Stuhr będzie mógł się sprawdzić w kolejnej bardzo ciekawej roli, a mianowicie, zagra swojego ojca.**
Mam gotowy scenariusz filmu autobiograficznego, w którym zagram samego siebie, a mój syn wcieli się we mnie z czasów młodości.
**
Na co chce Pan położyć największy nacisk w historii Pana życia?**
Pierwszy raz chcę zrobić "czystą komedię". Nie chcę żadnych naleciałości kina moralnego niepokoju, z którego się wywodzę. Uważam, że cała moja generacja miała bardzo ciekawe życie. Przeżyliśmy różne systemy polityczne, boomy cywilizacyjne i internetowe, i do tego cały czas jeszcze żyjemy (śmiech).
**
Kiedy będziemy mogli zobaczyć efekty Pana pracy na dużym ekranie?**
Na razie mam producenta, który razem ze mną chce ten film zrobić. Teraz czeka mnie najgorsza część drogi, czyli szukanie funduszy. Będę poddawany ocenie i upokorzeniom, ale muszę przez to przejść, bo bardzo mi zależy, żeby w marcu przyszłego roku już ruszyły zdjęcia.
**
Bardzo dziękuję za rozmowę.**
Rozmawiała Małgorzata Stefańczak