Jeśli czujesz ból, to znaczy, że wciąż żyjesz

Kilka lat temu miasto dotknęła straszna tragedia, kiedy na zawsze pożegnaliśmy nasze ukochane „wieże”, a każdy następny dzień był już zupełnie inny. Chociaż staliśmy się mocniejsi i bardzo zbliżyliśmy się do siebie, to jednak zapanowała dziwna psychoza. Chęć zemsty zawładnęła całym państwem. W tamtym okresie cały świat nam współczuł, przesyłał kondolencje, cieszył się z nami z każdej odnalezionej żywej osoby. Choć takich szczęśliwców było tylko kilku. (...)

04.12.2006 18:08

Jakiś czas po tragedii World Trade Center napisałem te słowa, teraz właśnie ten cytat jest jak najbardziej na miejscu, gdyż właśnie im, tym, którzy przeżyli poświęcony jest ten film. Im i wszystkim innym, którzy w ten „czarny wtorek” mieli już nigdy nie wrócić do swych domów. Historia dwóch policjantów z posterunku portowego, którzy mieli szczęście, którzy przeżyli, jako jedyni z dwudziestu uratowanych osób.

Przez jakiś czas miałem obiekcje, czy warto, czy należy o tym mówić, czy nie jest na to za wcześnie, czy ma to sens. „Lot 93” rozwiał moje wątpliwości, a „World Trade Center” uzupełnił brakującą luką w mojej świadomości. Trudno o rozpatrywanie tego filmu w pojęciu dobry, niedobry, zły, kiepski, fajny, miły, ale jakby nie patrzeć, jest to tylko film.

I jakby na to nie patrzeć o odpowiedni kształt tej opowieści zadbał sam Oliver Stone… twórca utalentowany, uznany i nagradzany, reżyser, który powrócił do swojego miasta, w którym się urodził i wychował i z którego wyszedł w wielki świat kina. Odległy w czasie „Wall Street” pokazuje jakże inny Nowy Jork, jakże radosny i uśmiechnięty.

Teraz jest zupełnie inaczej i co ważne nie jest to ckliwy, patetyczny obraz. Twórca z szacunkiem podszedł do tematu, oddając honor, zarówno tym, którzy przetrwali i których udało się uratować, a także tym, których pochłonęły tony betonu, stali i konstrukcji metalowych. McLoughlin i Jimeno opowiedzieli swoją historię, która posłużyła jako wierna rekonstrukcjach tamtych wydarzeń, doby, która odmieniła życie tych dwóch ludzi. Ich na pewno, a także milionów innych na całym świecie.

W ten oto sposób jesteśmy świadkami dramatu i zmagania się z czasem dwóch uwięzionych pod gruzami ludzi, a także przyglądamy się ich rodzinom, ich kochającym żonom, zatroskanym dzieciom, wielu innym, bliskim im ludziom. Widzimy, co czują, co przeżywają. Co dzieje się z nimi i wokół nich przez ten czas.

Czas, który zupełnie inaczej biegł dla dwóch uwięzionych, przygniecionych, ciężko rannych ludzi, dla których każda minuta to była wieczność, a każda godzina oddalała nadzieję, na dalsze życie. Jeden prosty kadr odmierzającego sekundy zegara… jest bardzo wzniosły. Jak cały ten film, do którego należy podejść z szacunkiem.

Jedynie kilka dialogów wywołało rozładowujący to ciążące napięcie uśmiech, na kilka sekund zrobiło się lżej na sercu. Tylko na chwilę, aby powróciło pytanie, które zadaję sobie od pewnego czasu. Czy to, co się stało, było karą dla dumnych i zbyt pewnych siebie Amerykanów? Karą, za Hiroszimę, Nagasaki, Wietnam, Koreę i kilka innych wojen, w których zginęły miliony.

Jakkolwiek było „czarny wtorek” nie powinien nigdy nastąpić w cywilizowanym świecie, a jednak doszło do tego i nikt już tego nie cofnie. Kiedy jakieś dwa lata później spojrzałem przez ogrodzenia w tą wielką dziurę poczułem dziwną pustkę.

11 września 2001 roku, nie tylko zniknęły dwie wieże, tego dnia każdy z nas stał się inny, miejmy nadzieję, że lepszy. Czas jednak mija, minęło pięć lat, dokąd doszliśmy poszukując brakujących odpowiedzi?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)