Nigdy jej tego nie wybaczy. "Bawiła się moim strachem, lubiła to"

Aktorka podzieliła się dramatycznym wspomnieniem z okresu studiów. Wymieniła nazwisko profesorki, która ją gnębiła. Nigdy nie wybaczy tego, że nie pozwoliła jej zostać przy umierającej matce.

Joanna Koroniewska opowiedziała o traumie ze studiów.
Joanna Koroniewska opowiedziała o traumie ze studiów.
Źródło zdjęć: © AKPA

25.03.2021 11:17

Joanna Koroniewska dołączyła do grona absolwentów studiów aktorskich, którzy na uczelni byli potwornie traktowani. Po latach aktorka wspomina przemoc psychiczną, której doświadczyła za sprawą tej samej profesorki łódzkiej filmówki, o której mówiła już Weronika Rosati.

"Na samą myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze. W imię zahartowania mnie, od razu na początku wybrała mnie sobie za cel i szczerze, była to niekończąca się moja walka z upokorzeniem, wstydem i samymi najgorszymi emocjami" - napisała na Instagramie.

Koroniewska nadal ma w pamięci obraz egzaminu, podczas którego musiała wygłosić monolog na scenie. Wykładowczyni kilkukrotnie jej przerywała, krzycząc na nią i każąc zaczynać od nowa. "Bawiła się chyba tym moim strachem, ewidentnie to lubiła" - ocenia.

Aktorka nie może zapomnieć o sytuacji tuż przed ukończeniem studiów. Przygotowując się do zagrania w spektaklu dyplomowym, mierzyła się też z chorobą nowotworową mamy. Na kilka dni przed ostatnim egzaminem kobieta powoli umierała. Profesorka nie pozwoliła Joannie Koroniewskiej być z matką do końca.

"Siedząc z moją umierającą mamą, bez rodzeństwa, bez oparcia ze strony ojca, zadzwoniłam do pani Mirowskiej, że to ostatnie godziny mojej mamy i bardzo chciałabym móc ją pożegnać. (...) Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos mojej profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać mimo, że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy. Zostałam wtedy wyzwana od egoistek, że myślę tylko o sobie, a nie o kolegach, którzy potrzebują próby ze mną, po czym rzucona została słuchawka. Kiedy ponownie wybierałam numer, nikt nie odebrał, co było jednoznacznym sygnałem, że nie mam wyboru. I tego najbardziej nie mogę sobie darować" - wspomina.

Koroniewska nie może wybaczyć sobie ani nauczycielce, że zostawiła wtedy matkę i wróciła na próbę spektaklu. "Oczywiście, tego samego dnia, którego wyjechałam na próbę do Łodzi, moja mama umarła. W hospicjum. W samotności" - wyznała.

Aktorka twierdzi, że celowo zaplanowano kolejne próby tak, aby zniechęcić ją oraz jej kolegów z roku do uczestnictwa w pogrzebie zmarłej matki setki kilometrów od uczelni. Gwiazda dodała, że podczas studiów na łódzkiej filmówce spotkała też wielu świetnych pedagogów, ale uważa, że i tak ona oraz jej znajomi byli tam niszczeni, łamani psychicznie. Te doświadczenia były dla Joanny Koroniewskiej tak trudne, że dotąd nie zdradziła ich swojemu mężowi Marcinowi Dowborowi.

"Mój mąż mnie zapytał, dlaczego mu nigdy o tym wcześniej w szczegółach nie opowiadałam. Tak właśnie jest z traumami w naszym życiu. Po prostu za wszelką cenę próbujesz o nich zapomnieć" - napisała.

W swoim poście podziękowała też koleżance po fachu Annie Palidze, która jako pierwsza przerwała zmowę milczenia na temat przemocowych zachowań wykładowców łódzkiej filmówki. Obecnie trwa wewnętrzne postępowanie uczelni w tej sprawie. Nowa rektorka Milenia Fiedler przeprosiła studentów i zapowiedziała wyciągniecie konsekwencji wobec oprawców.

Źródło artykułu:WP Film
joanna koroniewskałódzka filmówkatrauma
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (155)