Kaskaderzy z trzeciej Ligi

Znajomi powiedzieli mi, że dojrzałem, bo wreszcie zacząłem cenić Quentina Tarantino. Nie jestem, co prawda pewien, czy on też dojrzał, ale z ulgą stwierdzam, że w krytycznej branży nie tylko ja się rozwijam.

Kaskaderzy z trzeciej Ligi

25.06.2007 17:55

Tadeusz Sobolewski po pokazie na festiwalu w Cannes Grindhouse vol. 1 Death Proof napisał: "Muszę przyznać, że dość późno doceniłem Tarantino jako artystę. Po tym filmie - w pełni".

Ja muszę przyznać to samo. Pierwszym filmem Quentina, który polubiłem była... "Jackie Brown" (skądinąd dość kwaśno przyjęta przez innych recenzentów). Przedtem uważałem Quentina Tarantino za bystrego gówniarza o zręcznych paluszkach. Klei te swoje pulpy, robiąc przy tym głupie miny. Zdania co do wczesnej twórczości Tarantina nie zmieniłem, bo dawno nie miałem okazji obejrzeć "Wściekłych psów" czy "Pulp Fiction". Ale chyba powinienem zrobić to teraz i zweryfikować sądy z przeszłości.

Nikt nie jest nieomylny raz na zawsze, a krytycy to już zwłaszcza (broń Boże, nie powtarzajcie tego ani w kościele, ani w kinie, ani w towarzystwie).

Cóż jednak tak mnie urzekło w "Death Proof", skoro to znowu typowy dla Tarantina film pełen przemocy, efekciarskich chwytów formalnych i obfitych dialogów okraszonych, że się tak wyrażę, brzydkimi słowami?

Ano, chyba wreszcie pojąłem, że ten amerykański spryciarz pokazuje - jak niejaki Gombrowicz, tyle że z impetem pościgów samochodowych na amerykańskich drogach - że nasza kultura niedojrzałością stoi. A im bardziej się nadymamy, srożymy, moralizujemy, im mocniej marszczymy czoło, udajemy wszechwładnych i wszechwiedzących (wszechpolskich?) profesorów Pimko, tym bardziej jesteśmy żałośni, a niedojrzałość kolonią całą wykwita nam brzydko na obliczu niczym pryszcze na twarzy dojrzewającego chłopięcia.

Ot, chociażby nasz Roman G. (który wyczuł, że Gombrowicz drwi sobie z takich jak on, więc próbuje teraz unicestwić artystę w kan(i)onie). Toż to, wypisz wymaluj (po twarzy), polski odpowiednik... Stantmana Mike'a, bohatera "Death Proof" (rewelacyjnie granego przez Kurta Russella, kto by się spodziewał?)!

Mike był kiedyś kaskaderem w trzecioligowych serialach, których nikt już z nastolatków nie pamięta, jak za parę lat nikt - miejmy nadzieję¬ - nie będzie pamiętał o Lidze Polskich Rodzin. Zepchnięty na boczny a ślepy tor, z twarzą naznaczoną blizną i frustracją a niekoniecznie refleksją, mści się na tych, którzy śmią się śmiać z jego przebrzmiałej męskości i podejrzewają (pewnie słusznie), że ma małego, więc musi sobie jakoś to kompensować.

I, faktycznie, Mike kompensuje sobie własną znikomość sadystycznymi popisami władzy, jaką daje mu ów tytułowy "śmiercioodporny" samochód. Bez niego czuje się jak bez... fallusa. Tarantino świetnie wygrywa seksualne znaczenia motoryzacyjnego uniwersum (nota bene, żebyście znali moje myśli, gdy widzę uroczych samców, którzy dociskają pedały na ulicach polskich miast!).

Na ofiary wybiera Mike kobiety. Istoty, zgodnie z patriarchalnym dogmatem, słabsze, głupsze i do roli ofiary przeznaczone. Romek też nieprzypadkowo wziął na cel z pozoru słabszą, głupszą i posłuszną część społeczeństwa, czyli młodzież. Na jednostkach podległych, jak wiadomo, najłatwiej wyładować swe popędy i kompleksy.

Nie zdradzę reakcji dziewczyn Tarantina na popisy Mike'a, by samemu nie paść ofiarą zemsty. Wszak polska premiera filmu dopiero w drugiej połowie lipca. Reakcje młodzieży na działania Romana G. są dostępne w prasie codziennej oraz Internecie. Podejrzewam zresztą, że wprowadzenie "Death Proof" w okresie wakacyjnym to spisek menów z MEN-u i dystrybutora, by nie stwarzać okazji do wycieczek szkolnych na pokazy filmu. Ale kto pod kim...

Latem młodzież czasu ma pod dostatkiem, więc na pewno chętnie się na dzieło to wybierze samodzielnie. Popatrzy, podpatrzy metody, podedukuje się, poćwiczy przez sierpień... I, miejmy nadzieję, da we wrześniu czadu.

Na miejscu Romka już dzisiaj zamieniłbym limuzynę rządową na coś bardziej "death proof".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)