Kloaczny humor inteligentnych komedii

Judd Apatow, reżyser wcześniejszych dwóch hitów: „40-letni prawiczek” i „Wpadka”, zaczyna swój najnowszy film od sceny, którą 20 lat temu nakręcił amatorską kamerą. Ponad dwie dekady temu, ten obecnie najbardziej poważany twórca komediowy w Stanach i główny aktor jego trzeciego filmu – Adam Sandler, byli współlokatorami. Podobno szukając pracy, śpiąc na jednym materacu i notorycznie cierpiąc na brak pieniędzy, dwóch młodych chłopaków z dużym poczuciem humoru, szukała ukojenia i spełnienia marzeń w komedii. Sandler trafił do MTV, a Apatow zatrudnił się jako pomoc kuchenna w jednym ze Stand Up klubów.

09.02.2010 11:25

Wiedząc to i patrząc na pierwszą scenę filmu „Funny People” można bez głębszej analizy stwierdzić, że to najbardziej autorski i najszczerszy film reżysera. Inspiracją do scenariusza były zamierzchłe doświadczenia i fascynacje obecnie dwóch gigantów amerykańskiej komedii.

Osią centralną filmu „Funny People” jest życie i postać smutnego komika. George Simmons może nie jest do końca nieszczęśliwy, tylko bardziej znudzony swoim życiem gwiazdy i tytułem Króla Ciętego Mikrofonu. W branży odniósł ogromny sukces – jest bogaty, popularny, ludzie uwielbiają jego żarty, a młode pokolenia zafascynowane tym zawodem, wzorują się na jego osobie.
Jednak w życiu osobistym poniósł porażkę – jest samotny, nie ma przyjaciół, nie ma życiowej partnerki, stracił kontakt z rodziną i dręczy go nieszczęśliwa miłość do Laury – dawnej narzeczonej, z którą związek zniszczył przez zdradę. Uczucie jednak nadal pozostało.

Prawdziwych dramatycznych bąbelków cała historia nabiera w chwili, kiedy George dowiaduje się, że ma nowotwór. Umrze w niedługim czasie. Ten tragicznie spodziewany koniec jego na wpół szczęśliwego i dla wielu bardzo zabawnego życia, sprawia, że zaczyna desperacko starać się być poważny. Co najgorsze, na scenie również nie bryluje dowcipem. Tak poznaje Ire Wright – młodego, początkującego komika, któremu oferuje posadę. Ira zaczyna pisać George’owi żarty, jest jego asystentem i z czasem przejmie obowiązki szeroko w filmie rozumianego słowa "przyjaciel".

Wybrednym, ale tym z gatunku comedy, kinomanom, aż puls przyspiesza i endorfiny się uwalniają na samą myśl o potencjale i możliwości takiej historii jak "Funny People". Inni natomiast niesłusznie odrzucą tą komedię z wyraźnie ciężkim i nierzadko kloacznym dowcipem. W tym drugim wypadku, bez zbędnej kokieterii, jestem w stanie zrozumieć nieusatysfakcjonowanych widzów.
Film jest śmieszny ale czasami za rzadko zabawny. Są momenty kiedy pada o jeden dowcip o penisie za dużo. Obraz dotyka też dramatycznej strony życia, za które płaci się brawami i uśmiechem publiczności. Ale w swojej tragikomicznej konwencji nie jest on do końca konsekwentny. Zbyt łatwo i zbyt szybko w trakcie trwania seansu zmieniają się założenia i szeroko rozumiany morał całej historii. Rozpoczynamy komedią, przechodzimy w dramat uciekając po chwili w obyczaj, po czym przeskakujemy przez absurd tylko po to, by powrócić do komedii, tym razem z lekkim nalotem nostalgii. „Funny People” to pierwszy film Judda Apatowa, który nie przyniósł wytwórni, żadnego zysku. Nie tylko jako reżyser doprowadził, że dochód po premierze jedynie pokrył większą cześć wydatków produkcji, ale również po raz pierwszy poległ jako producent. A był nim dużo wcześniej przed swoim ekranowym debiutem i wzbogacił się na tej działalności o wiele szybciej niż padł pierwszy klaps na planie „40-letniego prawiczka”.
W takim razie, czy Apatow stracił poczucie humoru? Czy ten film jest gorszy od dwóch poprzednich, traktujących o seksie i ciąży, i czy jest słabszy od całej masy innych filmów wyprodukowanych na przestrzeni ostatnich 15 lat?

Nie tylko tytuł filmu ale też wnioski, nasuwające się przy postawionych pytaniach, wydają się ironiczne. Dla mnie dzięki odwadze w doborze historii i ambicji ukrytej w założeniach projektu klasyfikować trzeba ten film na wyższym poziomie komedii i jakości znanego reżysera. Faktem jest, że historie spod pióra Apatowa zapoczątkowały zupełnie nowy i odświeżający rodzaj amerykańskiej komedii. Grono współczesnych reżyserów zaczęło naśladować filmowy charakter twórcy „Wpadki” i powielać jego bohaterów. Cech wspólnych tego zjawiska możemy doszukać się w takich filmach jak: „Stary, kocham Cię”, „Forgetting Sarah Marshall”, „Boski chillout”, czy „Legenda telewizji”.

Apatow jest Tarantinem amerykańskiej komedii. Inteligentny i nietuzinkowy twórca, po kolejnym filmie ustawił jeszcze wyżej poprzeczkę własnej widowni i swoim ambicjom. Trudno wyczerpująco zdefiniować, jakiego rodzaju twórcą jest Judd Apatow. Czy jest komediantem z ogromnym budżetem i kamerą w ręku, czy reżyserem komedii, który kiedyś mył scenę po występach komików, a teraz dopisało mu szczęście? Jakkolwiekby nie domniemywać, wyraźnie czuć w jego ostatnim obrazie pokorę i skromność do całej przedstawionej historii. Ten film i ten scenariusz opowiada o ludziach, emocjach i środowisku, które ukształtowały jego wrażliwość i twórczość w wielce niewdzięcznym gatunku, jakim jest komedia.

„Funny People” ma puentę jak każdy dobry dowcip. Ma ciekawą historię, która niesie ze sobą możliwość poznania kabaretowej sceny Los Angeles, znakomite aktorstwo z Adamem Sandlerem, Erikiem Bana i chudym Sethem Rogenem na czele oraz perfekcyjne zamknięcie wszystkich walorów w oku kamery Janusza Kamińskiego.

Judd Apatow stworzył nową jakość i nowy styl. W tym przypadku reżyser wprowadza kamerę do świata stand-up comedians. Ukazuje swojej publiczności jak poczucie humoru z abstrakcyjnej i nie jednomiernej wartości, staje się utylitarnym towarem włączonym w procesy kulturotwórcze. Nie każdy zrozumie wszystkie niuanse dowcipów, komicznych sytuacji i nie każdy rozpozna wszystkich epizodycznych bohaterów „Funny People”. Nie można oczekiwać od pojedynczego widza w Polsce znajomości współczesnej kultury amerykańskiego stand up, które wysoce różni się od charakteru polskich kabaretów. W filmie swój szlachetny podpis złożyli tacy mistrzowie satyry jak RZA, Sarah Silverman, Andy Dick, Norm MacDonald, Ray Romano czy (o dziwo!) Eminem.

Należy mieć tego świadomość, że komicy w Stanach są traktowani jak kolejne pokolenie artystów. A na ich dowcipach szkoli się i dorasta już następna generacja. Judd Apatow i Adam Sandler są wychowankami Bena Stillera. Ten natomiast razem z Jimem Careyem wzorował się na stylu Robina Williamsa i Davida Lettermana.
Teraz Sandler i Apatow anonsują oraz przekazują mikrofon Rogenowi, Jasonowi Schwartzmanowi i świetnemu Jonahowi Hill.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)