Kronika króla mody
Nazywany „dzierżycielem berła w królestwie mody” Saint Laurent doczekał się drugiej w tym roku filmowej biografii. „Saint Laurent” Bertranda Bonello to uwodzicielsko nakreślony portret francuskiej legendy mody. Czy twórczy napęd bohatera przekłada się na cały film?
12.12.2014 13:30
Bonello zdecydował się ograniczyć narrację filmu do dziesięciu lat z życia Saint Laurenta, obejmując okres od 1967 do 1976 roku. To najciekawszy czas w życiu projektanta, w którym w jednym momencie wspina się na wysoką górę i zaraz spada w przepaść. Ale również znaczący moment w historii świata – protesty studentów w 68 roku. Reżyser przełamuje je obrazami modeli podczas pokazów na wysokich schodach. Dystans i ironia przewijają się bowiem w meandrach całej historii projektanta. Bonello potrafi je wychwycić, dzięki czemu przybliża się niebezpiecznie do postaci. Na każdym kroku unaocznia widzom aluzje do beztroskich kaprysów Saint Laurenta. Skupia się na dwóch najgłośniejszych kolekcjach – wyuzdanej Liberation i nietypowej kolekcji rosyjskiej. Obie wywołały oburzenie. W momencie hippisowskiej stylistyki Laurent proponuje kobietom styl vintage. Wkrótce wybór ten okazuje się strzałem w dziesiątkę, gdyż kolekcje osiągają niebywały sukces. Reżyser pokazuje, że YSL nie ma zahamowań. Z jednej strony mógłby być
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi - jest przecież wizjonerem wyprzedzającym przyszłość. Z drugiej to największe nieszczęście - Laurent ma świadomość, że jest wyjątkowy, nie posiada konkurencji. Takie przeświadczenie zmusiło go do zmierzenia się z zaburzeniami psychicznymi.
Kreacja Laurenta jest wielowymiarowa, stanowi szaleńcze studium psychologiczne niezwykle zagubionego człowieka. W istocie znaczną część filmu zajmuje trwający trzy lata romans z Jacquesem de Bascherem. Wtedy to YSL wpada w ekstatyczną pętlę picia alkoholu i zażywania narkotyków. Okazuje się jednak, że to tylko krótki epizod w zestawieniu z 50-letnim stażem z biznesmenem Pierrem Bergerem, życiowym partnerem głównego bohatera.
Druga biografia Saint Laurenta (w porównaniu do „Yves Saint Laurent” Jalila Lesperta) jest na pewno bardziej spektakularna i mniej chaotyczna. „Saint Laurent” opowiedziany jest w stylu operowym i barokowym, co w konwencji całej narracji wydaje się słuszne. Podkreśla rozmach życia projektanta, momentami jednak nuży. Biografia francuskiego boga mody bliska jest filmowym bohaterom Luchino Viscontiego: królowi sztuki z filmu „Ludwig” i Profesorowi z „Portretu rodzinnego we wnętrzu”. Bonello pod koniec filmu przenosi się o kilka lat w przyszłość - do roku 1989, ukazując starszego już i samotnego Saint Laurenta. Reżysera nie interesuje bowiem klasyczna biografia, a oddanie rytmu życia bez sztywnych ram i kategoryzowania. Największą zaletą filmu jest właśnie wolność artystyczna. „Saint Laurent” to brawurowa bajka, w której odnajdzie się nawet ignorujący modę kopciuszek.