Made in Africa
W przebojowym „Ambasadorze” niepozorny duński satyryk i dziennikarz Mads Brügger w udany sposób łączy partyzancki dokumentalizm Michaela Moore’a i zamiłowanie do prowokacji Sachy Barona Cohena. W swoim nowym filmie, ni to dokumencie, ni fabule, Brügger udaje się do serca Afryki, by… kupić paszport dyplomatyczny i wywieźć z kraju diamenty. Gdzie kończy się dziennikarskie śledztwo, a zaczyna największy dokumentalny żart w historii? Który z rozmówców jest prawdziwy, a który podstawiony? Brügger nie jest tak ostentacyjny jak Cohen, ani nawet tak wylewny jak Moore, dlatego właściwy profil jego filmu trudno określić.
Jedno jest pewne. Kreowana przez niego postać, europejski baron w wysokich skórzanych butach i z nieodłącznym cygarem w ustach, przybywa do Afryki w glorii białego kolonisty. Brügger śmiało uderza w stereotyp, a jednak żaden z oficjeli, z którymi się kontaktuje, nie kwestionuje jego wyglądu czy zachowania. Z pieniędzmi przecież się nie dyskutuje, a tych Duńczyk przywiózł całą torbę. Jego cel jest jasny: korzystając z półoficjalnych kanałów, chce wykupić dokument, który zapewniłby mu dyplomatyczny immunitet. W tym celu udaje się do przeoranej wojną domową Liberii i politycznie niestabilnej Republiki Środkowoafrykańskiej.
Afrykańskie perypetie Brüggera są zarazem straszne i śmieszne. Przeraża nonszalancja i zblazowanie skorumpowanych oficjeli, bawi z kolei ich nieomylność i krótkowzroczność. Intencje filmu mogą być niejasne, ale jednocześnie ukazany w nim świat wydaje się prawdziwy. To w końcu żadna nowość: państewka afrykańskie, budowane na wyniszczających konfliktach zbrojnych i dyskusyjnej polityce Europy, stają się enklawami politycznego oportunizmu, korupcji i płatnej protekcji. Tu każdy chce się obłowić – nigdy nie wiadomo, czy wpłacone na poczet pożądanego dokumentu pieniądze nie przepadną na zawsze. Brügger po raz pierwszy pokazuje to od środka, siadając z możnowładcami Czarnego Lądu przy jednym stole, podpisując z nimi szemrane umowy, upijając się na wspólnych imprezach.
„Ambasador” to film wymykający się łatwym klasyfikacjom – w równym stopniu irytować może stereotypowym ujęciem Afryki jako bałaganiarskiego zaplecza Europy, co zachwycać cynicznym wykorzystaniem zużytej już nieco formuły dokumentu zaangażowanego. Czego by nie pisać, Brügger osiąga swój cel – wsadziwszy kij w mrowisko, prowokuje do stawiania samodzielnych tez, zwracając uwagę na problemy Afryki bardziej, niż pseudo-interwencyjne produkcje pokroju "Krwawego diamentu".