Marek Hłasko i Sonja Ziemann: Historia przedziwnej miłości
14.07.2015 | aktual.: 22.03.2017 12:24
Ale tylko jednej kobiecie udało się go usidlić. Sonję Ziemann, niemiecką aktorkę, poznał na planie filmu „Ósmy dzień tygodnia”, ekranizacji jednego ze swoich opowiadań. On już na samym wstępie nazwał ją „k...ą”, ona, ostrzeżona zawczasu przez Cybulskiego, chciała się trzymać na dystans. Nie zdołali jednak poskromić wybuchu namiętności.
- Najdziwniejsze jego powodzenie u kobiet. Tego nie rozumiem; brudas, aż śmierdzi, neurastenik, pijak okazyjny, awanturnik też okazyjny – pisał w jednym z listów Zygmunt Hertz, zaskoczony tym, jakie wrażenie wywierał Marek Hłasko na przedstawicielkach płci pięknej.
Pisarz, nazywany polskim Jamesem Deanem, nigdy nie krył się ze swoimi podbojami, romansując z kilkoma paniami równocześnie, każdą z nich zapewniając o swojej miłości i nierzadko proponując małżeństwo.
Ale tylko jednej kobiecie udało się go usidlić. Sonję Ziemann, niemiecką aktorkę, poznał na planie filmu „Ósmy dzień tygodnia”, ekranizacji jednego ze swoich opowiadań. On już na samym wstępie nazwał ją „k...ą”, ona, ostrzeżona zawczasu przez Zbyszka Cybulskiego, chciała się trzymać na dystans. Nie zdołali jednak poskromić wybuchu namiętności.
Ich burzliwe uczucie wypaliło się błyskawicznie. Hłasko powie potem, że w całym swoim życiu kochał tylko jedną kobietę. I choć nie podał jej imienia, nawet *Sonja wiedziała, że nie chodziło mu o nią.*
Nielubiany film
Rok 1957. Trwają przygotowania do zdjęć „Ósmego dnia tygodnia”, filmu opartego na opowiadaniu Hłaski. Reżyseruje Aleksander Ford, główną rolę męską otrzymuje Zbigniew Cybulski – partnerować ma mu Sonja Ziemann, niezwykle popularna w Niemczech aktorka.
Pisarz często przychodził na plan, nadzorując prace, choć od początku był do projektu nastawiony negatywnie (po premierze zdania nie zmienił).
- To będzie obraz komercyjny, pewnie bardzo dobrze zrobiony reżysersko – mówił w „Kulisach”. - Sonja Ziemann jest rutynową aktorką, ale taka z niej warszawska dziewczyna, jak ze mnie perski królewicz.
''James Dean ist nicht gut''
- Dobrze pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Siedziałam w filmowym atelier w intensywnym świetle. Koło Zbyszka Cybulskiego stanął młody człowiek, który trochę nerwowo popalał papierosa– wspominała w „Newsweeku” Ziemann.
Całe szczęście nie usłyszała słów, które wkrótce padły z ust Hłaski.
- A ta k.. to kto? - zapytał, wskazując na nią.
Później spotkali się ponownie, na wieczornej imprezie. Hłasko, „polski James Dean”, roztoczył wtedy swój czar (choć nie mógł w pełni rozwinąć swego uroku – z powodu bariery językowej porozumiewał się z Ziemann przez tłumacza), ale nie wiedział, że jego plany uwiedzenia pięknej aktorki torpedował w tym czasie Cybulski, który szeptał jej:
- James Dean ist nicht gut.
Romansu nie było w planach
Ale Ziemann nie myślała wcale o romansie.
– Byłam wtedy w trakcie rozwodu i wciąż kochałam mojego męża. Musiałam też bardzo uważać, żeby nie wdać się w żadne relacje z innymi mężczyznami. W sprawach rozwodowych obowiązywała wówczas zasada winy, a chciałam koniecznie, żeby moje dziecko pozostało przy mnie – opowiadała w „Newsweeku”.
Usłyszała też o reputacji pisarza, o jego najgłośniejszych romansach – z Hanną Golde, mężatką, z którą chciał zamieszkać, i Agnieszką Osiecką, wobec której snuł małżeńskie plany.
Trzy dziewczyny w tym samym czasie
Po zakończeniu zdjęć Ziemann wyjechała z Polski. Ale Hłasko nie zamierzał się poddawać. Spotkali się ponownie w Paryżu, choć aktorce towarzyszył wówczas zabiegający o jej względy Harry Heidemann. To pisarz wyszedł z tego pojedynku zwycięsko.
Był tak zdeterminowany, by poślubić Ziemann, że choć marzył o założeniu rodziny, nie zniechęciła go nawet informacja, że aktorka, po przebytej operacji, nie będzie mogła mieć już dzieci.
- Dlatego powinien właściwie ożenić się z inną kobietą. Mówiłam mu o tym. I miał taką możliwość: w Niemczech, w Ameryce, w Izraelu. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobił. W pewnym momencie miał nawet trzy dziewczyny w tym samym czasie – mówiła w „Newsweeku”.
''Niemiecka okupacja''
Pobrali się w 1962 roku. I Hłasko szybko poczuł się znudzony.
- Jego żona, Sonia, zakochana w tym draniu, a Mareczek siedzi z wykrzywioną mordą i mówi: "Patrz, dla wszystkich, k...a, okupacja niemiecka się skończyła, a dla mnie nie"* – wspominał Zygmunt Hertz i wnioskował: *- Nie, z tego nic nie wyjdzie.
Ziemann znosiła wszystko cierpliwie. On nazywał ją „gestapówką” albo „przeklętą Prusaczką”, ona zaś twierdziła, że to było „urocze”. Nic nie mogło jej zrazić do męża.
- Przed jednym z przedstawień Marek się upił i zrobił mi awanturę. Uderzył mnie w twarz. Bił mnie – przytacza jej słowa „Rzeczpospolita”. - Ja kochałam także jego wady, jego kłamstwa i złe humory. Jego wybuchy chamstwa i tatuaż rodem z przedmieścia, ranę po rupturze, bełkot i woń pijaka w łóżku.
Pierwszy wielki ból
Rozstanie było jednak tylko kwestią czasu. Kiedy Hłasko wdał się w romans z Betty Ray, żoną Nicholasa Raya, który miał reżyserować ekranizację „Następnego do raju”, wybuchł skandal. Ray wycofał się z filmu, prace wstrzymano i nigdy już ich nie wznowiono, a Ziemann złożyła pozew rozwodowy – choć z byłym mężem utrzymywała przyjacielskie relacje.
Dwa lata później Hłasko zmarł. O jego śmierci Ziemann dowiedziała się przez telefon.
– Byłam wtedy z moim dzieckiem w Berlinie. Ale każdego wieczora rozmawiałam z Markiem przez telefon. Dzień przed jego śmiercią też rozmawialiśmy. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Do dziś trudno mi w to uwierzyć – mówiła w „Newsweeku”. - Marek miał 35 lat. To był pierwszy wielki ból w moim życiu.(sm/gk)