Marek Perepeczko: Życie go nie rozpieszczało
15.06.2015 | aktual.: 22.03.2017 16:37
Kiedy w pierwszej połowie lat 70. swoją premierę miał telewizyjny „Janosik”, a później film, będący kinową wersją popularnego serialu, Marek Perepeczko z miejsca stał się gwiazdą. Kobiety do niego wzdychały, panowie zazdrościli mu charyzmy i imponującej muskulatury. Wydawało się, że świat stoi przed nim otworem.
Kiedy w pierwszej połowie lat 70. premierę miał telewizyjny „Janosik”, a później film, będący kinową wersją popularnego serialu, Marek Perepeczko z miejsca stał się gwiazdą. Kobiety do niego wzdychały, panowie zazdrościli mu charyzmy i imponującej muskulatury. Wydawało się, że świat stoi przed nim otworem.
Tymczasem młody aktor niespodziewanie zniknął ze świecznika. Rola, która miała stać się przepustką do wielkiej kariery, w rzeczywistości tak mu ciążyła, że nie zdołał wyjść z cienia granej przez siebie postaci. Nigdy nie walczył o zlecenia, nie zabiegał usilnie o angaże, toteż branża wkrótce o nim zapomniała, i to na długie lata.
Zresztą Perepeczki życie nie rozpieszczało – długo nie miał pomysłu na siebie, a nieszczęścia i niepowodzenia zajadał, coraz bardziej przybierając na wadze.
- Ta nadwaga mnie kiedyś zabije– rzucił w jednym z ostatnich wywiadów. Nie wiedział, że ten żart okaże się proroczy.
Trudny student
Marek Perepeczko, urodzony 3 kwietnia 1942 roku, początkowo wcale nie zamierzał zostawać aktorem. Nie przepadał za „kuciem” tekstu na pamięć i o wiele bardziej interesował się architekturą niż teatrem.
Los jednak z niego zakpił i po maturze Perepeczko zmienił plany, stając przed komisją w szkole aktorskiej. Został przyjęty.
I choć nikt nie kwestionował jego talentu,* z powodu trudnego charakteru szybko wyleciał z uczelni.* Przez jakiś czas myślał o karierze nauczycielskiej, ale wreszcie wrócił do PWST. Studia ukończył w 1965 roku.
''Od wszystkich dostawałem w kość''
To, co mogło stać się jego niewątpliwym atutem – imponujący wzrost, postura sportowca i męska uroda – okazało się jednak dla Perepeczki pewną przeszkodą. Filmowcy nie mieli na niego pomysłu, nie potrafili wykorzystać jego potencjału.
- Te moje 190 cm jest niekiedy trudno wykorzystać na scenie* – mówił w wywiadzie dla portalu JWIP.pl. -* Gdybym był bardziej przewidujący, zostałbym piłkarzem.
Zresztą sport już od dzieciństwa był jego największą pasją.
- W młodości byłem chuderlawym chłopakiem. Od wszystkich dostawałem w kość. Wmawiano mi, że jestem chory na serce. Ojciec zaprowadził mnie do warszawskiego klubu wioślarskiego „Wisła” - wspominał. Potem zafascynowało go bieganie. - Zacząłem biegać i okazało się, że choroba serca jakoś minęła. Z biegów przerzuciłem się na koszykówkę – opowiadał. Był tak dobry, że trafił do drużyny juniorów Legii. Piłkę porzucił, kiedy przyjęto go do szkoły aktorskiej.
- Dziś żałuję, może należało tę koszykarską przygodę pociągnąć dłużej.
''Janosik zaszufladkował mnie''
Po kilku mało istotnych epizodach otrzymał trochę większą rolę w „Panu Wołodyjowskim” Jerzego Hoffmana i wreszcie zwrócono na niego uwagę.Cztery lata później, w 1973 roku, powierzono mu rolę Janosika.
Ale wraz ze sławą i popularnością nie szły kolejne propozycje.
Perepeczko nigdy nie walczył o role, nie zabiegał o uwagę ludzi z branży. Czekał cierpliwie, aż sobie o nim przypomną. Na próżno.
Trudna miłość
Ale nie narzekał. Miał zresztą u swego boku kobietę marzeń, Agnieszkę Fitkau, którą poznał w dziekanacie, kiedy zapisywał się na egzamin w warszawskiej PWST.
- Zrobił na mnie piorunujące wrażenie* – wspominała jego żona w "Gazecie Pomorskiej". *- On twierdził, że ja na nim też. Gdy okazało się, że nie zostałam przyjęta do szkoły, bardziej martwiłam się tym, że stracę chłopaka, który mi się tak spodobał. Może więc był to rodzaj miłości od pierwszego wejrzenia?
Ich związek nie należał do najłatwiejszych. Oboje uparci, obdarzeni silnymi charakterami – nierzadko dochodziło między nimi do ostrych spięć. Ale nie potrafili bez siebie żyć.
- Był przekorny, krytykował, nie starał się przypodobać – mówiła Fitkau-Perepeczko w programie "Taka miłość się nie zdarza".
Artystyczny oldboj
Ich sytuacja materialna nie była najlepsza. Perepeczko imał się najróżniejszych zleceń.
- W PRL-u była taka moda na wieczory z interesującym człowiekiem. Przyprowadzali wtedy takiego aktora, sadzali go na krześle i on tak pier..., że aż rozkosz* – wspominał w "Gali". *- Ale to było wyrachowane, bo dawali pieniądze. A pensje teatralne nie były rozpieszczające. Pamiętam, moja pierwsza pensja wynosiła w 1966 roku 1250 złotych, a wynajęcie mieszkania kosztowało nas z żoną 1900.
W latach 80. Fitkau wyjechała do Australii, do brata. Zaczęło się jej powodzić – grała, brała udział w sesjach dla modelek, prowadziła studio fotograficzne. On, po długich namowach, wreszcie do niej dołączył, ale nie potrafił się odnaleźć w nowej sytuacji.
Wreszcie wrócił do Polski. Sam.
Dyrektorskie niesnaski
Szczęście uśmiechnęło się do niego w 1997 roku. Dostał rolę w komediowym "13 posterunku", a wkrótce potem stanowisko dyrektora Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie.
Ale nagle coś zaczęło się psuć. Krytykowano wybierany przez niego repertuar, kadrę, a w dodatku oskarżano Perepeczkę o nieuprzejme zachowanie i szykanowanie pracowników. Wreszcie odwołano go ze stanowiska.
''Nikt nie będzie po mnie płakał''
Aktor już po powrocie z Australii zaczął się izolować od ludzi. Jadł coraz więcej i wkrótce przestał przypominać Janosika.
Gdy Fitkau-Perepeczko wróciła z zagranicy, z przerażeniem odnotowała, że jej mąż ma 40 kilogramów nadwagi. Namawiała go do ćwiczeń, a on obiecywał wrócić do formy, ale ponieważ mieszkała w Warszawie, Perepeczko zaś w Częstochowie, nie mogła wymusić na nim, by dotrzymał obietnicy.
Zmarł 10 dni później, 16 listopada 2005 roku na atak serca. Miał 63 lata. (sm/gb)