Ten rok zdecydowanie należy do Margot Robbie – 26-letnia piękność przebojem wdarła się do Hollywood i święci kolejne triumfy.
Ten rok zdecydowanie należy do Margot Robbie – 26-letnia piękność przebojem wdarła się do Hollywood i święci kolejne triumfy.
Niedawno do kin wszedł "Tarzan: Legenda", w którym aktorka zagrała ukochaną głównego bohatera, Jane, a już niedługo będziemy mogli oglądać "Legion samobójców", gdzie wciela się w kochankę Jokera, Harley Quinn.
Producenci już wieszczą ogromny sukces i w planach mają kolejny film z uniwersum DC z Robbie jako Quinn w roli głównej.
W ostatnich dniach o aktorce znowu zrobiło się głośno, ale nie z powodu kolejnych filmowych projektów, a wywiadu, którego udzieliła w Vanity Fair.
Kiepska reklama
Magazyn Vanity Fair, na którego okładce pojawiła się Robbie w kostiumie kąpielowym, wzbudził ogromne emocje. Ale takiej reklamy aktorka raczej wcale sobie nie życzyła.
Rich Cohen, który przeprowadzał z nią wywiad, we wstępie użył słów, które obraziły ponad dwadzieścia milionów ludzi – czyli chyba całą populację Australii, skąd pochodzi Robbie. -* Australia przypomina Amerykę sprzed pięćdziesięciu lat, spokojną i sielską, zacofana, więc spotykasz tam ludzi żyjących w przeszłości* – napisał Cohen.
''To deklaracja wojny''
W swoim tekście obraził zresztą i samą Robbie. - Jest z Australii. Żeby ją zrozumieć, trzeba wiedzieć, co to dokładnie oznacza– pisał. - Aby zrozumieć złożoność jej natury, tak ja to zrobiłem, należy potrafić wskazać Australię na mapie.
Nic dziwnego, że Australijczycy mocno się wkurzyli – i zapowiedzieli „bojkot” magazynu. - To deklaracja wojny – napisał na Twitterze jeden z czytelników.
- Margot Robbie zasłużyła na coś lepszego– dodał inny.
Australijka z krwi i kości
Robbie nie skomentowała całego zamieszania, ale można się spodziewać, że nie jest zachwycona artykułem – o swojej ojczyźnie zawsze wypowiadała się w superlatywach i nie kryła, że zależy jej na dobrej opinii rodaków.
Kiedy wystąpiła w „Wilku z Wall Street”, przyznawała, że boi się, jak zareagują mieszkańcy z jej rodzinnego miasta w Australii. Poczuła prawdziwą ulgę, kiedy film okazał się wielkim hitem, a krytycy wypowiadali się o jej roli bardzo ciepło. Dzięki swojej urodzie zyskała szerokie grono wielbicieli na całym świecie.
Obsesja na punkcie urody
Ale Robbie zapewnia, że choć wygrywa plebiscyty na najpiękniejsza aktorkę, wcale nie ma obsesji na punkcie swojego wyglądu. Ćwiczy i dba o siebie, ale „robi to, by być zdrową, a nie szczupłą”. Nie podoba się jej ta hollywoodzka mania na punkcie urody.
- W filmach główna bohaterka jest zawsze piękna i szczupła. To taki stereotyp, ale kiedy wchodzi się w ten biznes, zaczynają wywierać na tobie wielką presją – irytowała się.
Być może dlatego bez żadnych problemów dała się oszpecić w „Legionie samobójców”.
Dziewczyna z farmy
Zamieszanie wokół niej nie sprawia jej wcale przyjemności. Dlatego tak bardzo lubi chwile spędzane na pokładzie samolotu.
- Nikt ci nie przeszkadza, telefon jest wyłączony, nie można sprawdzić e-maila – zachwycała się. Nic dziwnego, że Robbie tak bardzo brakuje ciszy i spokoju; wychowywała się na farmie, z dala od miejskiego zgiełku.
Z domu wyjechała w wieku 16 lat, by uczęszczać na zajęcia z aktorstwa. Później zaczęła chodzić na przesłuchania, ale zaistnienie w branży zajęło jej kilka długich lat. Obecnie do niedawna nieznana nikomu aktorka jest teraz gorącym tematem na pierwsze strony gazet i obiektem plotek (spekulowano na przykład, że miała gorący romans ze swoim filmowym partnerem, DiCaprio, czemu, naturalnie, oboje stanowczo zaprzeczyli).
Ukryta prawda
Popularność Robbie zdobyła dzięki Martinowi Scorsese, który – zachwycony talentem i urodą młodziutkiej aktorki – zaproponował jej rolę w przebojowym „Wilku z Wall Street”. Przyznawała, że musiała się sporo nagimnastykować, by ukryć przed swoją konserwatywną rodziną fakt, że scenariusz wymaga, by zrzuciła przed kamerą ubrania. I to wielokrotnie.
- Przez długi czas okłamywałam swoją rodzinę w żywe oczy – wyznała Robbie, pytana, jak jej bliscy zareagowali na sceny, w których występuje nago. - Mówiłam: „Tak naprawdę to dublerka, moja głowa została dolepiona komputerowo do cudzego ciała”. Moja rodzina nie ma nic wspólnego z tą branżą, więc naprawdę to łyknęli. Zapytali tylko: „Oni naprawdę mogą tak zrobić?”. A ja odparłam: „Och, technologia idzie do przodu, nie uwierzycie, co oni potrafią w Hollywood”. Ciekawe, jak długo zdołała ukryć przed nimi prawdę.