Matka Joanna od płaczących

„Joanna” od pierwszych sekund chwyta za gardło i nie puszcza uścisku, aż do napisów końcowych. Szkoda, że stosując chwyty poniżej pasa.

Fabuła „Joanny” oscyluje w zasadzie wokół jednego wątku i na pierwszy rzut oka jest to historia jakich wiele. Kraków, II Wojna Światowa. Młoda kelnera w wyniku zbiegu okoliczności znajduje ocalałą z łapanki siedmioletnią Różę. Dziewczynka jest Żydówką, jej matka została schwytana i wywieziona. Joanna zabiera dziecko do swojego mieszkania i postanawia zająć się nim, chociaż do momentu, kiedy znajdzie Róży inne, bezpieczniejsze schronienie. Między nimi zaczyna rodzić się więź, która stopniowo przeradza się w prawdziwe rodzicielskie uczucie. Mimo podjęcia przez kobietę ogromnych środków ostrożności, Niemcy wpadają na trop dziewczynki. Najbliższe tygodnie staną się dla Joanny najprawdziwszą drogą krzyżową, z której wyjdzie... no właśnie, czy wyjdzie?

Matka Joanna od płaczących
Źródło zdjęć: © Akson Studio

Forma, w jakiej Falk opowiada swoją historię, to klasyczny w swej postaci, wzruszający dramat, w którym zastosowano tak przeokrutnie ograne patenty, że jeśli widzowie z minuty na minutę nie poczują rosnącej guli w gardle, to muszą mieć serce z kamienia. Bo przecież nic tak nie wzrusza, jak samotna kobieta odnajdująca córkę, której tak naprawdę nie miała. Mało tego, kobieta, która po kolei traci kompletnie wszystko - godność, rodzinę, nadzieję. Ba, Joanna zostaje odrzucona również przez „swoich”, co przypieczętowuje całkowity rozpad jej świata. Czy może być gorzej?

Bezsprzecznie najmocniejszą stroną "Joanny", obok użytych środków formalnych (świetne zdjęcia Piotra Liskowskiego),jest aktorstwo. Urszula Grabowska i niesamowicie naturalna Sara Knothe tworzą duet, dzięki któremu ekranowe relacje matka - córka są najbardziej prawdziwym i przekonującym aspektem filmu, budzącym szczere emocje, którym, nawet ze świadomością poetyki gatunku, poddajemy się bez reszty.

Mimo, że „Joannie” można zarzucić łzawość i ostentacyjne pastwienie się nad widzem, to przesłanie płynące z najnowszej produkcji Falka, już nie jest takie jednoznaczne i oczywiste. Umiejscowienie akcji filmu reżyser potraktował zupełnie pretekstowo. „Joanna” nie jest kolejnym obrazem historycznym, stawiającym pytania o prawdziwość relacji między Polakami, a Żydami. Reżyser nic nie chce nikomu udowadniać, nikogo przekonywać.

Falk przedstawia nam przypowieść uniwersalną, niezależną od czasu i miejsca. To, czego doświadczyła tytułowa bohaterka, może przytrafić się dosłownie każdemu. Szkoda, że żeby to opowiedzieć, użyto wszystkich możliwych środków, jakimi operuje konwencja, doprowadzając do niebezpiecznego otarcia się o banał.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)