Miał nienawiść wypisaną na twarzy. Historią nazi skinheada, który usunął tatuaże, żyły całe USA
Uchodził za najbardziej fanatycznego rasistę w Stanach Zjednoczonych. Wołali na niego "egzekutor" i "pitbull". Kiedy postanowił się wycofać, dawni kumple zmienili jego życie w piekło.
Na zakończonym właśnie Festiwalu Filmowym w Toronto pokazano najnowszy film izraelskiego reżysera Guya Nattiva.
"Skin" opowiada o młodym mężczyźnie, który stara się wyrwać ze środowiska białych nacjonalistów. Z pomocą czarnoskórego aktywisty udaje mu się zdobyć fundusze na usunięcie rasistowskich tatuaży z twarzy.
W roli głównej wystąpił Jamie Bell. Film zbiera pozytywne recenzje. Jednak najciekawsze jest to, że "Skin" zainspirowała historia, która wydarzyła się naprawdę. I wstrząsnęła całą Ameryką.
Pierwsza swastyka w wieku 16 lat
Bryon Widner urodził się w rozbitej rodzinie. Wychowywała go babcia alkoholiczka. Mieszkali w latynoskiej dzielnicy, gdzie jedynym językiem była agresja. Jak sam mówi, nigdy nie zaznał szczęścia. Był bity i poniżany.
- Kiedy miałem 14 lat, zostałem skinheadem. Wraz z kumplami z podwórka tworzyliśmy gang. Nazwaliśmy się "Żołnierzami Nowej Rzeszy" – wspomina w wywiadzie z Christian Broadcasting Network
Dwa lata później Bryon wytatuował sobie pierwszą swastykę. A potem kolejną i jeszcze następną. Dziś mówi, że chciał tylko szokować, nie rozumiał "całej tej polityki". Wiedział, że "ten znak" prowokuje bójki.
- Potem zacząłem studiować historię, poznawać nazistowskie dziedzictwo. I przepadłem.
Zaczął podróżować po USA. To wtedy poznał członka Hammerskin Nation, jednej z najbardziej wpływowych neonazistowskich organizacji w USA.
- Hammerskini byli najbardziej brutalnymi ekstremistami. Elitą w środowisku zwolenników białej supremacji. Reprezentowali wszystko, kim chciałem być.
"Egzekutor" i "pitbull"
Bryon błyskawicznie wsiąkł w środowisko. Właśnie wtedy zaczął tatuować sobie kark, twarz i przedramiona. Chciał budzić lęk, przerażać swoich wrogów i społeczeństwo.
Kiedy grupa się rozpadła, wraz z kompanami założył Vinlanders Social Club, rasistowski gang hołdujący ideałom Bryona.
- Zaczęliśmy rozprzestrzeniać się jak zaraza. Jeździłem do Indiany i zakładałem lokalne oddziały – mówił CBN.
"Sława" Widnera szybko zaczęła docierać poza środowisko amerykańskiej skrajnej prawicy. Bryon słynął z okrucieństwa. Do tego stopnia, że kompani wołali na niego "egzekutor" czy "pitbull".
ZOBACZ TEŻ: rasistowkie wpisy Einsteina z podróży po Azji
- Na początku swojej drogi wierzyłem w "białą rasę panów". Po 10 latach byłem już trochę bardziej sceptyczny. Poznałem tylu białych, którzy byli kompletnymi zerami, że zacząłem wątpić. Dlaczego uważałem się lepszego od czarnych?
Po kilkunastu latach uczestnictwa w neonazistowskim ruchu Bryon Widner musiał spojrzeć w twarz faktom. Poza bliznami, szpecącymi tatuażami, pękającą w szwach kartoteką i zniszczoną wątrobą nie osiągnął nic. Był przegrany. Bez szans na lepsze jutro.
- Próbowałem zapić się na śmierć. Chciałem odejść z gangu, ale nie znałem innego życia. Rozumiałem tylko przemoc. Gdybym komuś o tym powiedział, uznano by mnie za zdrajcę. Prawdopodobnie by mnie zabili.
Z łowcy stał się zwierzyną
W 2005 r. na nazistowskim festiwalu w Kentucky poznał Julie. Ona też tkwiła po uszy w środowisku skinheadów. I też miała dość otaczającej ją na każdym kroku przemocy. Zakochali się w sobie.
Jednak gang zaczął się o niego dopominać. Ich najlepszy człowiek przestał być dyspozycyjny. Konflikt pogłębiły narodziny syna. W końcu Widnar dostał ultimatum.
- Albo gang, albo rodzina. Szef przyjął moją rezygnację, zaproponował też odpowiednią odprawę. I wtedy zaczął się koszmar.
"Egzekutor" z łowcy stał się zwierzyną. Dzwonili do niego o 3.00 nad ranem, grożąc, że zabiją całą rodzinę. Na maskę ich samochodu ktoś wysypywał świński nawóz. Przez całe lata Bryon żył w stanie najwyższej gotowości. Czekał, kiedy przyjdą. Znał ich – byli zdolni do wszystkiego.
- Wtedy Julie coraz częściej zaczęła sięgać po starą, niemiecką Biblię, która była w jej rodzinie od lat. Pokazała mi kilka modlitw.
Nawrócenie przyszło w święta Bożego Narodzenia, kiedy odwiedzili jego ojca. Zabrał ich do kościoła i wtedy "poczuli to coś".
- Powiedziałem, że jeśli Bóg nam pomoże, to oddamy mu życie. I tak się stało. Znów potrafiłem się uśmiechać, być uprzejmym, szczęśliwym. To było niesamowite. Moja rasa przestała mnie obchodzić. Patrząc w lustro, uświadomiłem sobie, jakiego potwora muszą oglądać ludzie, którzy stykają się ze mną na co dzień.
W wywiadach wielokrotnie opowiadał, jak tatuaże uniemożliwiały mu normalne funkcjonowanie. Wywiadówki były koszmarem, w pracy nie był traktowany jak inni, wypraszano go z restauracji i sklepów. Nie był postrzegany jako kochający ojciec, tylko dziwadło, wróg publiczny numer jeden. Znów pojawiła się depresja i myśli samobójcze.
Bryon Widner nie miał środków, aby poddać się zabiegom usunięcia tatuaży z twarzy. Jego rodzina ledwo wiązała koniec z końcem. Był gotowy, aby oblać sobie twarz kwasem. Byle tylko zmyć grzechy przeszłości. W dodatku wciąż prześladowali go byli kumple.
"Ten facet walczył o życie"
Julie zdecydowała się na krok, który jeszcze kilka lat wcześniej nie mieściłby się jej w głowie. Skontaktowała się z Darylem Lamontem Jenkinsem z organizacji One People's Project, która zwalczała amerykańskich neonazistów. W dodatku facet był ciemnoskóry.
- Nie miało znaczenia, kim ona kiedyś była i w co wierzyła – mówił Jenkins na łamach "Daily Mail". – Liczyło się teraz tylko, że stała przede mną żona i matka gotowa zrobić wszystko dla swoje rodziny.
Jenkins poradził małżeństwu, aby skontaktowało się z T.J. Leydenem, byłym neonazistą służącym w marynarce. Jak nikt inny rozumiał położenie, w jakim znaleźli się Bryon i Julie. Wiedział, że ataki mogą nigdy nie ustać, że środowisko neonazistów nie pozwoli im żyć.
Leyden poradził im, aby odezwali się do Southern Poverty Law Center, organizacji rozpracowującej skrajną prawicę w USA. Osobą kontaktową był niejaki Pan Roy.
Spotkali się w 2007 r. Mężczyzna był poruszony historią Bryona.
- Ten facet walczył o życie – mówił.
W zamian za informacje o strukturze gangu, jego hierarchii i grupach neonazistowskich skinheadów Roy obiecał coś, czego nie zrobił dla żadnego innego "nawróconego nazisty". Rozpoczął poszukiwania sponsora, który pokryłby koszty zabiegu usunięcia tatuaży.
25 zabiegów, 35 tys. dol. i potworny ból
Kilka miesięcy później Widner nie posiadał się ze szczęścia. Znalazła się kobieta, która zgodziła się zapłacić za operację. Ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, chciała zostać anonimowa. Po drugie Bryon miał zakończyć swoją edukację i zdobyć dyplom. Przystał na wszystko.
Zabiegu podjął się dr Bruce Shack z Uniwersytetu Medycznego w Michigan. Dobrze pamięta ich spotkanie: był przygotowany na kilka tatuaży, a zobaczył "ludzkie płótno". Pierwszy zabieg wykonał 22 czerwca 2009 r.
Do usunięcia szpecących tatuaży wykorzystano laser. Cały proces zajął 16 miesięcy, kosztował 35 tys. dol. i był niezwykle bolesny. Pacjent wył.
Operacji było w sumie 25. Ostatnia miała miejsce 22 września 2010 r. Twarz, kark oraz dłonie w końcu były "czyste". Symbole i hasła związane ze zbrodniczą ideologią zniknęły na zawsze.
- Usunięcie tych tatuaży to dla chirurga jeden z największych zaszczytów. Ale większym przywilejem było poznanie tej pary – mówił Shack.
Bryon cierpi na migreny, ma zmiany pigmentowe na dłoniach i nie może się opalać. Jednak to mała cena za odzyskanie normalnego życia.
Małżeństwo wyszło na prostą. Widner zaczął pracować jako tatuator, ma kilka studiów. Jest także konsultantem ds. rasistowskich organizacji.
Proces transformacji byłego neonazisty zarejestrowała kamera. Dokument "Erasing Hate" w reżyserii Billa Brummela wyświetlono 26 czerwca 2011 r. Ma być ostrzeżeniem dla wszystkich dzieciaków flirtujących z niebezpieczną subkulturą.
Trwa ładowanie wpisu: twitter