”Mission: Impossible” w Polsce. Producent: nie zostawimy mieszkańców ze zniszczonym mostem
Producent filmowy Robert Golba przyznaje WP, że czeka na zgodę na użycie 111-letniego mostu w Pilchowicach na potrzeby hollywoodzkiego filmu. – Współpracujemy z Ministerstwem Kultury. Mamy pomoc państwa. Nie popełnimy żadnego przestępstwa. Wszystko będzie zgodne z polskim prawem - zapewnia.
Nieoficjalnie mówi się, że w Polsce mają być kręcone sceny do kolejnego filmu z cyklu ”Mission: Impossible” studia Paramont Pictures z Tomem Cruise’em w roli głównej. Oficjalnie projekt ma kryptonim "Libra" (nikt nie potwierdza, że chodzi o "Mission: Impossible") Wśród kilku wymienionych lokalizacji mówi się o 111-letnim moście na Jeziorze Pilchowickim, który miałby zostać wysadzony czy zniszczony w jednej ze scen. Protestują przeciw temu miłośnicy historii, kolejnictwa oraz wojewódzka dolnośląska konserwator zabytków. Jednak Robert Golba, który pomaga Amerykanom w Polsce, mówi WP, że most jest w złym stanie technicznym i najlepiej, gdyby się go - po zakończeniu zdjęć - rozebrało i zbudowało nowy. Deklaruje, że ma poparcie instytucji państwowych, w tym Ministerstwa Kultury i PKP.
Sebastian Łupak: Bez owijania w bawełnę: czy pana firma wysadzi most w Pilchowicach na potrzeby filmu ”Libra”?
Robert Golba, prezes firmy Alex Stern: Jest duże prawdopodobieństwo, że ten most będzie mógł zagrać w tym filmie. A po zdjęciach, nieużywany obecnie most, wraz z linią kolejową, zostanie przywrócony do użytkowania. Ale już zrewitalizowany.
Czyli na potrzeby filmu po prostu wysadzicie most, a przy okazji spadnie z niego pociąg czy makieta pociągu. Ładna scena…
A skąd pomysł, że będzie tam akurat taka scena? Magia filmu polega na tym, żeby pójść do kina i zobaczyć to samemu. Ludzie idą na Jamesa Bonda po to, żeby być zaskoczeni. Nie mogą wiedzieć, co w tym filmie będzie i z jakich obiektów Bond będzie skakał. To musi być niespodzianka. Do momentu premiery nikt nie udziela takich informacji. Każda osoba, która z nami współpracuje, podpisuje umowę o poufności, deklarując, że niczego nie ujawni osobom postronnym, w tym dziennikarzom.
Przyzna pan, że chcecie wysadzić zabytkowy, 111-letni most?
Po pierwsze ten most nie jest jeszcze zabytkiem. Dolnośląska konserwator zabytków dopiero rozpoczęła procedurę wpisu do rejestru. Nie wiemy, jak się ta procedura skończy i czy on na pewno będzie tym zabytkiem.
Pani konserwator zabytków rozpoczęła procedurę, bo o moście zrobiło się głośno. Wcześniej nie było takich planów. 5 km dalej jest podobny most i nikt się nim nie interesuje. Pobliska stacja kolejowa Pilchowice-Zapora, jest już zabytkiem, w który nikt nie inwestuje. Właśnie zawaliła się tam 1/3 dachu. I nikt z obrońców zabytkowego kolejnictwa tego nie chroni i nie krzyczy w tej sprawie.
Przypomnę, że linia kolejowa, na której stoi most w Pilchowicach, czyli Jelenia Góra – Lwówek Śląski, jest zamknięta i nie jeździ tam od kilu lat żaden pociąg. W kilku miejscach nie ma nawet torów kolejowych. Po prostu przychodzą ludzie ze spawarkami i kradną tory.
My sprawdziliśmy stan techniczny mostu, mamy dokładny raport. Specjalnie zamontowaliśmy tam rusztowanie bezinwazyjnie, żeby móc wejść na most i sprawdzić jego stan techniczny. Sprawdzić, czy może tam wjechać pociąg.
Może?
Pociąg mógłby tam wjechać po pewnych nakładach inwestycyjnych. Ten raport został przekazany właścicielowi mostu – PKP PLK S.A. Fachowcy twierdzą, że most jest w złym stanie technicznym. Legalnie nie można nawet na niego wejść. Nie jest użytkowany. Podkłady są stare, barierki się ruszają, więc można wpaść z dużej wysokości do wody. PKP tym się nim nie zajmie, bo ta linia jest nieczynna, a do programu Kolej + most się nie kwalifikuje.
Może więc zamiast rozbierać ten most, dałoby się go naprawić?
To stara, rdzewiejąca konstrukcja. Taki remont zwróciłby się po 200 latach. No i jest jeden problem: nie ma chętnych w Polsce na taki remont.
I Amerykanie nam go odbudują?
Wielkie hollywoodzkie produkcje nie pozostawiają po sobie zniszczeń. Pierwsze pytanie Amerykanów, gdy tam przyjechali, brzmiało: co możemy zrobić dla lokalnej społeczności? Studio filmowe dba o dobry PR. Gdy w 2014 roku we Wrocławiu kręciliśmy ”Most szpiegów” Stevena Spielberga, odnowiliśmy kilka kamienic, zrobiliśmy altany śmietnikowe i dwa małe parki.
Most stoi na jeziorze Pilchowickim, na terenie gminy Wleń, pod Jelenią Górą. Co zrobicie dla lokalnej społeczności?
Wleń jest przepięknym miasteczkiem – ma ogromny potencjał turystyczny, ale trudno jest tam dojechać. Drogi tam są fatalne. Jedyną szansą na prawdziwy rozwój jest ta linia kolejowa. PKP nie chce jej odbudowywać, bo jest to ekonomicznie nieopłacalne. Obecną szansą dla tego regionu jest więc ten film. Jeśli zdjęcia do "Libry" będą tam kręcone, to na pewno wiele osób w Polsce i na świecie usłyszy o Wleniu.
W życiu czasem trzeba wybierać.
A jaki tu jest wybór?
Jeśli nie dojdzie do zdjęć i nie będzie tego filmu, to most najprawdopodobniej nie zostanie odbudowany, linia kolejowa nie zostanie uruchomiona i pewnie za 10 czy 20 lat ten most się po prostu zawali. Jeśli jednak będą tam zdjęcia, to po ich zakończeniu linia kolejowa zostanie zrewitalizowana, a dzięki reklamie i promocji, mnóstwo ludzi będzie tam chciało jeździć.
Co będzie pan dalej robił, żeby pana plan się ziścił?
Musimy teraz uzyskać odpowiednie pozwolenia i zgody. To zajmie około pół roku. Zawsze takie duże produkcje wymagają pomocy państwa. Współpracujemy z Ministerstwem Kultury. Ale właścicielem tej linii jest PKP PLK S.A. i to oni muszą wyrazić zgodę na dzierżawę tej linii i tego mostu.
Czyli jeśli dojdzie do zdjęć i wysadzenia mostu…
Do rewitalizacji! Liczy się efekt końcowy.
Jeśli do tego dojdzie, czy będzie to legalne?
Nie popełnimy żadnego przestępstwa. Wszystko będzie zgodne z polskim prawem. My oraz duże studia hollywoodzkie przywiązujemy do tego ogromną wagę.
Nie boicie się na planie pikiet miłośników śląskiej historii?
Nie boimy się, ponieważ mamy nadzieję na przedstawienie bardzo konkretnego planu rewitalizacji linii. Plan wydaje się na tyle korzystny dla wszystkich, że ciężko sobie wyobrazić protesty.
Kto właściwie ten most odbuduje? Pańska firma zniknie, bo zdjęcia się skończą i kto tam wejdzie i da pieniądze na rewitalizację?
Nie ma opcji, żebyśmy zniszczyli most i zostawili z tym tamtejszych mieszkańców. Ta linia na 100 proc. zostanie zrewitalizowana, bo to jest warunek hollywoodzkiego studia filmowego. Chcemy, żeby to było w jednym ciągu: my z tego mostu schodzimy, a PKP zaczyna rewitalizację linii. Potem film wchodzi na ekrany, a my zaczynamy reklamować Wleń i Dolny Śląsk. Prowadzimy już w tej sprawie odpowiednie rozmowy pod patronatem Ministerstwa Kultury. W umowach będzie odpowiedni zapis o rewitalizacji linii i będą na to zabezpieczone środki.
Czyje środki?
Na tym etapie są prowadzone rozmowy. Zostawmy to. To początek negocjacji...
Czy nie łatwiej byłoby zrobić tej sceny po prostu w technice komputerowej CGI?
Od kilu lat w dużych studiach filmowych jest dążenie do realności. Filmy robione naturalnie się nie starzeją.
Dla pana polskie dziedzictwo kulturowe jest ważne?
Absolutnie tak! Przyznam, że ten most jest piękny i ma swój niewątpliwy urok. Ale to nie jest, póki co, zabytek. Cóż z tego mostu, że on tam będzie stał i się rozpadał? Wiele zabytków w Polsce popada w kompletną ruinę. Nasza produkcja daje szansę temu mostowi na drugie życie. Ten most powinno się zrewitalizować, żeby służył ludziom. Inaczej będzie niszczał, aż się zawali…
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Niektórzy ludzie mówią: Polska, za amerykańskie pieniądze, wysadzi nawet swoje zabytki…
Nie jesteśmy republiką bananową. Wszystkie kraje na świecie chcą przyciągnąć amerykańskie produkcje, zgadzając się na różne, bardzo nietypowe rzeczy. Zamożne kraje Zatoki Perskiej, Francja, Wielka Brytania, Norwegia, Włochy, też ściągają produkcje amerykańskie, bo chcą się promować. Ludzie jeżdżą do Pragi w Czechach, bo zagrała w wielu filmach. Więc jeśli można wypromować Polskę, to czemu tego nie robić? Ten region ma szansę na rozwój, na linię kolejową, na przyjazd turystów. Z tego są same zyski.
W Polsce nie mieliśmy dotąd zbyt wiele dużych produkcji hollywoodzkich. A to się wiąże z ogromną promocją kraju. Biura turystyczne organizują wycieczki do Nowej Zelandii czy Chorwacji, gdzie kręcone były "Władca pierścieni", "Gra o tron". To jest ogromny potencjał reklamowy i turystyczny.
Rozmawiał pan w tej sprawie z panią konserwator zabytków?
Spotkałem się z nią i przedstawiłem nasz punkt widzenia. Nie mi oceniać jej dalsze decyzje.
Ta sprawa może nabrać wymiaru politycznego: oto minister kultury z PiS pozwolił zniszczyć polski most…
Nie mieszajmy polityki z produkcją filmową. Jeśli lina kolejowa wraz z mostem zostanie zrewitalizowana, to minister będzie dobry czy zły? Dodatkowo będzie nowa, naprawdę duża atrakcja turystyczna na Dolnym Śląsku. Wszystkie duże produkcje hollywoodzkie na świecie powstają przy współpracy z państwem. Każdemu rządowi, niezależnie od opcji politycznej, zależy na przyciągnięciu filmowców z Hollywood i zareklamowaniu kraju w skali globalnej.
Musimy wiedzieć, jak to jest skala. Polskie plany filmowe to z reguły 20-30, góra 100 osób. Przewidujemy, że w naszym filmie na planie będzie pracowało 500-600 osób. Jest to zysk dla hoteli, lokalnej branży turystycznej. Poza tym przy budowie scenografii będą pracowały lokalne firmy budowlane, podnośniki, itd. Część ekipy to będą oczywiście polscy filmowcy. Myślę, że warto.