Można się wystraszyć
Pamiętacie „Okno na podwórze” Alfreda Hitchcocka? Thriller, w którym unieruchomiony przez złamaną nogę mężczyzna obserwował przez lornetkę życie sąsiadów i był świadkiem morderstwa? W „Niepokoju” intryga jest podobna tyle, że zamiast Jamesa Stewarta z nogą w gipsie jest Shia LeBeouf jako nastolatek, którego sąd skazał na areszt domowy. Nudząc się okropnie, chłopak podgląda swoich sąsiadów i odkrywa, że jeden z nich może być seryjnym mordercą kobiet.
28.05.2009 13:46
Dalej akcja rozgrywa się zgodnie z nakazami kina sensacyjnego. Napięcie rośnie, bo morderca w końcu zorientuje się, że jest obserwowany. Oczywiście zechce pozbyć się niewygodnego świadka. Podobnie było u Hitchcocka (scena finałowej konfrontacji Stewarta i mordercy to prawdziwy thrillerowy majstersztyk).
Podobieństw między „Niepokojem” a „Oknem na podwórze” jest zresztą tak wiele, że producenci filmu (m. in. Steven Spielberg) zostali oskarżeni o plagiat. To zresztą mocna przesada, bo z filmu Hitchcocka inspirację czerpał już nie jeden dreszczowiec. „Okno na podwórze” pozostaje jednak niedoścignionym wzorem.
„Niepokój” od strony filmowej kuchni jest bez zarzutu. Zdjęcia, montaż, efekty dźwiękowe – do niczego nie można się przyczepić. Aktorzy zostali dobrze dobrani. Shia LeBeouf, choć jest dziś chyba najbardziej rozchwytywanym aktorem w Hollywood, nie utracił jeszcze spontaniczności i świeżości w grze.
A David Morse jako jego przeciwnik jest odpowiednio demoniczny. Ale twórcy „Niepokoju” zbyt wiernie trzymają się podręcznikowych zasad, by widza naprawdę zaskoczyć, a tym samym naprawdę porządnie wystraszyć.