Na własną odpowiedzialność
Wyznacznik jakości, jakim jest festiwal Era Nowe Horyzonty nie jestem tym, co potencjalnemu widzowi coś mówi. To hasło znane dosyć wąskiemu gronu wtajemniczonych i tylko im być może spodoba się ten film, tylko oni coś z niego wyniosą. Tylko cóż z tego, skoro to zapewne jeden mały procent widowni.
Dla mnie to „wizjonerskie” opowiadanie o własnym życiu było wyjątkową męczarnią – dla umysłu, ducha i ciała. W trakcie sensu zastanawiałem się, co skłoniło twórców do opowiadania o sobie w tak pokręcony, dziwny, skomplikowany, przekombinowany sposób? Dla kogo jest ten film i kto wyniesie z niego coś dla siebie? Z całą pewnością nie dla mnie i myślę też, że nie dla osób, które czytają moje słowa.
Idąc dalej, skoro ten film wygrał festiwal, to jak wiele innych zapewne bardziej wartościowych, ciekawszych, lepszych musiało polec w boju. Gdzie ta jego niezwykłość, gdzie oryginalność, czym tak naprawdę zachwycili się widzowie, bo tego, jak dotąd nie potrafię zrozumieć. Sposób opowiadania o swoim pokręconym życiu czy ono samo, mające być pożywką dla widza. Co tak naprawdę urzekło i dotknęło widzów do żywego?
Nadal tego nie wiem i zapewne się już nie dowiem. Nikt mnie nie namówi, aby miał ponownie oglądać „Tarnation”. Jedno spotkanie z tym filmem to zbyt wiele, a drugie – nie, to nie jest możliwe. Nie w tym życiu, nie w tym wcieleniu.
Co spowodowało, że film ten wygrał festiwal? „Zapiera dech w piersiach”, no tak, tak mocno zapiera, że z kina można w ogóle nie wyjść.
Nie chodzi tu wcale oto, abym miał się nad tym filmem pastwić, jestem daleki od tego, jednak trudno mówić dobrze o filmie, który mi się zupełnie nie podobał. Tym bardziej trudno go polecać innym.