"Nie jestem hipokrytą". Brendan Fraser nie pojawi się na gali Złotych Globów
Wszystko wskazuje na to, że na Brendana Frasera spadnie w tym roku deszcz nagród. Zasłużenie. Ale jeśli dostanie Złoty Glob, na gali na pewno się nie pojawi. Ma ku temu swoje powody.
Mówi się o tym, że jego rola w głośno zapowiadanym "Wielorybie" to nie tylko brawurowy powrót do hollywoodzkiej czołówki, ale też "pewniak" w wyścigu do Oscara. Aktor wszelkie pochlebstwa, zachwyty i komplementy przyjmuje z ujmującą wręcz skromnością. Tak, jakby sam mocno czuł, że dopiero wrócił z filmowego zapomnienia.
A przecież w latach 90. Się w tej czołówce znajdował. Długo utrzymywał się na fali - otrzymywał role, które zapewniały mu ogromną popularność i rzeszę wiernych fanek. Z czasem wszystko prysło jak bańka mydlana. Frasera stawiano jako przykład tego, który stracił swoją wielką szansę i zamiast rozwijać karierę, usunął się w cień.
Teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki aktor znów jest w centrum zainteresowania. Fraser doskonale jednak wie, że jego "przerwa" w karierze nie wzięła się znikąd i przede wszystkim nie z jego winy. Dlatego też wszelkie zapowiedzi o powrocie na aktorski Olimp i sugestie jakoby miał otrzymać Złoty Glob, kwituje stanowczo.
W niedawnym wywiadzie dla magazynu "GQ" wyznał ostro, że nawet jeśli dostanie statuetkę, nie pojawi się na gali. - Nie wezmę w tym udziału. Moja matka nie wychowała hipokryty. Można powiedzieć o mnie wiele rzeczy, ale na pewno nie to - stwierdził. - To dlatego, że mam więcej przeszłości z Hollywoodzkim Stowarzyszeniem Prasy Zagranicznej niż mam szacunku dla Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej - dodał.
Mocna wypowiedź aktora nawiązuje do jego traumatycznych przeżyć z tejże właśnie imprezy. Brendan Fraser opowiedział, że w 2003 roku Philip Berk zaatakował go i obmacywał podczas lunchu. Były przewodniczący Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej został wówczas oskarżony przez aktora o molestowanie. Zaprzeczył tym doniesieniom i nazwał je "absolutną fabrykacją". Fraser natomiast niemal "z dnia na dzień" wycofał się z życia publicznego.
- Zostajesz odarty z tożsamości - tłumaczył w 2018 r. Dodał, że czuł się tak, jakby "coś mu odebrano". Długo pracował nad tym, by wrócić do pracy i by zdobyć rolę, za którą branża faktycznie doceni go za jego talent i pracę. I wtedy pojawił się Darren Afronosky z "Wielorybem".
Fraser podkreśla, że nie bojkotuje wszystkich filmowych nagród ani samej idei ich przyznawania. Niemniej z kapitułą Złotych Globów nie chce mieć nic wspólnego. Zależy mu jednak na Oscarach.
- Jestem to winien sam sobie. Jestem to winny twórcom filmu. Wiem, że jestem też to winnym tym fanom, którzy zapłacili, żeby przyjść, by mnie zobaczyć i stali w kolejkach w prażącym słońcu - wiecie, to wszystko. Jestem to winny swoim dzieciom - to moja szansa - dodał w rozmowie z "GQ".