Trwa ładowanie...
05-04-2000 02:00

Nie przejmuję się niczym!

Nie przejmuję się niczym!
d1qufoe
d1qufoe

Leon Niemczyk ma w swym dorobku artystycznym ponad czterysta ról filmowych. Ostatnio możemy go podziwiać w serialu "Złotopolscy", gdzie gra bogatego kuzyna z Ameryki. Sam przyznaje, że ma wiele wspólnych cech z filmowym Emilem. Łączy ich miłość do kobiet.
Mirosław Mikulski: Podobno trzyma pan w szafie mundur żołnierza amerykańskiego z czasów II wojny światowej, skąd to zauroczenie Ameryką?
Leon Niemczyk: W czasie wojny trafiłem na roboty do Niemiec, a potem wstąpiłem do armii amerykańskiej i służyłem w III armii gen. Pattona. Mundur przywiozłem ze sobą do Polski. Od tej pory mam go w szafie i chronię przed molami. Wspaniały materiał, do dziś nie ma w nim żadnych dziur. Niestety, od wojny sporo przytyłem i pewnie już nigdy w niego nie wejdę.
M.M.: Kuzyn Emil, którego pan gra w "Złotopolskich", przyjechał do Polski z Ameryki, ma ogromny temperament i szuka żony. Niektórzy twierdzą, że jest do pana niezwykle podobny, skąd to się wzięło?
L.N.: Trudno mi cokolwiek sugerować, aby nie popaść w samozachwyt, ale też mam wrażenie, że ta rola była pisana z myślą o mnie. Scenarzysta Jan Purzycki zna mnie przecież od lat. Emil bardzo mi się podoba - facet ma luźny styl bycia i jest zupełnie inny niż pozostali bohaterowie. Wraca z Ameryki z milionami dolarów, a nic nie działa na kobiety tak, jak pieniądze! Nie on sam, ale jego dolary są najważniejsze. Niech pan zapyta jakąś kobietę, co zrobi, jak usłyszy, że milioner z Ameryki chce się żenić. Ile taki facet dostanie ofert!?
M.M.: W swoim życiu miał pan sześć żon, czternaście samochodów i zagrał pan w ponad czterystu filmach, imponujący dorobek. Jak udało się panu tego wszystkiego dokonać?
L.N.: Jeśli chodzi o moje żony to wychodziłem z założenia, że lepiej się dobrze rozwieść niż źle żyć. Kiedy małżeństwo się nie sprawdza, to po co targać te okowy - lepiej rozstać się w przyjaźni i dobrym nastroju. Po każdym rozwodzie następowało kolejne oczarowanie, które w konsekwencji też okazywało się klapą, trudno. Chyba nie mam szczęścia do kobiet. Pocieszam się, że zawsze lepsza wypierała gorszą. Może kiedyś zjawi się jeszcze lepsza, która wyprze szóstkę. Cyganka przepowiedziała mi kiedyś, że szczęśliwa dla mnie będzie liczba dziewięć.
M.M.: A filmy?
L.N.: Lubię film i atmosferę pracy na planie. Zawsze marzyłem o tym, aby grać w filmie, a teatr traktowałem jako odskocznię do prawdziwej pracy przed kamerą. Nie grałem samych głównych ról. Często miałem przestoje i aby nie stwardnieć na beton, brałem nawet epizody. To jest trening zawodowca. Maratończyk też musi biegać po kilkanaście kilometrów dziennie, aby nie wypaść z formy. Podziwiałem znanych aktorów amerykańskich, którzy grali role drugoplanowe lub epizodyczne, u nas byłaby to deklasacja.
M.M.: Które ze swych namiętności stawia pan na pierwszym miejscu: kobiety, samochody czy film?
L.N.: Na pewno film. Za udział w filmach dostaję pieniądze i dzięki temu mogę kupować samochody, a wtedy kobiety same na mnie lecą.
M.M.: W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wiele pracował pan w Niemczech i sporo zarabiał. Co pan robił z pieniędzmi?
L.N.: Wydawałem na życie - miałem samochody i nie piłem tylko wody z kranu. Nie oszczędzałem, nie oszczędzam i nie będę oszczędzać. Willi z basenem nie posiadam, ale jakoś żyję i tułam się po tym świecie.
M.M.: Skąd u pana tyle energii życiowej i optymizmu?
L.N.: Jestem nieuleczalnym optymistą i wyznaję zasadę, że nigdy nie jest tak źle, ponieważ zawsze może być gorzej. Nigdy niczym się nie przejmowałem i nawet do najgorszych sytuacji podchodziłem ze śmiechem. Życie jest krótkie i trzeba je wykorzystać jak najpełniej. Trzeba uśmiechać się do świata, wtedy łatwiej żyć - to mi daje siłę. Kiedy człowiek jest ciągle zgorzkniały, to życie nie ma sensu.
M.M.: Który ze swych filmów uważa pan za najważniejszy?
L.N.: Miałem to szczęście, że mogłem grać u prawdziwych mistrzów: Polańskiego, Kawalerowicza czy Hasa. To była prawdziwa przyjemność i jestem z tego dumny. Zagranicą, w NRD dostałem nagrodę państwową za film "Czas żyć". Ważne dla mnie były też niemieckie "Zamrożone błyskawice" o rakietach V-1 i V-2, gdzie zagrałem członka polskiego ruchu oporu. Szkoda, że film nigdy nie był pokazywany w Polsce. Mile wspominam też kolejny niemiecki serial "Pięciu komandosów". Niestety, on też nie był wyświetlany w Polsce.
M.M.: Gdzie, poza "Złotopolskimi", możemy pana jeszcze oglądać?
L.N.: U Olafa Lubaszenki w filmie "Chłopaki nie płaczą" - gram tam króla sedesów. Ładna choć nieduża rólka. Poza tym pojawiam się w serialach "Na dobre i na złe", w "Miodowych latach" i ostatnio w "Trędowatej". Szare komórki jeszcze pracują i ciągle gram. Bóg mi sprzyja!
M.M.: Życzę dalszych sukcesów.

d1qufoe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1qufoe