Niech osoba obejrzy ten serial!
Jestem gotów zaryzykować twierdzenie, że "BrzydUla" to najlepszy polski serial od czasów "Ekipy" Agnieszki Holland. Lepszy nie tylko od całej masy bezimiennych i jednakowych polskich telenowel, które zaśmiecają ramówki Polsatu, TVN-u i Telewizji Publicznej, ale także od tych nielicznych krajowych produkcji, które próbuje się nam sprzedać jako coś ambitniejszego. Lepszy nie dlatego, że doskonale zagrany, poprowadzony i pomyślany, ale dlatego, że w parze z warsztatową perfekcją idzie odświeżająca i rzadka bezpretensjonalność i humor.
Opowieść o brzydkiej, przeciętnej dziewczynie, która dzięki kosmicznemu zbiegowi okoliczności dostaje pracę w firmie odzieżowej Febo&Dobrzański i tam zakochuje się w przebojowym prezesie, oparta jest na niezwykle popularnej kolumbijskiej telenoweli, swego czasu podbijającej także serca polskich widzów. Jednak prawdziwy sukces zapewniła kolumbijskiemu oryginałowi wersja amerykańska, w której realizację wmieszała się sama Salma Hayek (pojawiająca się zresztą okazjonalnie w serialu), zaś główną rolę odegrała rewelacyjna America Ferrera (dziś będąca jedną z najpopularniejszych amerykańskich aktorek telewizyjnych). Niezwykły sukces serialu sprawił, że po "Brzydulę" chętnie zaczęły sięgać stacje telewizyjne na całym świecie i do tej pory powstało już kilkadziesiąt jej wersji.
15.04.2010 16:06
Zdiagnozować przyczynę sukcesu nie jest trudno. Pomysł, by do świata pięknych, zepsutych i bajecznie bogatych wprowadzić zwykłą dziewczynę z problemami, które spotykają zwykłych ludzi, jest przecież genialny. Dzięki temu serial daje widzowi z jednej strony wgląd w świat, do którego przeciętni śmiertelnicy nie mają wstępu - świat wielkich pieniędzy, bezwzględnych biznesmenów i zjawiskowych modelek, z drugiej zaś oferuje bohaterkę, z którą każdy może się identyfikować - brzydką, zakompleksioną, źle ubraną dziewczynę z biednego domu, która do wszystkiego musi dojść ciężką pracą. Polska "BrzydUla" swój sukces zawdzięcza przede wszystkim wybornemu aktorstwu. Zaskakująco utalentowani, nieopatrzeni wcześniej aktorzy idealnie poradzili sobie z bajkowo-realistyczną konwencją tej historii o współczesnym Kopciuszku. Doskonała jest Julia Kamińska, debiutantka, która wzięła na swoje barki niemal cały ciężar serialu. Ula w jej wykonaniu jest błyskotliwa, urocza i normalna, zaś uczucie jakie żywi do Marka wydaje się być
oczywiste. Zresztą to także zasługa Marka (granego przez Filipa Bobka), który mimo, że bogaty i zepsuty, wydaje się być jedną z najnormalniejszych osób w tej dziwnej ekipie. Bobek doskonale wygrywa cwaniacki urok, nie zapominając o tym, że nawet cwaniaki mają uczucia. Rewelacyjna jest także Maja Hirsch odgrywająca "złą". Jej Paulina jest wredną jędzą, ale nie sposób odmówić jej ludzkich odruchów, a w dalszych odcinkach wręcz pożałować jej losu.
Osobne artykuły można napisać o Violetcie i Pshemko, postaciach które już stały się kultowe. Małgorzata Socha i Jacek Braciak to prawdziwe aktorskie odkrycia, najprawdopodobniej największe talenty komediowe polskiej telewizji od lat. Gdyby nie zakręcona, wiecznie spiskująca, ale w gruncie rzeczy zagubiona sekretarka i despotyczny, ekscentryczny dyktator mody, "BrzydUla" byłaby tylko kolejną nieźle zrealizowaną telenowelą. Te postacie rozsadzają konwencję, sprawiają że melodramatyczna historyjka jest autentycznie śmieszna i z gracją balansuje na granicy farsy, nigdy jej nie przekraczając.
Spora w tym sukcesie także zasługa scenarzystów. Poprzekręcane powiedzonka Violetty już weszły do języka potocznego. Sposób w jaki do ludzi zwraca się Pshemko też. Cieszą mało telenowelowe dialogi - postacie rzadko streszczają sobie wydarzenia z poprzednich odcinków, a problemy nie są problemami tylko dlatego, że mocą scenarzysty skonfliktowane postacie nie potrafią wymienić ze sobą składnych zdań. Serial zaskakuje, zwroty akcji są przemyślane i logicznie. To również chyba jedyny polski serial, którego twórcy opanowali trudną sztukę zawieszania akcji.
Pierwsze DVD z serialem zawiera 5 płyt, na których znajduje się 30 odcinków (łącznie 11 godzin oglądania). Nie są to jeszcze najlepsze momenty historii, która (jak to w telenowelach) rozwija się dosyć leniwie. Jednak zdecydowanie warto w ten serial zainwestować. Mam bowiem dziwne przeczucie, że za kilka lat "BrzydUlę" będziemy wspominać z sentymentem z jakim dziś mówimy o "Ekipie", pierwszych "Ekstradycjach" i tych kilku dobrych, polskich serialach, które w ogóle warto pamiętać.
Tomasz Pstrągowski