Buntownik z wyboru
Chris Pine to jeden z bardziej znanych hollywoodzkich aktorów zeszłej dekady. Przystojny, narzucający się ze swym seksapilem, idealny kandydat do ról ładnych, silnych, męskich postaci "większych niż życie", czy to w kinie superbohaterskim czy innego typu blockbusterach. Pine potrafił udowodnić, że stać go na więcej – zakochany w sobie książę w "Tajemnicach lasu" Roba Marshalla", płaczliwy manipulator w "Szefach wrogach 2" Seana Andersa, postapokaliptyczna enigma w "Z jak Zachariasz" Craiga Zobela – ale nigdy nie odchodził przy tym zbyt daleko od wypracowanego przez lata wizerunku.
Do czasu "Aż do piekła" Davida Mackenzie'ego, współczesnego westernu przemieszanego z kinem rabunkowym, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. A szczególnie Pine. Aktor wcielił się w jednego z braci, którzy dokonują napadów na małe banki w Zachodnim Teksasie, żeby zebrać pieniądze na uratowanie rodzinnego biznesu. Jego bohater, Toby Howard, to rozwodnik, który ma swoje za uszami i zostaje zmuszony przez los do jednoznacznego postawienia się po złej stronie prawa. Pine rezygnuje niemal całkowicie ze swych typowych sztuczek, tworząc postać złamaną przez życie, wypełnioną cichą desperacją za ideałem, którego nigdy nie potrafiła dosięgnąć.