Norweskie jaja [DVD]
Co by było, gdyby gen. Jaruzelski ogłosił stan wojenny tylko po to, aby odwrócić uwagę mass mediów od znacznie większego zagrożenia niż interwencja wojsk ZSRR? A jeśli chodziło o misję zniszczenia tajnej bazy NRD-owskich superagentów w Borach Tucholskich? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy, bo żaden polski reżyser nie podejmie się przeniesienia na ekran tak niedorzecznego scenariusza. Co innego Norwegowie. Debiut Thomasa Cappelena Mallinga potwierdza, że autentyczne wydarzenia mogą być inspiracją do opowiedzenia czegoś oryginalnego w cholernie zabawny sposób. I to za bardzo małe pieniądze.
25.09.2012 19:57
Niedorzeczny scenariusz debiutu Thomasa Cappelena Mallinga, mimo że pełen absurdów, nawiązuje do faktycznej afery z 1984 roku, kiedy Arne Treholt został oskarżony o kontakty z agentami ZSRR i zdradę stanu. W rzeczywistości Treholt był członkiem Norweskiej Partii Pracy, który został skazany na 20 lat więzienia (wyszedł w 1992 roku). U Mallinga jest on dowódcą tajnej jednostki wojowników ninja, rezydującej na Wyspie Traw nieopodal Oslo, którą chroni niewidziane pole Feng Shui (to nie wszystko – znajdują się tam również dojo oraz mistyczny grill), a jego pojmanie i oskarżenie o zdradę uchroniło Europę Północną od pogrążenia się w chaosie.
„Norweski ninja” nie tylko bezczelnie parodiuje kino spod znaku political fiction i w zabawny sposób odnosi się do norweskiej historii. To także, mimo mylącego tytułu, błyskotliwy hołd złożony estetyce filmów szpiegowskich z lat 60 i 70. z całym ich inwentarzem – zimnowojenną paranoją, eksplodującymi makietami budynków, modelami zastępującymi prawdziwe pojazdy czy archaicznym blue boxem.
Rozkoszną umowność opowiadanej historii i zamierzone braki realizacyjne są tu na każdym kroku ostentacyjnie uwydatniane, co słusznie przywodzi na myśl modną grind house’ową stylizację. Na dokładkę absurdalną wymowę filmu podkreślają śmiertelna powaga, z jaką grają aktorzy, oraz wplecione fragmenty oryginalnych materiałów z okresu afery Treholta. Całość okraszona jest odpowiednio spreparowaną ścieżką dźwiękową i przypomina skrzyżowanie teledysku „Body Movin’” Beastie Boys z którymś z szalonych filmów Zespołu Filmowego Skurcz.
Mimo że norweska produkcja niepozbawiona jest mielizn – miejscami sprawia wrażenie chaotycznego zlepka nonsensownych skeczy - to dzięki ogromnemu dystansowi do narodowej historii i materii kina komedię Mallinga ogląda się bez bólu. Fani filmowych kuriozów i specyficznego skandynawskiego poczucia humoru powinni być zadowoleni. Po „Łowcy trolli” i „Dead Snow” to lektura obowiązkowa.
Wydanie DVD:
Szalone dzieło Norwegów zostało wydane w formie mediabooka. W książeczce znajdziecie kilka ciekawostek odnośnie produkcji oraz opisy postaci.
W dodatkach zatrzęsienie materiałów – anatomia dwóch scen, przegląd eksplozji pojawiających się w filmie, dokument o życiu na Wyspie Traw oraz sfingowana reklama serii zabawek opartych na postaciach z filmu.