RecenzjePan i Panna Nikt

Pan i Panna Nikt

„Jej bluzce podobało się, że zsuwa się z jej ramion, i jej ramionom podobało się, że zsuwa się z nich bluzka. Zapięcie biustonosza chyba czuło niedosyt, że moje palce zajęły się nim tak krótko, ale moje palce były dumne z siebie. Jej dżinsom podobała się siła moich dłoni (...). Jej dżinsy wiedziały, że najlepiej wyglądają na wyprostowanych nogach, i doskonale wiedziały, że jak się mają z jej bioder zsuwać, to przecież nie na siedząco“, pisał Jerzy Pilch w „Moim pierwszym samobójstwie“. Etatowy niepoprawny podrywacz z niego. Esteta i intelektualista. Na pierwszy rzut oka podobny do głównego bohatera filmu „Madryt 1987“ Davida Trueby. Nagość to w świetnych powieściach Pilcha jednak nie wszystko. W filmie hiszpańskiego reżysera nie ma niczego prócz niej. Dobrze, może jest jeszcze trochę pretensjonalnych dialogów, intelektualnych póz i artystowskich gestów.
< br/> „Madryt 1987“ jest skonstruowany trochę jak „Cube“ (1997) Vincenzo Natalego. Nie przywiązujemy wagi do pierwszej sekwencji filmu, w której studentka Angela (María Valverde) spotyka się w kawiarni, żeby przeprowadzić wywiad z dziennikarzem Miguelem (José Sacristán), więc jakby znienacka budzimy się z letargu, gdy oboje zatrzaskują się w łazience. Nagi starszy mężczyzna, jeszcze wilgotna po wyjściu spod prysznica młoda kobieta. Ilość pułapek, jaka czeka na oboje na przestrzeni pięciu metrów kwadratowych jest niepoliczalna. Mogą się pokłócić, pobić, co gorsza – zakochać, seksu dla relaksu raczej uprawiać nie będą – dynamikę ich relacji napędza głównie złość, nie pasja. Angela jest dla Miguela tylko kolejnym pięknym ciałem (utalentowanych podstarzały dziennikarz widział już wiele, więc średnio go interesują); Miguel dla Angeli miał być przedmiotem wielkiej fascynacji, okazał się typowym uwodzicielem. Może odrobinę przypominającym też bohatera „Rzeczy o mych smutnych dziwkach“ Gabriela Garcíi Márqueza –
nie tego powieściowego jednak, a filmowego (z adaptacji Henninga Carlsena) – zupełnie więc nieinteresującego.
< br/> Szukając błędu tego odważnego, art-house’owego filmu warto pochylić się nad scenariuszem. David Truba jest pisarzem i scenarzystą, więc zwykliśmy przyjmować za pewnik, że lepiej od reżyserowania aktorów na planie powinno mu wychodzić granie słowami. Świetnie radzi sobie z tym inny etatowy pisarz, którego teksty są wykorzystywane w kinie – Neil LaBute („Kształt rzeczy“). Jego ostatni film – „Some Girl(s)“ (2013) opiera się wyłącznie na damsko-męskich spotkaniach w czterech ścianach i długich rozmowach. Nie są one wybitnie zainscenizowane, ale napisane w tak diabelskie znakomity sposób, że można słuchać ich wciąż od nowa. Rozmowa między Angelą a Miguelem jest jednak nudna jak flaki z olejem, a erotyczne napięcie zbyt szybko zostaje rozładowane. Nic w „Madrycie 1987“ nie wznosi się na wyżyny, wszystko sukcesywnie opada. Zwłaszcza nadzieje na interesujący rozwój akcji.
< br/> Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć ekscytujący pojedynek między dziennikarzem a lokalną gwiazdą, która zabiera go do swojego domu obiecując odsłonięcie wszystkich zawodowych tajemnic, lepiej wygrzebać w starej wypożyczalni kaset kultowy „Interview“ (2007) wyreżyserowany przez Steve’a Buscemiego – o takim wywiadzie marzy każdy dziennikarz; o tym z filmu Trueby co drugi wolałby zapewne szybko zapomnieć.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)