Paweł Deląg wspomina pierwsze spotkanie z hollywoodzką gwiazdą. Jedno zdanie sprawiło, że stali się przyjaciółmi

Miał sławę, pieniądze i tytuł pierwszego amanta polskiego kina. Paweł Deląg mierzył jednak wyżej i postanowił podbić zagraniczne rynki. W rozmowie z WP aktor przybliża kulisy pracy w Europie i wspomina zaskakujące spotkanie z hollywoodzką gwiazdą. Zdradza również, dlaczego zrezygnował ze świetnie prosperującej kariery w Rosji.

Paweł Deląg skończył w tym roku 54 lataPaweł Deląg skończył w tym roku 54 lata
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Piotr Grabarczyk "Grabari"

Patrząc na aktorskie CV Pawła Deląga, można pokusić się o stwierdzenie, że kariera za granicą była mu pisana, bo pomimo sukcesów w Polsce, pierwsze kroki w filmowym świecie stawiał właśnie w międzynarodowych produkcjach - w 1992 debiutował w głównej roli w austriacko-węgierskim filmie "Śmierć w płytkiej wodzie", a następnie pojawił się w kultowej "Liście Schindlera" Stevena Spielberga. W połowie lat 90., gdy jego kariera nad Wisłą nabierała już tempa, zdążył jeszcze wziąć udział w dwóch francuskich obrazach: "Sortez des rangs" i "Królowa Złodziei".

Jednak coraz większa popularność w Polsce i angaże w dużych lokalnych produkcjach odstawiły na boczny tor zagraniczne wojaże na niemal dekadę. W połowie lat 2000. Deląg uznał, że najlepiej dla jego rozwoju będzie poszukać szans poza granicami kraju, w którym, owszem, nie mógł narzekać na ilość propozycji zawodowych, ale większość z nich sprowadzała się do ról amantów. A to szufladka, z której chciał jak najszybciej się wydostać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2024 roku

Wyjść z szuflady

- Zostałem szybko zaszufladkowany i producenci czy reżyserzy nie wykonali, w moim mniemaniu, takiego podstawowego wysiłku, żeby zaproponować aktorowi nieco bardziej różnorodne role. W ostatnim czasie to się może trochę zmieniło, ale wtedy właśnie to za granicą miałem okazję grać różne postacie i zmierzyć się z wieloma gatunkami: od kina akcji, przez kino historyczne, melodramaty, na komediach kończąc. Sam o sobie jako aktorze myślę, że wymykam się próbom zaklasyfikowania i ciągle eksperymentuję, chętnie przyjmując rolę, które są wyzwaniem. W Polsce do tej pory tak naprawdę nie znaleziono na mnie pomysłu - tłumaczy w rozmowie z WP Deląg.

W 2005 aktor postanowił, że czas obrać nowy kierunek i wybór padł na Francję, gdzie miał już przecież okazję grać i ponadto świetnie mówił po francusku. Po przyjeździe do Paryża i kontakcie z rekomendowanym mu agentem ten wysłał go na casting do "Les femmes d’abord", komedii o czworokącie miłosnym w reżyserii Petera Kassovitza z uwielbianą przez Francuzów Clémentine Célarié w obsadzie. Polak wygrał casting i wkrótce rozpoczął zdjęcia w Marsylii. To otworzyło mu drzwi do kolejnych produkcji, m.in. roli Jurgena w "Tak bardzo się nienawidziliśmy" Francka Apprederisa. Przy okazji tego obrazu Polak miał okazję przekonać się o panujących we francuskim świecie filmowym zwyczajach.

PIOTR ZAGIELL
© Licencjodawca | PIOTR ZAGIELL

- We Francji był taki zwyczaj, że w momencie, gdy zapadała decyzja o obsadzeniu aktora w konkretnej roli lub poważnie się nad tym zastanawiano, już po castingach organizowano wspólne spotkanie, które dla twórców było niezwykle ważne. Byłem zapraszany na kolacje, z reguły z agentem, gdzie my już wiedzieliśmy, że producenci i reżyserzy są poważnie zainteresowani, ale chcą cię bliżej poznać, już tak bardziej prywatnie - jaki jesteś, co myślisz, co czujesz, jakie masz poczucie humoru, stopień elegancji czy znajomości języka. W czasie kolacji z Frankiem Apprederisem zauważyłem, że napisał coś na karteczce i podał ją producentce pod stołem. Potem kiedy już się z nią zaprzyjaźniłem, podarowała mi tę karteczkę i było na niej napisane "to jest mój Jurgen" - wspomina nietypowe spotkanie aktor.

Produkcja przyciągnęła uwagę nie tylko widzów, ale i producentów. Deląg nawiązał współpracę z firmą Indigenes Production i uznanym duetem reżyserko-producenckim Fabrice Hourlier & Stéphanie Hauville, co zaowocowało realizacją kolejnych filmów, w tym "Le destin de Rome" gdzie wcielił się w Marka Antoniusza. Podczas prób z oryginalnym scenariuszem w języku francuskim Deląg zaproponował reżyserom i obsadzie, aby zrealizować ten fabularyzowany dokument w całości… po łacinie.

- Początkowo wszyscy złapali się za głowę, ale potem faktycznie zrealizowaliśmy ten film w języku łacińskim. Mi było dość trudno na własne życzenie, bo moja postać miała ogromne monologi. (śmiech) Trzeba było się z tą łaciną zaprzyjaźnić i pomógł mi w tym mój znajomy zakonnik pauliński Sebastian Matecki - zdradza w rozmowie z WP.

o
© Licencjodawca

Pomysł Deląga, aby zagrać wszystko po łacinie, zakończył się sukcesem, bo obecni na premierze filmu profesorzy z Sorbony, w tym historycy i znawcy starożytności, byli zachwyceni efektem końcowym, a jeden z nich wyróżnił nawet Polaka i stwierdził, że "w wydaniu Deląga język łaciński brzmi tak, jak prawdopodobnie brzmiał w oryginale".

- Usłyszawszy to, zacząłem się oczywiście śmiać, podziękowałem i powiedziałem, że artykulację i sposób posługiwania się tym językiem zawdzięczam głównie polskim zakonnikom, więc to im trzeba złożyć te podziękowania, a już tak precyzyjniej to Matce Boskiej z Jasnej Góry - wspomina z uśmiechem.

"Casting to wielkie święto"

Na papierze wszystko to brzmi bardzo lekko i łatwo, ale za zagranicznymi sukcesami Deląga kryje się nie szczęście, a ciężka praca w postaci 25-30 castingów rocznie, w których brał udział.

- W Polsce casting to dla mnie wielkie święto, robię go raz na pięć lat. Za granicą to jest podstawa. Spotykają się, interesują, chcą poznać, wybrać - jak już jest casting, to mam poczucie, że to nie jest pro forma, a autentyczne poszukiwanie aktora, który może zagrać rolę. Zawsze wyznawałem zasadę "Sky is the limit", podchodziłem do tego śmiało i bez kompleksów. Pracowałem ze znakomitymi aktorami, dużo się od nich nauczyłem i zawsze miałem z tego ogromną satysfakcję. Możliwość podpatrywania jak oni pracują, możliwość rozmów z aktorami, reżyserami, producentami z różnych kultur… One naprawdę wzbogacają człowieka i budują nową przestrzeń i sposób patrzenia, przede wszystkim na siebie samego, ale również na film i kino. Aktorowi okazywane jest zainteresowania, czuć w tych ludziach taką ciekawość i wręcz fascynację aktorem i to są niezapomniane spotkania - zapewnia w rozmowie z nami aktor, pytany o różnicę między polskim a zagranicznymi rynkami.

U boku gwiazdy

Jednym z takich niezapomnianych spotkań była na pewno współpraca z Faye Dunaway na planie "Karolci". Początkowo Delągowi miała partnerować Nastassja Kinski, ale po ataku na World Trade Center we wrześniu 2001 aktorka zrezygnowała, a produkcja filmu została wstrzymana na niemal dekadę. Po reaktywacji na miejsce Kinski zaproszono właśnie Dunaway i hollywoodzka gwiazda przyleciała do Warszawy, aby rozpocząć zdjęcia. Pierwsze sceny miały być realizowane nocą i wszyscy w napięciu oczekiwali na start i spotkanie z Dunaway, w tym również Deląg. W końcu, po wielu godzinach przygotowań, aktor został zaproszony do garderoby gwiazdy, aby oficjalnie ją poznać. Jakież było jego zdziwienie, gdy został przywitany przez nią… krzykami i atakiem histerii. "Kim ty jesteś?! Jak śmiesz tutaj wchodzić?! Nikt cię tu nie zapraszał, wynoś się!" - miał usłyszeć. Co więcej, kilka chwil później, reżyser poinformował Deląga, że pierwszą wspólną scenę zagra… bez swojej partnerki.

- Pomyślałem sobie "o nie, to co ona jest taką gwiazdą, że nie zasługujemy na jej obecność?". Zrobiłem tę scenę i niebawem Faye przybiegła na plan, aby nagrać swoją partię. Ja jej oczywiście asystowałem, patrzyłem na nią czując głęboki niesmak, gdyż dla mnie takie zachowanie to był szczyt arogancji - wspomina.

Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła i ponownie zaproszono Deląga do garderoby Dunaway. Tym razem jednak obyło się bez krzyków, a w ich relacji nastąpił przełom.

- Przyszedłem do garderoby, ona nie była jeszcze gotowa i szykowała się na krześle z mejkapem. W międzyczasie rozmawiałem z moim agentem, opowiadając mu, że mam takie przygody z wielką gwiazdą z Ameryki. Rozmowa była ironiczna, z pewną dozą humoru. Rozmawiałem z nim po francusku, co usłyszała Faye i kiedy odłożyłem telefon, zapytała: Parles vous français? I się zaczęło! Okazało się, że jest ogromną frankofilką i kocha język, literaturę, Paryż i wino. Cała rozmowa zamieniła się w coś fantastycznego i to wyraźnie zmieniło nasze relacje, bo jak weszliśmy na plan, to już jak najlepsi przyjaciele. Szczęśliwa, uśmiechnięta, życzliwa i kreatywna. Widać było, że się bawi, a ja razem z nią i to było bardzo inspirujące, pełne kreatywności i radości tworzenia.

Sen o Hollywood?

A skoro przy Hollywood jesteśmy, to zasadne wydaje się pytanie, czemu Deląg, w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów i koleżanek z branży, nigdy nie zdecydował się na próbę podbicia amerykańskiego przemysłu filmowego?

- W 1999 dostałem taką propozycję ze Stanów i namawiano mnie, abym spróbował, bo warto. Miałem nawet spotkanie z agentem, jednym, drugim, ale dokładnie wtedy pojawiła się oferta z "Quo Vadis", więc powiedziałem, że muszę wrócić do kraju i skończyć ten film. To zajęło rok, a później to się jakoś nigdy już nie napatoczyło. W kolejnych latach miałem dużo pracy najpierw we Francji, potem na Wschodzie, w międzyczasie jeszcze produkcje brytyjskie, amerykańsko-holenderskie, kręcone w różnych miejscach, nie tylko w Europie, bo i na przykład w Tajlandii czy Wietnamie, więc nie miałem jakoś poczucia, że czegoś mi brakuje. W związku z tym nigdy nie nastawiałem się na to, żeby spróbować w Hollywood, ponadto zdawałem sobie sprawę, że jako aktor europejski będę zawsze mówił z akcentem, co pewnie byłoby sporym utrudnieniem i, mówiąc nieładnie, nie chciało mi się do tego zabierać - tłumaczy.

Deląg i Rosja

Mówiąc o zagranicznej karierze Pawła Deląga, nie sposób nie wspomnieć o jego aktywności na wschodnim rynku - na jego koncie widnieje ponad 60 produkcji rosyjskich, białoruskich i ukraińskich. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się w Rosji, gdzie miał status prawdziwej gwiazdy, z czym wiązały się zarówno blaski, jak i cienie. Oznaczało to nie tylko intratne propozycje i ciekawe role, ale i zainteresowanie mediów, które rozpisywały się o jego życiu prywatnym i chętnie spekulowały o rzekomych relacjach z filmowymi partnerkami. W 2018 Polak podjął jednak decyzję o wstrzymaniu kariery w Rosji w obliczu działań reżimu Putina i na ten moment nie chce wracać wspomnieniami do pracy na tamtejszym rynku.

- Myślę, że to nie jest czas na rozmowę o kinematografii i kulturze rosyjskiej, bo moje stanowisko w stosunku do kina rosyjskiego jest w tej chwili bardzo ekstremalne. Niestety, okazało się, że za Czechowem, Dostojewskim i Bułhakowem stoją bandyci, którzy w tej chwili rżną, zabijają i palą Ukrainę, grożą Europie otwartą wojną i mamy do czynienia z faszyzmem. Dla wszystkich to głęboki szok, nawet dla Europy, która do pewnego momentu wierzyła w to, że z Rosją można i warto pracować, bo jest wymiana kulturowa i ekonomiczna. Wszyscy się grubo pomyliliśmy - podsumowuje gorzko.

Deląg twórca

Deląg w ostatnich latach zajął się również reżyserią i produkcją, a w jego portfolio znajdują się już trzy, bardzo dobrze przyjęte, pozycje - fabularyzowany film dokumentalny "Zrodzeni do szabli", krótkometrażowa fabuła "Pani Basia" i dokument "Wszystko będzie dobrze". W drodze są kolejne, w tym dwie dotykające sytuacji za wschodnią granicą i wydarzeń z lat 2014 i 2022.

- Nie rezygnuję oczywiście z aktorstwa i będę skwapliwie wykorzystywał szanse, które się pojawią, natomiast faktycznie ta reżyseria trochę powoli przejmuje moje serce. Gdy myślę sobie o tym, kim jest aktor, to myślę, że to jest ktoś, kto opowiada historie. I teraz chcę opowiadać swoje własne. O człowieku, który jest w stanie pokonywać swoje słabości, odnieść moralne zwycięstwo w świetle gwałtownych zdarzeń historycznych i politycznych. Chciałbym robić kino, które jest zajmujące i dobrze zrealizowane, ale przede wszystkim kino, które niesie nadzieję i dotyka ludzkiej intymności na bardzo głębokim poziomie.

Kariera Pawła Deląga to żywy dowód tego, że jeżeli nie dostaje się szans na pokazanie swojego talentu w pełnej krasie, to trzeba po nie po prostu sięgnąć. A czasami nawet samemu je stworzyć… Jesteście ciekawi, co jeszcze pokaże przed i za kamerą?

Piotr Grabarczyk, Wirtualna Polska

Źródło artykułu: WP Film

Wybrane dla Ciebie

8 Oscarów, kasowy hit. Arcydzieło Formana znów w kinach
8 Oscarów, kasowy hit. Arcydzieło Formana znów w kinach
To były wczesne objawy demencji. Żona Bruce'a zauważyła, jak się zmienił
To były wczesne objawy demencji. Żona Bruce'a zauważyła, jak się zmienił
Ostatni film kultowego duetu. Zdjęcia z nowego filmu Pasikowskiego w plenerze
Ostatni film kultowego duetu. Zdjęcia z nowego filmu Pasikowskiego w plenerze
Hit do obejrzenia w domu. W kinach zarobił blisko 400 mln dolarów
Hit do obejrzenia w domu. W kinach zarobił blisko 400 mln dolarów
Nie chcieli go w krakowskiej PWST. Po latach stał się najwybitniejszym aktorem swojego pokolenia
Nie chcieli go w krakowskiej PWST. Po latach stał się najwybitniejszym aktorem swojego pokolenia
"Tato miał problem z hazardem i alkoholem". Córka Jerzego Bińczyckiego nie ukrywa prawdy
"Tato miał problem z hazardem i alkoholem". Córka Jerzego Bińczyckiego nie ukrywa prawdy
Nowy przebój Netfliksa. Tak makabrycznej historii jeszcze nie pokazali
Nowy przebój Netfliksa. Tak makabrycznej historii jeszcze nie pokazali
Znów będą kontrowersje? Mocny zwiastun nowego filmu Smarzowskiego
Znów będą kontrowersje? Mocny zwiastun nowego filmu Smarzowskiego
Był synonimem Nowej Fali i niepoprawnym amantem. Świat kina nie przestał go opłakiwać
Był synonimem Nowej Fali i niepoprawnym amantem. Świat kina nie przestał go opłakiwać
Dwayne Johnson o roli w "Smaching Machine". "Naprawdę tego pragnąłem"
Dwayne Johnson o roli w "Smaching Machine". "Naprawdę tego pragnąłem"
Nabrała masy mięśniowej. Niemal jak Dwayne The Rock Johnson
Nabrała masy mięśniowej. Niemal jak Dwayne The Rock Johnson
Gwiazda "Plotkary" w odważnym teledysku. Wystąpiła całkiem nago
Gwiazda "Plotkary" w odważnym teledysku. Wystąpiła całkiem nago