Paweł Deląg z dnia na dzień rzucił pracę w Rosji. "To kwestia moralna"

- Była to dla mnie kwestia moralna, etyczna - mówi wprost Paweł Deląg, zapytany o wycofanie się z rynku wschodniego, z którym był przez lata związany jako aktor. Teraz, w roli reżysera, opowiada o wojnie widzianej oczyma dziecka, kręcąc odcinek serialu dokumentalnego "Human to Human". Z Delągiem rozmawiamy o wydarzeniach z lutego, o artystycznych aspiracjach, o śmierci i o nadziei.

Paweł Deląg grał w rosyjskich produkcjach
Paweł Deląg grał w rosyjskich produkcjach
Źródło zdjęć: © AKPA | AKPA
Bartosz Czartoryski

Bartosz Czartoryski: Co pan czuł 24 lutego tego roku?

Paweł Deląg: Wydarzyło się tego dnia coś ważnego. I to nie tylko z perspektywy politycznej, ale również społecznej i kulturowej. Był to dla nas wszystkich szok. A na pewno dla mnie, bo wydawało mi się, że zdążyłem już ten Wschód trochę poznać i że do napaści Rosji na Ukrainę ostatecznie nie dojdzie. Ale się stało. I efektem tej inwazji jest śmierć, są miliony uchodźców. Miasta są niszczone, cierpią rodziny, cierpią dzieci. Putin prowadzi totalną wojnę z narodem, który nazywa braterskim. Wojna dotknęła milionów ludzi nie tylko w Ukrainie. Skutki ekonomiczne i towarzyszące im napięcia są odczuwalne i dla nas.

Cyniczne jest to, co robi Putin. Wykorzystuje wszystkie możliwe metody, żeby swój plan zrealizować. Od lat skutecznie przerabia naród rosyjski tak, że ten stał się narodem kierowanym strachem i nienawiścią. Został przetrącony pewien kręgosłup moralny, pojawiło się pytanie, czym jest człowieczeństwo i jest ono skierowane przede wszystkim do Rosjan. Bo Ukraińcy zdają egzamin z człowieczeństwa. Polacy zostali również przed nim postawieni i zareagowali odruchem serca, tym samym mówiąc wojnie "nie". I owa solidarność to jedna z wartości, w które chcę wierzyć. Jako że długo byłem związany z rynkiem rosyjskim, czułem przede wszystkim gniew, ale potem odezwała się potrzeba działania.

Tak narodził się projekt "Human to Human"?

Zrobiłem to, co umiem najlepiej, czyli opowiedziałem historię. Zwróciłem się do jednej stacji, do drugiej, do platform streamingowych. Zainteresowanie wykazało Viaplay i decyzje zapadły dość szybko. Przyszedłem do nich z gotowym pomysłem na godzinny dokument, poświęcony dzieciom, które znalazły się w Polsce, oraz ich matkom. To ich oczami chciałem opowiedzieć o tym, co się wydarzyło, o wojnie, o tym, co przeszły całe rodziny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Często przekazy newsowe i relacje dziennikarskie, z konieczności przedstawiają uchodźców jako liczby, jako bezosobową masę i sam niejednokrotnie się łapałem, że stosunkowo rzadko myślę o tej tragedii z perspektywy jednostki.

Opowiadając historię, nawet za pośrednictwem dokumentu, trzeba znaleźć bohatera, przez którego można ją przekazać. A ponieważ wcześniej wyreżyserowałem dwa filmy, "Zrodzonych do szabli" i "Panią Basię", to dla zamawiającego, dla Viaplay, był to istotny argument, żeby powierzyć mi i mojej firmie realizację odcinka serialu "Human to Human" zatytułowanego "Wszystko będzie dobrze".

Jestem wdzięczny, że miałem możliwość spotkania się z ludźmi, o których opowiedziałem. Zobaczyłem w nich ogromne światło. Mam tutaj na myśli pewną wiarę i niezłomność, choć jest w uchodźcach lęk o przyszłość, strach o bliskich. Ale jak mantra powtarzają to zdanie, że wszystko będzie dobrze. Zwykle mówimy tak, kiedy jest nam naprawdę ciężko. To swojego rodzaju zaklinanie rzeczywistości, ale i wyraz pewnej nadziei, pewnej wiary, pewnego przekonania.

A będzie dobrze?

Wydaje mi się, że tak. Ukrainę czekają jeszcze ciężkie czasy, trudne chwile, ale to, że na różnych frontach walczą i mężczyźni, i kobiety, i nawet dzieci, pozwoli im zachować państwowość, język i kulturę. Myślę, że ta wojna sporo zmieni w świadomości Polaków, Europejczyków. Że dojdzie do pewnego pojednania naszych narodów, do odkupienia, co już się wydarza. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że politycy będą mądrze nas nawigować przez to wszystko, co się dzieje, a nie budować na tym swojej pozycji społecznej.

  • Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"
  • Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"
  • Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"
  • Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"
  • Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"
  • Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"
[1/6] Fotos z serialu "Human to Human: Everything Will Be Fine"Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Dokument może być także kreatywną wypowiedzią artystyczną i zastanawiam się, czy szansa realizacji "Wszystko będzie dobrze" była dla pana istotnym krokiem jako twórcy, czy raczej czuł się pan przekaźnikiem pewnych społecznie ważnych treści?

Ja po prostu słucham ludzi. Bo o ile grozę wojny dzieci pojmują, to najgorszy jest dla nich moment, kiedy tracą swojego małego przyjaciela. Napięcie, które się zrodziło podczas ucieczki mojego bohatera, Nikity, przed bombardowaniami, miało wpływ na relacje syna i matki. A ja go wysłuchałem. Dokument to trudna sztuka, bo pojawia się pokusa, szczególnie u człowieka takiego jak ja, który przyszedł ze świata filmu, żeby ingerować w te obrazy. Wystarczy jednak być uważnym obserwatorem, który potraktuje kamerę jak długopis czy pędzel, przy pomocy którego opisze potem ten świat, zwłaszcza na stole montażowym, bo to tam powstaje opowieść. Dlatego myślę, że dokument jest miejscem, gdzie można dojrzewać jako ktoś, kto chce mówić o ludziach.

Odpowiednio wykorzystane, kino i telewizja potrafią stać się nośnikami komunikatu o konieczności zaprowadzenia pewnych zmian, a u pana można zaobserwować chęć do działań niemalże aktywistycznych. Czy to kierunek, którym zamierza pan podążać?

Ważne, żebyśmy nie pozostali obojętni, mieli wrażliwość społeczną. Wydaje mi się, że jeśli ktoś jest związany z X muzą i teatrem, to powinien opowiadać też i o sprawach społecznych, i o sprawach istotnych dla czasu, w którym żyjemy. Taka opowieść bywa też próbą zrozumienia miejsca, w jakim jesteśmy. Zawsze starałem się blisko współpracować z reżyserami, wdawać się w rozmowy o filmie, o scenie, o tym, jak powinniśmy opowieść poprowadzić. Sam też piszę i jest w tym wszystkim zamysł artystyczny, bo w wieku dojrzałym mam potrzebę opowiedzenia o tym, jak mnie dotyka świat, jak mnie dotyka rzeczywistość, jak we mnie ona dźwięczy. Z nadzieją, że będzie to ciekawe dla widza. Mam projekty, które są już gotowe, napisane, w tym jeden osadzony w siedemnastym wieku. Uzyskaliśmy fundusze na jego rozwój i szukamy aktualnie partnerów.

Jak ten siedemnasty wiek łączy się z teraźniejszością, o której pan mówi?

Historia zawsze była dla mnie swoistą opowieścią o rozwoju świadomości człowieka. Od młodych lat miałem szereg postaci, które były dla mnie istotne, które były dla mnie przewodnikami. I były to zarówno postaci fikcyjne, jak i prawdziwi ludzie, których poznałem. Mówiąc najprościej, są pewne tematy, które bardzo mocno mnie kręcą i warto się nimi zająć, podjąć próbę zrealizowania dobrego kina gatunkowego, opartego na pewnych mocnych fundamentach, pewnych archetypach. A wydaje mi się, że brakuje ich obecnie w polskim kinie. "Renegaci", bo taki tytuł nosi ten film, nawiązuje do słowiańskiej mitologii, traktuje o poszukiwaniu odpowiedzi, od czego się to wszystko zaczęło i jaka jest istota dobra i zła. I o poszukiwaniu przez młodego człowieka jego własnej tożsamości.

Duże pytania.

Tak, to temat uniwersalny, tylko w kostiumie. Poza tym ja jestem z buntowników i uważam, że trzeba mierzyć wysoko, lecieć tak daleko, jak tylko się da, nie zapominając przy tym o historii Ikara. Ale to już konkretne plany. Ogólnie rzecz biorąc, trzeba pozostać czujnym i wrażliwym, a jeśli ma się powód i okazję, to opowiadać te historie, które nas zajmują.

Po inwazji Rosji na Ukrainę podjął pan ważną decyzję, czyli wycofał się z tamtejszego rynku, mimo że był pan z nim blisko związany przez praktycznie całą ubiegłą dekadę. I choć był to chyba jedyny słuszny wybór z perspektywy obywatelskiej, to jednak zawodowo na pewno nie było to łatwe. Czy jest dla pana szansa powrotu? Co by się musiało zmienić?

Przede wszystkim Putin musi odejść, Rosja przegrać wojnę i rozpocząć proces odkupienia. Bo jest to naród, który zawinił. Nie tylko teraz, ale i niegdyś, który oprawców z NKWD odznaczał orderami. To kraj agresywny, stanowiący realne zagrożenie. Zamiast wydawać pieniądze na ochronę przyrody i nowe technologie, przeznaczamy fundusze na zbrojenia. Powinniśmy raczej zawracać naszą planetę z kierunku prowadzącego ku pewnej zagładzie, a to, co robi Putin, jest zwyczajnie głupie i nieludzkie.

Ale ma pan rację, to była decyzja trudna, oznaczająca dla mnie utratę wielu milionów widzów. Żal mi tej swoistej więzi z ludźmi z tamtego regionu, bo na pewno w jakiś sposób lata spędzone na planach produkcji wschodnich coś wniosły w moje życie. Była to jednak dla mnie kwestia moralna, etyczna. Istnieją pewne granice. Jeśli ktoś przychodzi w nocy i morduje na moich oczach sąsiada, to nie mogę udawać, że tego nie widzę. I nie wystarczy tylko krzyczeć "Morderca!". Bandytę trzeba odizolować, obezwładnić i wysłać na resocjalizację.

Mówił pan wcześniej, że jako społeczeństwo zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa, z solidarności, ale pomagać jest nam chyba coraz trudniej, bo i życie jest jakby cięższe niż jeszcze nawet przed tymi paroma miesiącami. Co więc dalej?

Faktycznie nie jest łatwo pomagać. Mamy za sobą lata pandemii, teraz inflacja, podwyższone koszta na każdym poziomie. Niejednej polskiej rodzinie jest trudno, tak. I jeszcze towarzyszy nam napięcie dotyczące najbliższej przyszłości. To wszystko ma wpływ na nasz stan ducha i rzeczywiście nie sprzyja emocjonalnej otwartości. Dlatego pomoc musi mieć trochę inny charakter i dużo zależy od programów uruchomionych przez rząd, tym muszą się zająć odpowiednie jednostki. Musi to być pomoc długofalowa, gospodarcza, materialna i materiałowa, związana bezpośrednio z potrzebami wojny w Ukrainie.

A druga sprawa to te miliony dzieci i kobiet, bo to one przede wszystkim trafiły do Polski. Potrzebują się uczyć, potrzebują się przystosować, zdobyć nowe umiejętności zawodowe i nauczyć się języka. I tu też powinny wkroczyć programy państwowe i nieść pomoc. I takowe już istnieją. Kolejna istotna rzecz to to, że duża część tych ludzi z nami zostanie i będzie budować Polskę. Będziemy musieli nauczyć się większej tolerancji i mam nadzieję, że z czasem zniweluje ona potencjalne napięcia społeczne i polityczne. Bo wydaje mi się, że w przyszłości będziemy mieli, chociażby, przedstawicieli mniejszości ukraińskiej w naszym parlamencie.

Liczę, że zbudujemy mosty i że symboliczne gesty przerodzą się w coś mocnego i trwałego pomiędzy Polską a Ukrainą i że taki blok będzie alternatywą dla rosyjskiego imperializmu. Nie możemy ciągle żyć w cieniu rzucanym przez rosyjskich dyktatorów. A od ponad trzystu lat jest to nasze historyczne doświadczenie. Rosja wyhodowała sobie przy samym gardle groźnego bulteriera — Ukrainę. I to jest również świetna lekcja dla nas. Oby politycy nie wykorzystali jej, aby nas z premedytacją podzielić.

Źródło artykułu:WP Film
paweł delągwojna w Ukrainieputin
Wybrane dla Ciebie