Pochód stereotypów z durnowatymi Polakami w tle
Po niedługim seansie przyjacielsko-sympatycznej polsko-czeskiej komedii, okazuje się, że najbardziej, według filmowców, śmieszy nas to, co już znamy. „Operacja Dunaj” debiutującego reżysera aż roi się od rozmaitych filmowych odniesień, zaczynając od „Czterech pancernych”, po przez „Pociąg pod specjalnym nadzorem”, aż po „C.K. Dezerterów”. W czasie półtoragodzinnego seansu mamy okazję doświadczyć sprawnie pozszywanej mozaiki powstałej z wielu elementów klasycznego kina koszarowego.
A Wszystko zaczęło się w 1968 roku. Do jednego z polskich garnizonów stacjonujących na granicy polsko-czeskiej dociera rozkaz o rozpoczęciu inwazji na niepokorną Czechosłowację Alexandra Dubceka.
No i pojechali… w końcu nie ma to jak mały wypad do Pragi na obowiązkowe knedliczki popijane spienionym złocistym. Jednak nie jestem do końca przekonana czy ta idea przyświecała wesołym żołnierzom Układu Warszawskiego, ale w filmie Jacka Głomba nie ma to w ogóle większego znaczenia.
Niechlubna inwazja, stała się dla reżysera punktem wyjścia szalonej komedii, w której takie zaślinione i niewyżyte grubaski jak my znajdują to, co lubią. Czyli Zamachowski robi śmieszną minę, Tomasz Kot w mundurze kompletnie pijany, a Czeskie dziewczyny oddają się Polskim czołgistom. W jednym zdaniu: pochód stereotypów z durnowatymi, ale sympatycznymi Polakami w tle. Jednak, kiedy wyprzedzimy ten przeludniony korowód klisz i stereotypów dotyczących Polaków i Czechów zostanie nam w filmie Głomba samo najlepsze, co w Polskiej i w Czeskiej kinematografii istnieje. Mamy świetnych Polskich aktorów komediowych z rozbrajającym czeskim humorem. Fabuła poświęca równie dużo miejsca na ekranie Polskim realizatorom, jak i wybitnym Czeskim odtwórcą.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że opiekunem artystycznym filmu, oraz odtwórcą jednej z głównych ról, jest sam Jiri Menzel. Obecność tego, wybitnego czeskiego reżysera już na wstępie gwarantuje pewną jakość. Nikt w tej sytuacji nie może zarzucić Głombowi, że jego założenia i obraz czeskiej społeczności jest wyssany z palca. Nad wszystkim czuwał i efekt końcowy zatwierdził sam twórca „Postrzyżyn”. A przy okazji nie omieszkał też przy obficie cytować swojej filmografii.
Trochę śmiesznie. Trochę nudno. Ale na pewno nie kompromitacja. „Operacja Dunaj” zdecydowanie jest filmem udanym na płaszczyźnie formalnej, tylko jedynie spienione złociste będzie w naszej dłoni wymagane, jeżeli chcemy aktywnie rozkoszować się koszarowym humorem.