Poruszające wyznanie aktora "Na Wspólnej". "Wyplątałem się z życia, które było beznadziejne"
- Przestałem pić w 1998 r. Dzieci były wtedy małe. Rozmawiam z nimi o tym, chcę dotrzeć do tego, czy nie mają jakichś traum związanych z moim piciem - mówi Waldemar Obłoza, który z niezwykłą szczerością opowiada, co działo się w jego życiu.
O tym, że przed laty Waldemar Obłoza zmagał się z alkoholizmem, wiadomo od lat. Aktor otwarcie o tym mówi. Nie bez powodu. W jednym z wywiadów komentował: "Mogę podawać siebie jako przykład zwycięstwa nad nałogiem. Jeśli pomogę choćby jednemu człowiekowi z problemem alkoholowym, będzie to dla mnie świetny wynik". Dodatkowo w serialu, z którego przede wszystkim jest znany, wcielał się w alkoholika. Roman Hoffer z "Na Wspólnej" cierpiał na oczach widzów i nie raz rozbijał swoją rodzinę.
W nowej rozmowie z "Dobrym Tygodniem" aktor rozlicza się ze swoją trudną przeszłością.
O alkoholizmie
Obłoza nie pije od 26 lat. Jak powiedział, rzucił alkohol w 1998 r., gdy jego dzieci były małe. Upewnia się jednak teraz, czy mimo tego, że miały po 3-4 lata, nie mają traumy związanej z faktem, że ich ojciec był alkoholikiem i potrafił wrócić do domu "z urwanym filmem" i zrobić awanturę.
Alkoholu w ogóle nie tyka. - Dla mnie jakiekolwiek przyzwolenie na alkohol jest równoznaczne zrezygnowaniu z trzeźwości. Po prostu uznałem, że jestem uczulony na alkohol. Nie mogę go pić. Wyplątałem się z życia, która było beznadziejne. Bo jak się pije, wszystko jest plugawe - powiedział.
Obłoza szczerze o nałogu
Obłoza otwarcie mówi o nałogu. - Po alkoholu byłem bardziej śmiały, rozluźniony. A potem jest ciężej i ciężej, samo błoto. I strach, lęk... Alkohol jest szatański. Najpierw coś daje, dopiero potem o wiele więcej zabiera. Picie wspominam jako koszmar! - mówi w rozmowie z "Dobrym Tygodniem".
Aktor dodał, że gdy rzucił alkohol, dostrzegł piękno świata i całe jego życie się zmieniło. - Gdybym nadal to robił, być może już bym nie żył - przyznał.
Trudne dzieciństwo
Obłoza nie miał łatwo w życiu. Był 6-letnim chłopcem, gdy zmarła jego mama. Dziś ma tylko przebłyski z tego, jak wyglądało ich wspólne życie, naznaczone jednak przede wszystkim chorobą mamy.
- Latem, jak jaśmin zakwitł, tata z wujkiem wynieśli mamę wraz z łóżkiem z domu, pod ten jaśmin, żeby sobie poleżała. Uśmiechała się wtedy, ale dziś wiem, że tak naprawdę żegnała się ze światem - wspomina Waldemar Obłoza. Kobieta zmarła kilka miesięcy później. - Tęskniłem za nią bardzo. Od tych wydarzeń minęło już prawie 60 lat, ale wciąż łza kręci się w oku, gdy to wspominam - mówi.
Rozpadająca się rodzina
Obłoza w rozmowie wspomina, że śmierć mamy rozbiła całkowicie jego ojca. - Był zdruzgotany. Przeżywał piekło. Chyba żadne słowa nie opiszą jego cierpienia. Mama zmarła, mając 42 lata. Bardzo się z tatą kochali - wspomina aktor. Ojciec został sam z piątką dzieci, miał na głowie dom i gospodarstwo rolne. Rodzina zaproponowała, by Waldemara i jeszcze jednego z braci wysłać do domu dziecka, by trochę odciążyć mężczyznę.
Miał 11 lat, gdy trafił do domu dziecka. Spędził tam ponad 3 lata. Rozstanie z ojcem i domem wspomina jako coś koszmarnego, choć sam pobyt w domu dziecka nie był dla niego zły. Nadrobił zaległości w nauce, miał dobre oceny. - Jako jedyny z domu dziecka mogłem pójść do szkoły średniej. A w liceum poznałem polonistkę, która zmieniła moje życie. Tak zaczęła się moja przygoda z aktorstwem - mówi.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: