Prezydent z ekranu. Filmowe przygody Trumpa i Bidena
Aktor, który został prezydentem USA, od razu kojarzy się z Ronalden Reaganem. Żaden z obecnych kandydatów nie przeszedł takiej drogi z Hollywood do Waszyngtonu jak Reagan, ale zarówno Donald Trump, jak i Joe Biden próbowali swoich sił w aktorstwie.
03.11.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:36
"Dlaczego aktor nie może być dobrym prezydentem, tak samo jak sprzedawca orzeszków ziemnych, prawnik czy nauczyciel? Wszystko zależy od jakości jego fantazji między ujęciami…" – pisano w 1980 r. na łamach "The Atlantic". Rok później Ronald Reagan, aktor hollywoodzki i telewizyjny, wieloletni prezes Stowarzyszenia Aktorów Filmowych (SAG), został zaprzysiężony na 40. prezydenta USA. I sprawował swój urząd aż do 20 stycznia 1989 r.
Reagan nie był ani pierwszym, ani ostatnim aktorem w amerykańskiej polityce. Sława zdobyta na ekranie pomogła m.in. Arnoldowi Schwarzeneggerowi, który z sukcesem ubiegał się o fotel gubernatora Kalifornii. Co ciekawe, Reagan jako aktor nie zdobył statusu supergwiazdy – jego kariera od końca lat 30. obfitowała w westerny klasy B. Ale niewykluczone, że właśnie dzięki wizerunkowi odważnego szeryfa czy kowboja, który zabijał banitów i wymierzał sprawiedliwość na Dzikim Zachodzie, zyskał po latach kilka przychylnych głosów.
Z filmowej i telewizyjnej rozpoznawalności skorzystał też Donald Trump. 45. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki zawsze miał parcie na szkło i zamiast skupić się na rodzinnym biznesie w branży nieruchomości, sukcesywnie pracował na wizerunek ikony popkultury. Trump ma na swoim koncie kilkadziesiąt występów w filmach i serialach. Trudno go jednak nazwać aktorem, bo zazwyczaj pojawiał się przed kamerą jako Donald Trump. Polscy widzowie zapewne pamiętają go z "Kevina samego w Nowym Jorku" (1992), ale już w latach 80. Zaliczał gościnne występy w popularnych serialach typu "The Jeffersons", "Bajer w Bel-Air" czy "Tylko Manhattan".
Jako Donald Trump pojawił się później w "Niani", "Seksie w wielkim mieście", "The Drew Carey Show", "A teraz Susan", "Zoolanderze", "Dwóch tygodniach na miłość". Wyjątek stanowi film "Klan urwisów", w którym zagrał ojca niejakiego Waldo Aloysiusa Johnstona III. Ale nawet wtedy nie musiał się specjalnie przygotowywać do roli, bowiem jego postać była zaskakująco podobna do obrzydliwie bogatego Trumpa.
Występy Trumpa w filmach i serialach były więc zazwyczaj typowym cameo – epizodycznymi rolami charakterystycznej postaci. Ciekawostką, puszczeniem oka do widzów. Ale przyszły prezydent USA nie ograniczał się do takiej formy obecności w show-biznesie. Od 2004 r. przez czternaście sezonów Donald Trump był gospodarzem programu "The Apprentice" (w Polsce znany z TV4 jako "Trampolina"). Uczestnicy tego reality show walczyli o intratną posadę w firmie miliardera.
Program cieszył się dużą popularnością i pomimo kontrowersji utrzymał się na antenie aż do 2017 r. To właśnie w "The Apprentice" Trump powtarzał swoje kultowe powiedzonko "You're fired!" ("Jesteś zwolniony!"), które w grudniu 2015 r. zaadresował do Barracka Obamy podczas jednego ze spotkań z wyborcami. Niecały rok później wygrał wybory.
Teraz zapewne chciałby to powtórzyć Joe Bidenowi, z którym rywalizuje o fotel prezydenta. Biden nie jest tak medialny i przebojowy jak Trump. Jako adwokat, a później senator z wieloletnim doświadczeniem i wiceprezydent w rządzie Baracka Obamy nie miał parcia na szkło inne niż to związane z polityką (występy w programach telewizyjnych, filmach dokumentalnych, udział w talk shows itp.).
Od każdej reguły jest jednak wyjątek. Joe Biden dwukrotnie wystąpił w serialu komediowym "Parks and Recreations" – jako Joe Biden, wiceprezydent USA, którym był w tamtym czasie. Później zrobił to samo w jednym z odcinków "Prawa i porządku – sekcji specjalnej".
Wiele wskazuje na to, że Joe Biden nie będzie już grał wiceprezydenta. Ani w filmie, ani w polityce. Wybory powszechne w USA zostały zaplanowane na 3 listopada, ale w niektórych stanach już wcześniej można było głosować osobiście lub korespondencyjnie. W sondażach Biden ma kilkuprocentową przewagę nad Trumpem, choć niektóre głosy oddane przed 3 listopada mogą być liczone kilka dni później. O tym, kto zamieszka w Białym Domu na kolejne cztery lata, zdecyduje ostatecznie Kolegium Elektorów 14 grudnia, które zazwyczaj potwierdza wyniki exit poll.
Sharon Stone o polskim prezydencie: Uwielbiam go, jest najlepszy!