Trwa ładowanie...
10-02-2003 15:56

S. Soderbergh - "Solaris" to nie "Gwiezdne wojny"

S. Soderbergh - "Solaris" to nie "Gwiezdne wojny"
d1yjtnx
d1yjtnx

Podobno nie lubi pan filmów science fiction. Dlaczego zatem podjął się pan ekranizacji powieści Stanisława Lema?

Steven Soderbergh: Fantastyka filmowa, pełna efektów specjalnych, rzeczywiście mnie nie pociąga. Nadal nie jestem fanem SF, ale „Solaris” to nie jest klasyczne science fiction, tylko rodzaj kosmicznej psychodramy. Zafascynowało mnie tu bogactwo interpretacji psychologicznych i filozoficznych. Wzajemna gra i relacje wydarzeń, które rozgrywają się w umyśle i w pamięci bohatera, oraz sposób, w jaki rzutują na to, co dzieje się z jego życiem w przestrzeni kosmicznej.

A kto wpadł na pomysł, że trzeba książkę Lema przenieść na ekran?

Soderbergh: Wszystko zaczęło się od propozycji producenta Jamesa Camerona i wytwórni 20th Century Fox, bo to oni kupili prawa do powieści Lema. Najpierw, nie wiedząc, że chodzi o Lema, odmówiłem. Wtedy Cameron zapytał, czy jest coś z fantastyki, co czytałem i lubię. Odpowiedziałem, że „Solaris”.

Mam uwierzyć, że to prawda?

Soderbergh: Jak pani chce, ale tak było. Książkę przeczytałem kilka lat temu i już wtedy mnie zaintrygowała. Widziałem też film Tarkowskiego. Oczywiście od razu zaznaczyłem, że mój film będzie zupełnie inny. Jeśli dojdzie do realizacji, to będzie to skrzyżowanie „2001: Odysei kosmicznej” z... „Ostatnim tangiem w Paryżu”. Cameron i ludzie z Foxa przyjęli to z entuzjazmem. Bez zmrużenia oka. Powiedzieli, że to świetny pomysł.

d1yjtnx

To był oczywiście żart, prowokacja?

Trochę tak. Tymczasem dziennikarze potraktowali moje oświadczenie serio i przykleili ekranizacji etykietkę. Nawet w czasie kampanii promocyjnej przed amerykańską premierą, która odbyła się 27 listopada 2002 roku, w Internecie ukazywały się informacje o tym, że „Solaris” to thriller kosmiczny, a w telewizyjnych spotach zapowiadano film jako erotyczne SF.

Czym pana wersja „Solaris" różni się od powieści Lema i ekranizacji Tarkowskiego z 1972 roku?

W przeciwieństwie do literackiego pierwowzoru pokazuję sceny z życia ziemskiego Kelvina i jego związek z żoną Rheyą. Ożywiłem zmarłą śmiercią samobójczą na ziemi żonę bohatera. Kelvin spotyka się z nią na Solaris. Tego wątku nie było u Tarkowskiego. Pomyślałem, że jeśli publiczność pozna relacje, jakie łączyły bohaterów na ziemi, to łatwiej przyjdzie jej zrozumieć determinację, z jaką walczą oni w kosmosie z ideą przeznaczenia.

Lem jest sceptycznie nastawiony do Pana ekranizacji "Solaris", zresztą do innych adaptacji swych powieści też. Może dlatego, że trudno pokazać zwłaszcza w Hollywood, ograniczenia ludzkich możliwości poznawczych.

Jestem bliżej Lema niż Tarkowskiego, który zrobił film o dramacie sumienia Kelvina. Moja planeta wie więcej o bohaterze, niż on sam o sobie. Grający Kelvina George Clooney przyjeżdża na "Prometeusza" w nadziei, że uda mu się rozwikłać zagadkę dziwnych wydarzeń i wróci do domu. Jednak spotkanie ze zmarłą żoną wszystko zmienia.

Metafizyka i mniej efektów specjalnych - to musiał być szok dla szefów 20th Century Fox? A i widzowie mogą poczuć się zaskoczeni.

Jeśłi ktoś spodziewa się efektów specjalnych w stylu "Gwiezdnych wojen", to wyjdzie z kina rozczarowany. Napięcia budowac mają bardziej gesty i dialogi niż triki czy zaskakujące zwroty akcji, choć korzystałem także z najnowocześniejszych technologii. Duże hollywoodzkie wytwórnie nie są przyzwyczajone do takich produkcji jak "Solaris". Nie wszystkie moje koncepcje podobały się szefom Foxa. Sporo jednak wywalczyłem, choc konieczne były także kompromisy. ten film był dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. To najambitniejsza, ale i najtrudniejsza rzecz, jaką do tej pory zrobiłem. Słyszałem opinie, że zrobiłem film bardziej europejski niż Europejczycy.

(rozmawiała Mariola Wiktor; zdj. AFP)

WIĘCEJ PRZECZYTASZ NA TEN TEMAT W LUTOWYM NUMERZE „FILMU"

d1yjtnx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1yjtnx