Dla polskiej koprodukcji złamała zasadę. Teraz ma szansę na Oscara. Cały świat patrzy na wspaniałą Sandrę Hüller
Rok 2023 należał do niej. Krytycy rozpisują się o fenomenalnych kreacjach aktorki w "Anatomii upadku" i "Strefie interesów". Pierwsza z ról może przynieść Sandrze Hüller Oscara. Jednak to drugoplanowa rola w polskiej koprodukcji, nakręcona tuż obok obozu koncentracyjnego w Auschwitz, kosztowała ją wiele trudnych emocji.
07.03.2024 | aktual.: 08.03.2024 10:53
Wydaje się przeciwieństwem słowa "glamour". Pierwszy raz świat usłyszał o niej w 2016 r., po premierze "Toniego Erdmanna" Maren Ade. Rodzinny dramat o relacji zapracowanej kobiety i jej ekscentrycznego, rzucającego niestosowne żarty ojca osiągnął międzynarodowy sukces. Grająca w nim główną rolę wówczas 38-letnia Sandra Hüller pojawiła się na największych ceremoniach świata kina – w Cannes, a także na gali Złotych Globów i Oscarów. Nie zdobyła indywidualnej nagrody, ale okrzyknięto ją odkryciem. Jednak – jak sama mówi – "potem nic się nie wydarzyło".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapomniano o niej na kolejne siedem lat. Nie ma o to żalu. Stąpa twardo zarówno na planie, jak i życiu. Dzień po tym, jak szła czerwonym dywanem na Złotych Globach, wróciła do Niemiec, by zrobić uprawnienia na wózek widłowy do filmu Thomasa Stuberta. Dziś znów przeżywa wielki moment w karierze, ale ma świadomość, że "to może skończyć się w minutę i w porządku". Najbardziej liczą się dla niej 12-letnia córka i pies. Na sesję zdjęciową dla "Hollywood Reporter" przyszła ze swoim czarnym wyżłem weimarskim, który towarzyszył jej także na planie "Strefy interesów".
Dziennikarkę powitała prosto z zakupów, obwieszona torbami, bez makijażu, w trampkach. Żartuje, że nie potrafi kreować wizerunku poważnej aktorki w takich sytuacjach – w przeciwieństwie do swoich amerykańskich kolegów i koleżanek z branży. Mocno dba o prywatność, dlatego nie zdradza nawet imienia czworonożnego pupila. Unika niepotrzebnego zamieszania. Na spotkania z mediami jeździ, jeśli to konieczne. Miło jej, gdy ludzie w Lipsku zaczepiają ją podczas spaceru i gratulują, ale skupia się przede wszystkim na ciężkiej pracy.
Nie rezygnuje z grania w teatrze, choć dojazd pociągiem zabiera jej pięć godzin. W podróżach towarzyszy jej córka, którą wychowuje sama.
Anatomia aktorstwa
Bez względu na to, czy w marcu odbierze Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, Sandra Hüller jest dzisiaj jedną z najbardziej utalentowanych kobiet w branży filmowej, która gra całą sobą, stopniowo otwierając się przed widzem.
Ma szerokie ramiona i duże dłonie. Jest wysoka, mocno stoi na nogach. Wymykająca się kanonom uroda pozwala jej być – w zależności od sytuacji – delikatną i surową. Ze swojej fizyczności Sandra Hüller korzysta od początku kariery.
- Słowo jest w zasadzie ostatnią rzeczą, której używa się na scenie, ponieważ ostatecznie wszystko można przekazać poprzez ciało - powiedziała w jednym z wywiadów. Dlatego tak dobrze czuje się w niemieckim teatrze, który umożliwia jej szarżowanie i przekraczanie granic. Już jako jedna z czołowych aktorek w kraju, w 2019 r. zagrała w "Hamlecie" w Schauspielhaus Bochum, a "Der Spiegel" sztukę z jej udziałem porównał do egzorcyzmów.
Zaczęła grać w szkole średniej. Później zdawała do Akademii Sztuk Dramatycznych im. Ernsta Buscha w Berlinie. Na egzaminie pokazała scenę z "Romea i Juli". We własnej interpretacji najpierw wypiła eliksir nasenny, a dopiero potem wygłosiła narkotyczny monolog. Jej skłonność do intensywnej ekspresji szybko dostrzegli też pedagodzy. Jedna z profesorek zasugerowała Hüller, że powinna zagrać postać zakonnicy, by "opanować ręce". Akademię ukończyła w 2003 roku. Wtedy 25-latka została okrzyknięta Młodą aktorką roku według magazynu "Theater heute".
Przełom w karierze nadszedł trzy lata później. Sandra Hüller wreszcie mogła wykorzystać swoje warunki w pełnometrażowym "Requiem" Hansa-Christiana Schmida. Film na podstawie prawdziwej historii Anneliese Michel, Bawarki cierpiącej na napady padaczki oraz halucynacje, nad którą przekonana o opętaniu rodzina odprawia dziesiątki egzorcyzmów, okazuje się wymarzonym debiutem. Na festiwalu Berlinale Hüller odbiera Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszej aktorki. Grający z nią Jens Harzer był pod ogromnym wrażeniem tego, jak młoda artystka umiała zdominować ich wspólne sceny.
Ciało Sandry Hüller gra też w nominowanej do Oscara "Anatomii upadku". Oskarżona o morderstwo męża Sandra gestykuluje, żywą mimiką wyraża grymas, wzruszenie, flirt, ulgę, władzę i strach. Prawdziwy popis daje w momencie kłótni z mężem, najbardziej teatralnej scenie całego dzieła. Dzięki temu szerokiemu wachlarzowi min i gestów do końca filmu pozostaje niejednoznaczna.
W "Strefie interesów" winę Hedwigi Höss, żony komendanta obozu koncentracyjnego, także zamyka w fizyczności, oddając je za pomocą sposobu chodzenia, postawy. Każdą rolą udowadnia, że ma rzadki talent, pozwalający jej zagrać skałę, a po chwili – pęknięcie.
Widmo historii
Na świat przyszła w 1978 roku, w małym, liczącym kilka tysięcy mieszkańców mieście Friedrichroda. Wychowywała się w czasach Niemiec Wschodnich. Rosyjski był pierwszym językiem obcym, jakiego się uczyła. Na wakacje jeździła z rodziną do komunistycznych krajów – najczęściej do Czechosłowacji, skąd pochodziła rodzina jej ojca.
"Babcia ze strony ojca kazała dzieciom czesać włosy w inną stronę niż Hitler"- wspomina. Pradziadek był na wojnie, trafił do niewoli w Rosji. Sandra Hüller rozumie grzechy ojców. Ma też świadomość tego, że prędzej czy później większość niemieckich aktorów i aktorek dostaje propozycje zagrania nazistów. Surowo ocenia kolegów i koleżanki, którzy zakładają mundury SS, robią sobie zdjęcia na planach, z entuzjazmem mówią o tego typu projektach, sprawiając wrażenie, jakby dobrze się bawili.
Krzywi się, gdy reżyserzy wykorzystują epokę nazizmu jako tło dla niezwiązanych z historią melodramatów (coś dla poczytnego w naszym kraju Maksa Czornyja), jak w "Świetle, którego nie widać" Netfliksa. Temat faszyzmu jest dla niej istotny. Czuje, że prawicowy ekstremizm w Niemczech powraca i staje się coraz groźniejszy. Za każdym razem odrzucała podobne propozycje, aż dostała scenariusz do "Strefy interesów" Jonathana Glazera.
W Auschwitz była na wycieczkach szkolnych. Wróciła jako dojrzała kobieta, by wcielić się w rolę żony słynnego komendanta obozu koncentracyjnego, Rudolfa Hössa, powieszonego za zbrodnie wojenne w 1947 r.
Gdy żołnierz zostaje przeniesiony z powrotem do Niemiec, Hedwiga Höss zostaje w domu razem z dziećmi, nie chcąc rezygnować z wygodnego życia. Pielęgnuje ozdobny ogród w sąsiedztwie kominów, zapachu palonych ciał, krzyków, odgłosów strzałów i szczekania psów. Nie ma oporów, by przymierzać futra i biżuterię eksterminowanych Żydówek. W otoczeniu krematoriów i komór gazowych znalazła swój mały raj.
To pierwsza postać w karierze, której Hüller nie chce pokochać. Nie szuka w niej człowieczeństwa, nie chce nawiązać z nią więzi. Nie chce dać jej nawet swoich łez. Grając na zimno, pozbawia Hedwigę Höss szczęścia, radości, spełnienia. Skazuje ją na wieczne poczucie pustki.
Jednak to nie wchodzenie w rolę kosztowało ją najwięcej emocji. Wzywaniem było długie przebywanie w Auschwitz. Nerwowość towarzyszyła całej ekipie filmowej. Dziesięć kamer ukrytych przez Jonathana Glazera sprawia, że obsada czuła się non stop obserwowana. Sandra Hüller przez cały czas pamiętała, że znajduje się w miejscu zagłady. W przeciwieństwie do swojej bohaterki – nie chciała o tym zapomnieć. Przyznała, że wielu Niemców wybiera się tam, by przeżyć pewne oczyszczenie. Doświadczenie jednak nauczyło ją, że nic takiego nie przychodzi. "Trzeba żyć z tym już zawsze" - mówi.
Droga do Hollywood
Jeszcze pod koniec ubiegłego roku rola w "Anatomia upadku" przyniosła jej Europejską Nagrodę Filmową. W styczniu br. na Złotych Globach nagrodę dla najlepszej aktorki dramatycznej zgarnęła jednak Lily Gladstone za "Czas krwawego księżyca" Martina Scorsese. Nie poszczęściło się niemieckiej aktorce też na Baftach, mimo że mogła cieszyć się dwiema nominacjami: za "Strefę interesów" oraz "Anatomię upadku".
Oczywiście Francuzi wręczyli jej Cezara, a w marcu niedługo przed 46. urodzinami Hüller powalczy o Oscara ("Anatomia upadku" i "Strefa interesów" znalazły się aż w pięciu kategoriach).
Nie ukrywa, że chciałaby kiedyś zagrać w Stanach Zjednoczonych, ale na razie skupia się na aktualnych wyzwaniach. Opanowała już język angielski i francuski, uczy się hiszpańskiego. Cały czas jeździ do Bochum, żeby grać w "Hamlecie". Warto trzymać kciuki i obserwować karierę Sandry Hüller, która z taką świadomością i refleksją podchodzi do aktorstwa.
W 51. odcinku podcastu "Clickbait" typujemy, kto zgarnie Oscara, a kto będzie musiał obejść się smakiem. Kto naszym zdaniem zgarnie najwięcej statuetek? Przekonaj się, słuchając nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: