Zabiła czy nie? "Anatomia upadku" to majstersztyk

Nieraz kino zabierało widzów na salę sądową, gdzie do ostatniej minuty nie było wiadomo, czy bohater jest winny czy niewinny. Jednak w "Anatomii upadku" Justine Triet najciekawsze jest to, co dzieje się pomiędzy i dlaczego wydaje nam się tak, a nie inaczej. Zwycięzca Złotej Palmy z Cannes ma spore szanse okazać się oscarowym czarnym koniem.

Sandra Hüller dała aktorski popis w "Anatomii upadku"
Sandra Hüller dała aktorski popis w "Anatomii upadku"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Przyznam, że po serii entuzjastycznych recenzji i opinii znajomych o "Anatomii upadku", wybierając się do kina miałam wysokie oczekiwania. Tuż po seansie odniosłam wrażenie, że poza emocjonującą rolą Sandry Hüller, wokół filmu jest dużo hałasu o nic. Jednak kilka dni później francuski film wciąż nie daje mi o sobie zapomnieć, dostrzegam kolejne niuanse i pola do interpretacji. 

Dlatego zachęcam, by na "Anatomię upadku" nie patrzeć jak na klasyczny dramat sądowy. Choć trzeba przyznać, że gatunkowość odgrywa tu dużą rolę, a sukces produkcji poświadcza, że widownia jest spragniona opowieści osadzonych w konkretnych ramach. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

O czym opowiada "Anatomia upadku"?

Zacznijmy jednak od początku. Sandrę poznajemy w dość nietypowej sytuacji. Jako ceniona pisarka właśnie udziela wywiadu w swoim górskim domu, aż w pewnym momencie zostaje zagłuszona przez mizoginistyczny hit 50 Centa "P.I.M.P". Muzykę na cały regulator puszcza jej mąż, jednak żona w żaden sposób nie próbuje nakłonić go do jej ściszenia. Po prostu przerywa wywiad, żegna się z rozmówczynią i udaje się na piętro. Chwilę później jej niedowidzący syn wychodzi z psem na spacer, a wracając zastaje na śniegu ciało ojca w kałuży krwi.

Śledztwo wyklucza przypadkowe wypadnięcie przez okno, a w obliczu ujawnienia małżeńskich problemów Sandry i Samuela podejrzenia padają na żonę denata. Nie ma jednak dowodów jej udziału w zbrodni, cały proces jest poszlakowy. W dodatku pisarka w swojej książce opisała rozmyślania nad zabójstwem męża, co podobnie jak bohaterkę "Nagiego instynktu" czyni ją - zdaniem oskarżycieli - idealnym materiałem na morderczynię. 

Proces sądowy w "Anatomii upadku" jest inny niż znany nam z amerykańskich produkcji
Proces sądowy w "Anatomii upadku" jest inny niż znany nam z amerykańskich produkcji© Materiały prasowe

Choć Sandra zapewnia swojego adwokata, że nie zabiła męża, ten od razu sprowadza ją na ziemię słowami: "to nie ma znaczenia". Wszak fani filmowych procesów (a nawet i medialnych - czego dowodzą np. sprawy Depp vs. Heard czy O.J. Simpsona) zdają sobie sprawę, że na sali sądowej nie zawsze liczy się prawda, a wzbudzenie konkretnych emocji.

We francuskim wydaniu nie obserwujemy manipulacji ławą przysięgłych, za to zaskakuje udział 11-letniego syna oskarżonej, który nie tylko składa zeznania, ale i nasłuchuje każdej rozprawy. Skutkuje to poznaniem rodziców i ich relacji z zupełnie innej strony.

Odpowiedź na pytanie, czy Sandra zabiła męża, właściwie zależy od tego, czy bohaterka wzbudza naszą sympatię. Czy obnażenie jej seksualności, psychicznej przewagi, pewności siebie i skupienia na życiu zawodowym przeważa o jej winie? Czy kobieta postawiona w takiej sytuacji musi ukorzyć się, umniejszyć sobie, by społeczeństwo było jej bardziej przychylne?

Tak naprawdę wszelkie dylematy, z którymi mierzy się widz w trakcie filmu, rozstrzygając o winie bohaterki, więcej mówią o nim samym i jego przekonaniach. O tym, co nas drażni, czego nie jesteśmy w stanie znieść, w jaki sposób kogoś szufladkujemy. Justine Triet wraz ze swoim mężem Arthurem Hararim stworzyli mistrzowski, wykalkulowany na chłodno scenariusz, w którym nie ma zbędnych scen ani słów. Choć ciężko dziś uwierzyć, że można nakręcić dwuipółgodzinny film nienużący ani przez chwilę.   

"Anatomia upadku" czarnym koniem Oscarów?

Z pewnością "Anatomia upadku" nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby zatrudniono kogoś innego niż Sandra Hüller. Aktorka idealnie wpisuje się w model ambitnej kobiety, która "nie po to wyrwała się z niemieckiej pipidówy, by być ofiarą". Po wybitnych kreacjach w "Toni Erdmann" i "Strefie interesów" wyprzedziła hollywoodzkie gwiazdy w walce o oscarową nominację. Tak naprawdę powinna dostać dwie - również za rolę w brytyjskiej produkcji rozgrywającej się tuż za murem Auschwitz.

Nagrodę sprzątnąć jej z nosa może jedynie Lily Gladstone, ale nie będzie to zasługa większego talentu aktorskiego, a ukorzenia się Akademii przed rdzennymi Amerykanami za czarną kartę historii.

Poza tym francuska produkcja ma jeszcze cztery nominacje i naprawdę spore szanse na Oscara w kategorii scenariusz oryginalny. Jeśli zgarnie jeszcze więcej wyróżnień od Akademii, stanie się czarnym koniem wyścigu. Choć po zdobyciu Złotej Palmy w Cannes, sześciu Cezarów, pięciu Europejskich Nagród Filmowych, BAFTY, Goyi oraz dwóch Złotych Globów kolekcja statuetek wcale nie musi się powiększać, by dać dowód, że Justine Triet jest winna popełnienia najbardziej intrygującego filmu sezonu.

W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:WP Film
filmoscaryfrancuskie kino
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)