Sebastian Stan: reżyserzy widzą we mnie złego chłopaka
14.08.2018 | aktual.: 16.08.2018 09:56
Pewną rozpoznawalność - zwłaszcza wśród nastolatek - zdobył dzięki roli Cartera Baizena w "Plotkarze" i od tamtej pory coraz częściej pojawiał się na małym ekranie. Nie posiadał się ze szczęścia, kiedy zaproszono go na przesłuchanie do głównej roli w filmie "Captain America: Pierwsze starcie", jednak ostatecznie angaż otrzymał Chris Evans, on zaś musiał zadowolić się graniem Jamesa "Bucky'ego" Barnesa.
Sebastian Stan, który 13 sierpnia obchodzi 36. urodziny, śmieje się, że reżyserzy już dawno go zaszufladkowali - i nie ma pojęcia, jak pozbyć się tej etykietki.
- Najwyraźniej wszyscy widzą mnie w rolach "złych chłopców". Nie rozumiem tego. Spaceruję sobie ulicami Nowego Jorku, czując się, jakbym był Paulem Ruddem, ale najwyraźniej nikt inny nie widzi mnie w ten sposób - żartował.
Zdolny uczeń
Urodził się w Rumunii. Po rozwodzie rodziców wraz z matką, która pracowała jako pianistka, przeprowadził się do Austrii. Ostatecznie osiedli w Nowym Jorku, gdzie kobieta wyszła za mąż za dyrektora szkoły prywatnej, w której Stan rozpoczął później naukę.
Chłopak szybko odkrył w sobie aktorski talent i chętnie występował szkolnych przedstawieniach, odnosząc pierwsze sukcesy. Potem rozpoczął naukę aktorstwa na Rutgers University i jako jeden ze zdolniejszych studentów wyjechał na rok do Londynu, gdzie grał w Shakespeare's Globe Theatre. W 2003 r. udało mu się pojawić w jednym odcinku "Prawa i bezprawia", a później otrzymywał kolejne role - choć wyznawał, że początki w branży nie były łatwe ani przyjemne.
Przykre doświadczenia
Pierwsze przesłuchania wspomniał z goryczą. Był nieznanym aktorem i filmowcy często traktowali go z góry.
- Do tej pory pamiętam jedno z moich pierwszych większych przesłuchań zorganizowane przez znanego reżysera castingów z Nowego Jorku. Wszedłem do pomieszczenia, a wszyscy siedzieli przy komputerach i coś pisali. Przywitałem się, ale nikt nawet nie podniósł głowy. Usłyszałem tylko: "Ok, dawaj". Zacząłem czytać swoją rolę, a reżyser ani razu na mnie nie spojrzał! Ciągle pisał e-maile. To było okropne. Bardzo bolesne przeżycie – opowiadał.
Nie dał się jednak zniechęcić. Wiedział, że ciężka praca i cierpliwość się opłacą. I faktycznie.
- Cieszę się, że po czasie wyszło z tego coś wspaniałego – dodawał.
Rozwój kariery
Na planie "Plotkary" Stan zaczął spotykać się z Leighton Meester. Rozstali się po dwóch latach, a aktora zaczęto widywać w towarzystwie Jennifer Morrison, którą poznał przy pracy nad serialem "Dawno, dawno temu". Później umawiał się z Margarity Leviey, którą poznał kilka lat wcześniej na planie "Amerykańskiego ciacha"; obecnie jest singlem – i przyznaje, że jest tak zapracowany, że ma niewiele czasu na związek.
Nie ukrywał, że zależało mu, by nie ograniczać się wyłącznie do produkcji telewizyjnych - dlatego z radością przyjął rolę w "Czarnym łabędziu" Darrena Aronofsky'ego, pojawił się w "Zjawach", "Marsjaninie" oraz "Jestem najlepsza. Ja, Tonya".
Dalsze plany
Oczywiście największą popularność przyniosła mu rola Bucky'ego Barnesa w serii filmów z uniwersum Marvela. Praca na planie nie była łatwa. Stan i Chris Evans musieli zadbać o swoją formę i ciężko ćwiczyli pod okiem instruktorów sztuk walki.
- Przeszliśmy intensywny kurs MMA, no i oczywiście spędzałem długie godziny na siłowni - opowiadał w "Dzienniku"; jednak dodawał zaraz, że nie to było najgorsze: - Ale nic nie przygotowało mnie do noszenia tej piekielnej maski, w której dosłownie się dusiłem, szczególnie podczas scen akcji, gdzie musiałem skakać i biegać. Nie mogłem złapać oddechu i nieraz psułem ujęcie, bo musiałem ją natychmiast zerwać, żeby nie zemdleć, nieustannie kręciło mi się w głowie.
W planach Stan ma udział w kolejnych częściach serii, ale pojawi się również w "We Have Always Lived in the Castle" na podstawie powieści Shirley Jackson, dramacie "The Last Full Measure" oraz, u boku Nicole Kidman, w thrillerze "Destroyer".