Sieńczyłło oddała hołd mężowi. Piękne słowa wdowy

Sieńczyłło jak Janda - zagrała na scenie niedługo po śmierci męża. I zagrała koncertowo, w poruszający sposób czcząc pamięć Emiliana Kamińskiego.

Justyna Sieńczyłło zwróciła się do gości Teatru Kamienica
Justyna Sieńczyłło zwróciła się do gości Teatru Kamienica
Źródło zdjęć: © East News | TRICOLORS
Przemek Gulda

01.01.2023 | aktual.: 01.01.2023 19:22

Sylwestrowy spektakl w Teatrze Kamienica miał szczególny wymiar. Nie mogło być inaczej zaledwie kilka dni po śmierci założyciela i spiritus movens tej sceny, Emiliana Kamińskiego. Żałoba połączyła się z "celebrowaniem życia".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Show must go on

Teatr musi grać, najważniejsza jest publiczność - taką zasadą kierowały się osoby kierujące Teatrem Kamienica po śmierci jego współzałożyciela. I teatr grał. W jeden z najradośniejszych wieczorów roku, w Sylwestra, który w tym roku - dla osób związanych z Kamienicą - musiał być przecież wyjątkowo smutny, na obu scenach dużo się działo.

Uwagę zwracał przede wszystkim spektakl na Scenie Elitarnej. W repertuarze był "Tresowany mężczyzna", miłosna komedia, dziejąca się we współczesnej Warszawie. W przedstawieniu występuje Justyna Sieńczyłło, wdowa po Emilianie Kamińskim. Pojawiły się oczywiście pytania, czy tego wieczoru stanie na scenie, czy będzie chciała zagrać w beztroskiej, momentami nawet dość frywolnej, komedii.

Kamińskiego zasada na trudne czasy

Wieczór rozpoczął się nietypowo. Na ciemną jeszcze scenę wszedł Kajetan Kamiński, syn Kamińskiego i Sieńczyłło. Ubrany na czarno, poważny, ale spokojny, przywitał publiczność, mówiąc, że wolałby, żeby zrobił to ktoś inny - chodziło oczywiście o jego ojca, wieloletniego gospodarza tego miejsca.

- Czasy są trudne - mówił Kajetan Kamiński. - Widać to na każdym kroku i trudno od tego uciec. Mój ojciec miał jedna zasadę, którą zalecał stosować w takich momentach: nie jęczeć, robić swoje, cieszyć się z tego, co się ma. Publiczność zareagowała aplauzem, głośnym, ale pełnym powagi. - Ojciec na pewno chciałby - kontynuował syn aktora - żeby państwo dobrze bawili się tego wieczoru. Żeby w państwa życiu było dużo miłości, dużo ciepłych kontaktów z bliskimi osobami. Tego państwu życzę. I jeszcze: oby następny rok był lepszy niż ten.

Schodzącego ze sceny syna Kamińskiego pożegnała głośna, ciepła owacja. Ale to jeszcze nie był koniec niezwykłego wstępu do spektaklu.

Teatr - celebrowanie życia

Z głośnika rozległ się głos Justyny Sieńczyłło. Aktorka nie mogła stanąć na scenie - za chwilę zaczynała przecież spektakl. Ona także wspominała zmarłego męża. Mówiła do publiczności, ale w symboliczny sposób także do niego.

- Zawsze mówiłeś, że życie jest największą wartością - mówiła. - Dziś wieczorem w naszym teatrze celebrujemy życie za sprawą całego wachlarza teatralnych emocji. Tak, jakbyś chciał.

Potem rozpoczął się spektakl, który przebiegał jak gdyby nigdy nic. Sieńczyłło błyszczała w roli nowoczesnej matki głównego bohatera. Sypała żartami, z imponującą energią wygłaszała przewrotne monologi o prawach i pozycji kobiet, matce narzeczonej swego syna proponowała "schwesterschaft", kobiecy odpowiednik bruderchaftu.

Ani przez moment nie wyszła z roli, nie dała po sobie poznać, jak trudny moment musi przeżywać. Z powodzeniem zrealizowała odwieczną aktorską zasadę: grać najlepiej, jak się da, nawet w najcięższej życiowej chwili. Powtórzyła tym samym słynne gesty wielu znanych aktorek i aktorów, choćby Krystyny Jandy, która wyszła na scenę swojego teatru w dniu śmierci męża, Edwarda Kłosińskiego.

Reszta obsady "Tresowanego mężczyzny" ani trochę nie zostawała w tyle za Sieńczyłło. A zachwycona dynamicznym i zabawnym spektaklem publiczność co i rusz głośno wybuchała śmiechem i biła brawo.

Na koniec, podczas gorących oklasków, które szybko zmieniły się w owacje na stojąco, Sieńczyłło oddała hołd mężowi w jeszcze inny sposób informując, że - choć takiej informacji nie ma w oficjalnym opisie spektaklu - to właśnie on go reżyserował. - Te oklaski są więc także dla niego - zabrzmiało na koniec ze sceny. To tylko wzmogło głośny, niemal ogłuszający aplauz.

Justyna Sieńczyłło i Emilian Kamiński
Justyna Sieńczyłło i Emilian Kamiński© East News | TRICOLORS

"Gramy, bo oczekiwałby tego od nas"

Emilian Kamiński, aktor i reżyser, zmarł 26 grudnia w swoim domu w Józefowie pod Warszawą. Westchnęła niemal cała Polska - artysta cieszył się powszechnym szacunkiem i sympatią. Wiele osób wspominało go ciepło w mediach społecznościowych. Żałoba rozpoczęła się także oczywiście w najważniejszym dla niego miejscu: w warszawskim Teatrze Kamienica, niezależnej scenie, którą wraz z żoną, Justyną Sieńczyłło, założyli w 2009 roku.

Teatr od śmierci Kamińskiego prowadził w internecie bardzo konsekwentną komunikację dotyczącą tej sprawy: najpierw opublikowana została informacja o jego śmierci, klasyczny nekrolog, a potem podpisane przez Sieńczyłło i siostrę Kamińskiego, Dorotę Kamińską, także aktorkę, oświadczenie, dotyczące działalności teatru w dniach po śmierci jego współzałożyciela.

Autorki pisały w nim, że "kierując się szacunkiem do widzów Teatru Kamienica, wystąpimy w spektaklach zaplanowanych na 29, 30 i 31 grudnia. Emilian zawsze wymagał od nas zawodowstwa i uczył, że w jego teatrze to widz jest najważniejszy. Nasz mąż i brat swoją scenę traktował z najwyższym profesjonalizmem. Gramy, bo Emilian tego by od nas oczekiwał i nie wybaczyłby nam, gdybyśmy postąpiły inaczej nawet w tak trudnym czasie".

Sylwestrowy spektakl, znakomicie zagrany przez Sieńczyłło, poprzedzony emocjonalnymi słowami jej samej i syna zmarłego aktora, można bez najmniejszych wątpliwości uznać za skuteczne, wymowne i symboliczne, spełnienie tych oczekiwań Emiliana Kamińskiego.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (46)