Sir Alan Parker: Wielka Brytania może rozpaść się na kawałki [WYWIAD]

72-letni Alan Parker nie może narzekać na nudne życie. Wychował się w robotniczej rodzinie w Londynie, dziś nosi angielski tytuł szlachecki. W młodości pracował w reklamie, którą porzucił dla kina. Ma na koncie wybitne dramaty “Mississipi w ogniu” i “Midnight Express” - oba nominowane do Oscara. Większość widzów kojarzy jego nazwisko z głośnej adaptacji “Ptaśka”. Obecnie jest na reżyserskiej emeryturze, ale wciąż jest aktywny w branży jako scenarzysta. Po 12 latach pracy w Los Angeles wrócił do swojego kraju, ale jak podkreśla, nie mieszka w Anglii, tylko w Londynie. Co myśli o współczesnym świecie i kinie? Jak wygląda teraz jego życie? Jak odbiera Polaków na Wyspach? Na te pytania Parker odpowiedział podczas zakończonego niedawno festiwalu Camerimage w Bydgoszczy, gdzie pełnił rolę przewodniczącego jury konkursu głównego.

Sir Alan Parker: Wielka Brytania może rozpaść się na kawałki [WYWIAD]
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY-SA
Łukasz Knap

Łukasz Knap: Jak taki pesymista jak pan czuje się po Brexicie i zwycięstwie Trumpa w Ameryce?

Alan Parker: Jestem przerażony. Naprawdę. Mam czworo dorosłych dzieci, pięcioro wnuków i 12-letniego syna. Zacząłem bać się o ich przyszłość, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Brexit jest dla mnie prawdziwym szokiem i myślę, że wszyscy jesteśmy winni tej sytuacji, bo nie włożyliśmy dość wysiłku, żeby wytłumaczyć ludziom, co ten wybór dla nas znaczy. Myślę, że tak samo jesteśmy winni wyboru Trumpa na prezydenta. Naiwnie wierzyliśmy, my należący do tzw. świata liberalnych elit, że wszyscy podzielają nasze przekonanie na temat tego, jak powinna wyglądać lepsza, bardziej sprawiedliwa przyszłość naszego społeczeństwa. Ale okazało się, że połowa naszego społeczeństwa nie podziela tych samych wartości. Po rozmowie z Trumpem Putin zaatakował Aleppo. Oczami wyobraźni widzę, jak po tej rozmowie zadowolony z siebie Trump mówi, że Putin rozpieprzy to miasto w mak i wydaje mi się przerażające, że przyszłość świata jest w rękach takich facetów.

Gdzie został popełniony błąd? Czarnoskóry taksówkarz w Londynie powiedział mi, że głosował za Brexitem, ponieważ nie miał dobrego startu i obwiniał rządzących za brak perspektyw. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.

Często słyszę z ust taksówkarzy podobną śpiewkę. Wielu z nich powołuj się na swoje robotnicze pochodzenie jako czynnik determinujący całe ich życie. Nie jestem chyba jednak najlepszym adresatem tego jojczenia, ponieważ moi rodzice byli ubogimi robotnikami i wszystko, co osiągnąłem w życiu, zawdzięczam własnej ciężkiej pracy. Wszyscy chcemy lepszego świata, ale wychodzi na to, że nasze wyobrażenia o tym, jak on ma wyglądać, kompletnie się rozmijają. Mój bliski przyjaciel głosował za Brexitem, bo jest rozczarowany współczesnymi elitami. Powiedziałem mu, że popełnił błąd, bo nie powinien głosować dla siebie, ale dla swoich dzieci, a im Brexit na pewno nie pomoże. Wściekam się, że zdecydowano się na referendum w tak poważnej kwestii. Do tej pory decyzje tej rangi podejmował parlament. Ale być może demokracja parlamentarna jest za dobrym ustrojem dla ludzi w obecnych czasach.

Skoro doszedł pan do tak ponurego wniosku na temat polityki, może będzie pan łaskawszy dla współczesnego kina? Wiem, że nie ma pan o nim najlepszego zdania, ale może widział pan ostatnio jakis dobry film?

Oczywiście, że tak, widziałem kilka dobrych filmów tutaj na Festiwalu Camerimage, ale o tym jako juror nie mogę mówić. Negatywne zmiany w kinie związane są z tym, jak obecnie funkcjonują wielkie amerykańskie studia filmowe. Gdy kręciłem filmy w Ameryce, kręcono filmy o różnorodnej tematyce, teraz blockbustery zdominowały produkcję, tak jakby jeden rozmiar butów miał pasował do każdej stopy. Jeśli coś lubię w amerykańskich producentach, to to, że nie ukrywają, na czym im zależy, czyli na zarabianiu pieniędzy. Gdyby jakiś producent w Anglii przyznał się do tego, zostałby uznana za prostaka.

W myśl zasady, że dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach?

Dokładnie tak. Amerykańscy producenci się tego nie wstydzą i ta postawa jest zdrowa dla przemysłu, niekoniecznie dla kina i widzów.

Ale chyba nie tylko dlatego postanowił wrócić pan do Anglii?

Mieszkałem w Los Angeles przez dwanaście lat. Podobało mi się tam, bo jako reżyser miałem tam wtedy dużo wolności. Nigdy nie czułem, że kręciłem filmy, których nie chciałem kręcić.

Nie czuł się tam pan wyobcowany jako Anglik?

Gdy żyłem w Los Angeles, w Anglii rządziła Margaret Thatcher i nie czułem, że zbyt wiele tracę, opuszczając Anglię. Podobało mi się tam. W Los Angeles mieszanka ludzi z całego świata, jest tam duża społeczność angielska, francuska czy polska. Nie czułem się outsiderem. Ale w pewnym momencie postanowiłem wyjechać, bo wiedziałem, że jeśli nie wrócę wtedy, to zostanę w Ameryce na dobre.

Obraz
© Getty Images

Nie żałuje pan tej decyzji?

Problemem pracy reżysera w Ameryce jest to, że praktycznie nie ma się życia poza planem filmowym. Paradoks polega na tym, że gdy się kręci filmy o życiu, to trzeba też to życie mieć. Co można wiedzieć o życiu, gdy spotyka się wyłącznie ludzi z branży i nie robi nic innego, tylko kręci film albo myśli o nakręceniu kolejnego? Nie chciałem takiego życia. Męczył mnie etap budżetowania filmu. Nie żebym czegokolwiek żałował, zresztą nie zrezygnowałem całkiem z pracy w filmie i ostatnie lata są najlepszymi w moim życiu.

Obraz
© Materiały prasowe

Kadr z filmu "Ptasiek" (1984)

Czego nauczył się pan o życiu, gdy ustatkował się pan w Anglii?

Nie mieszkam w Anglii, tylko w Londynie. Po brexicie potwierdziło się, że Londyn w jakiś sposób odstaje do Anglii. To miasto, w którym w pokojowy sposób żyją ze sobą ludzie różnych ras, wyznający różne religie. Jeśli wsiądzie pan do autobusu w Londynie, usłyszy pan minimum pięć różnych języków. Dopiero brexit uświadomił nam, że poza Londynem życie wygląda zupełnie inaczej, że niektórzy żyją w skrajnej biedzie. Kiedy uważasz, że twoje życie to gówno, chcesz zmiany. Jakiejkolwiek. Tyle że ani brexit ani Trump nie pomogą najuboższym, tylko pogorszą ich sytuację finansową. Próbuję sobie czasami wyobrazić, co o Polakach myślą np. hydraulicy z Newcastle i nie podoba mi się, gdy słyszę jakieś negatywne opinie o Polakach, bo ja z moją żoną mam z nimi same dobre doświadczenia. Z drugiej strony zastanawiam się, co by było, gdyby nagle w Anglii pojawiło się pięćdziesięciu Pawłów Pawlikowskich. Pewnie zacząłbym być na nich wściekły, że zabierają mi chleb. Jesteśmy w trudnej sytuacji. Wielka Brytania może rozpaść się na kawałki.

Obraz
© Kadr z filmu "Mississipi w ogniu"

Kadr z filmu "Mississipi w ogniu" (1988)

Czy to nie jest ciekawy temat dla filmowca i pretekst, żeby wrócić do reżyserii?

Ludzie ciągle mnie o to pytają, ale chyba nie tęsknię wystarczająco za planem filmowym. W tym zawodzie trzeba wiedzieć, kiedy odejść.

Ale to nie jest chyba kwestia wieku, czego dowiódł Andrzej Wajda, który nigdy nie przeszedł na emeryturę.

Wajda jest wyjątkiem. Jednak większość wielkich reżyserów robi gorsze filmy z wiekiem. Praca nad filmem to olbrzymi wysiłek, czekanie, nerwy, proszenie o pieniądze. Już nie mam ochoty się z tym użerać. Kręcenie filmu zwykle oznacza mieszkania z dala od domu, 12-godzinny czas pracy dzień w dzień przez trzy miesiące. Niech młodzi się za to biorą

Rozmawiał Łukasz Knap

Obraz
© Getty Images
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (38)