"Śnieżne bractwo" ogląda się z wymalowanym szokiem na twarzy. By przeżyć, jedli ciała
51 lat temu miała miejsce katastrofa lotnicza w Andach, którą przeżyło 16 osób. Cudem. Przez ponad 70 dni radzili sobie w surowych górach bez jedzenia, ciepłych ubrań, ognia, leków, bez łączności ze światem. Jeszcze nikt nie nakręcił tak porażającego filmu o tej historii.
Był 13 października 1972 r. Na pokład samolotu lecącego z Urugwaju do Chile wsiadło w sumie 45 osób. Wśród nich piloci, drużyna młodych rugbystów, ich znajomi, członkowie rodziny. Samolot rozbił się w Andach, niedaleko granicy Chile i Argentyny. Na miejscu zginęło 12 osób. Reszta próbowała przeżyć w najbardziej skrajnych warunkach, jakie można sobie wyobrazić. W walizkach nie mieli ciepłych ubrań, zapasu żywności czy leków. Jak przeżyć w miejscu, do którego nawet nie dolatują ptaki? Nie ma żadnych zwierząt, roślinności? W miejscu, w którym po prostu nic nie ma prawa żyć?
Grono ocalałych z każdym dniem szczuplało. Musieli stawić czoła najgorszym koszmarom. Głód, strach, mróz, ból i zmieniająca się, nieobliczalna pogoda w Andach. Jak to możliwe, że po 72 dniach od katastrofy 16 osobom udało się przeżyć? Ten temat po wielu latach podjął J.A. Bayona, tworząc film, którego nie da się spokojnie oglądać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Twórcy nie robią długiego rozbiegu. Pokazują przez kilka minut ciepłe obrazki z Urugwaju, gdy drużyna rugbystów szykuje się do wylotu do Chile, na mecz. Na to, co się stało w trakcie lotu, nie mogli być gotowi. Samolot rozbił się na jednym ze wzniesień na granicy Chile i Argentyny. I żeby was ostrzec - twórcy nie odwracają ani razu kamery w drugą stronę. Dokładnie pokazują, co działo się w trakcie całej katastrofy. Łamane kości, miażdżone ciała między fotelami - to wszystko pokazane jest na ekranie. Kadry Pedro Luque są zbudowane tak, że widz ma wrażenie, że siedzi razem z tymi chłopakami w samolocie. Potem tempo tylko na chwilę słabnie.
Bayona na ekranie wyświetla imiona, nazwiska i wiek osób, które kolejno traciły życie po katastrofie. Ginęli w wyniku odniesionych ran, z wyziębienia czy w trakcie dwóch następujących jedna po drugiej lawinach. W końcu wielu ocalałych zabijał głód. W walizkach, które udało się odzyskać z katastrofy, jedzenia było skrajnie niewiele. Bayona pokazuje w wyjątkowo przejmujący sposób drogę, jaką przeszli ocaleni, by zdecydować się na to, by sięgnąć po ciała zmarłych.
W którym momencie ludzkie ciało staje się niezbędnym do życia białkiem? Czy Bóg wybaczy zjedzenie przyjaciela? Czy te osoby wyraziłyby zgodę na to, by tak potraktować ich ciała? Czy jesteśmy ludźmi, gdy musimy dopuścić się tak porażającego czynu? Co dzieje się z człowiekiem, który chce żyć, ale dookoła jest tylko plastik i aluminium? Te wszystkie pytania zadają sobie bohaterowie filmu.
Śnieżne Bractwo | Oficjalny teaser | Netflix
Reżyser w rozmowie z Wirtualną Polską komentował tak ten wątek: - Pablo Verci, pisząc swoją książkę, wykonał niesamowitą pracę, zwracając uwagę nie na to, że dana osoba decyduje się zjeść ludzkie ciało, a postawił akcent na to, że ktoś decyduje się oddać swoje ciało, by koledzy mogli je zjeść i przeżyć. I patrząc na to w ten sposób, w ich zachowaniu nie ma sensacji. To był akt miłości względem przyjaciela. Dla mnie właśnie takie przedstawienie tematu było największą niespodzianką. Ludzkie podejście do tak skrajnie trudnego tematu. Czytałem książkę i płakałem za tymi, którzy zmarli.
W "Śnieżnym bractwie" wątek kanibalizmu nie wydaje się wcale pobocznym. Dla wrażliwych widzów to będzie naprawdę trudny seans. Faktem jest, że patrzymy, jak bohaterowie przechodzą przez tę trudną drogę, która prowadzi ich do tego, by wykorzystać ciała. Nie jest to szokowanie dla szokowania. Skrajnie trudnych scen jest w tym filmie więcej, ale te związane z kanibalizmem są zdecydowanie najbardziej porażające.
"Śnieżne bractwo" jest o sile przetrwania i o tym, że jeden człowiek jest zależny od drugiego. O tym, jak z miłości do przyjaciela można zdecydować się oddać po śmierci swoje ciało, by ta druga osoba mogła przeżyć. O niemożliwie traumatycznych wyborach i o tym, jak długo człowiek jest w stanie nosić w sobie nadzieję, że ratunek jeszcze może przyjść.
Szykujcie się na naprawdę mocny seans, który zostanie z wami na długo. Szczególnie, jeśli uda się wam zobaczyć film na dużym ekranie. Naprawdę nietrudno o to, by widz sam sobie zaczął zadawać pytanie: a jakbym zachował się, gdybym siedział w tym wraku razem z nimi? Co, gdybym był tam razem ze swoim chłopakiem/dziewczyną/mamą...?
"Śnieżne bractwo" z niezwykłymi zdjęciami Pedro Luque startuje w Konkursie Głównym 31. EnergaCamerimage w Toruniu. Film jest hiszpańskim kandydatem do Oscara w kategorii filmów międzynarodowych. Na Netfliksie będzie dostępny od stycznia 2024 r.
Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.