Zrobiła film o Ukrainie. "Amerykanie sądzą, że wojna już się skończyła"
– Wielu osobom w Ameryce wydaje się, że wojna w Ukrainie już się skończyła. Mój film ma im przypominać, że pomoc nadal jest konieczna – opowiada amerykańska reżyserka filmów dokumentalnych, Sonia Lowman.
Sonia Lowman to młoda amerykańska reżyserka filmów dokumentalnych. W swoich projektach chętnie zajmuje się trudnymi tematami społeczno-politycznymi i często odwiedza miejsca dużych kryzysów humanitarnych w różnych częściach świata. Jej najnowsze dzieło to film "Indomitable" (pol. nieposkromieni), który właśnie miał premierę na cenionym nowojorskim Justice Film Festival, imprezie specjalizującej się w filmach na temat praw człowieka. Dziś dokument Lowman zaczyna festiwalową trasę po świecie. Reżyserka ma nadzieję, że niedługo trafi także do Polski.
Punktem wyjścia jej opowieści jest historia szpitala w Czernihowie, miejscowości w północnej Ukrainie, blisko granicy z Białorusią. Miasto zostało zaatakowane przez rosyjską armię na samym początku wojny. Na skutek ostrzału szpital został ciężko uszkodzony, a jego działalność przeniosła się do podziemnych schronów pod budynkiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Co cię najbardziej zaskoczyło, kiedy byłaś w Ukrainie?
Sonia Lowman, amerykańska reżyserka filmów dokumentalnych: Ta niezwykła dwoistość życia. Z jednej strony ludzie w Kijowie czy Czernihowie starali się funkcjonować w miarę normalnie: chodzili do pracy, w wolnych chwilach siadali w kawiarniach, żeby porozmawiać, poplotkować, a jednocześnie, kiedy rozlegała się syrena alarmowa, natychmiast zostawiali za sobą to zwykłe, bardzo zachodnie, bardzo mieszczańskie życie i schodzili do piwnic, chować się tam, jak w czasach drugiej wojny światowej. To było surrealistyczne, niemal schizofreniczne. Fascynowała mnie ta ich umiejętność niepoddawania się złym nastrojom, te starania, żeby żyć na tyle normalnie, na ile się dało. Potem, kiedy już wróciłam do Stanów, ta dwoistość nabrała zupełnie innego znaczenia.
W jakim sensie?
Długo nie mogłam się przyzwyczaić, że w Kalifornii toczy się zupełnie normalne, spokojne, bezpieczne życie. Cały czas miałam w głowie tamtych ludzi w Ukrainie, którzy musieli żyć w piekle i starali się, żeby to nie było piekielne życie. Kontrast z rajem, którym w tym kontekście wydawać się mogła Ameryka, był druzgoczący. Niemal dziwnie się czułam, wracając do swojego wygodnego życia.
Jak w Ameryce postrzegana jest ta wojna?
Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. I to z wielu powodów jest smutne. W tym sensie, że nie ma czegoś, czego życzyłabym sobie bardzo: jednoznacznego poparcia dla ludzi walczących i żyjących w Ukrainie. W Stanach niestety wszystko zależy od tego... jaką stację telewizyjną się ogląda. Bo każda buduje zupełnie inny obraz świata i kreuje wśród swojej publiczności zupełnie inny stosunek do rzeczywistości i do tego, co się dzieje w Stanach i zagranicą.
Jak się zaczął twój ukraiński projekt?
To nie był mój pierwszy film poświęcony tematyce wojny, traumy, wykluczenia. Wcześniej pracowałam wśród ciemnoskórej ludności w Stanach, byłam też w Sudanie i innych miejscach kryzysów humanitarnych. Pociągają mnie takie tematy. Wydaje mi się, że to kwestie, których wiele osób woli nie dostrzegać, czuję, że trzeba im otwierać oczy na ich istnienie. Kiedy Rosja napadła na Ukrainę, wiedziałam, że muszę o tym opowiedzieć. Szukałam dobrego sposobu, ciekawego tematu.
Twój film zaczyna się w zniszczonym przez rosyjską armię Czernihowie. Jak tam trafiłaś?
Byłam w kontakcie z amerykańską organizacją charytatywną, która od początku inwazji starała się wspierać ludność Ukrainy. To właśnie ludzie z tej organizacji podsunęli mi pomysł ze szpitalem. Wydał mi się bardzo ciekawy, nie wiedziałam jeszcze wtedy, że będzie świetnym punktem wyjścia do kierunku, w jaki ostatecznie skręcił ten projekt.
Ale po kolei. Najpierw dotarłaś do Czernihowa...
To było prawie dokładnie w rocznicę inwazji. I nie było to łatwe. Cała podróż zajęła mi cztery dni. Najpierw lot przez pół świata, potem Kijów. To było ostatnie miejsce podczas tej wyprawy, gdzie było w miarę spokojnie. Widać było wojnę, ale nie na każdym kroku. I nie czuło się jej między ludźmi. Ale potem zaczęło już być coraz trudniej.
Ruszyliśmy z konwojem humanitarnym na północ, do Czernihowa, który leży przy granicy. To była długa wyprawa, często zatrzymywały nas patrole na punktach kontrolnych, z każdym kolejnym postojem coraz bardziej wdzierała się wojenna atmosfera: żołnierze w polowych mundurach, sprzęt, odgłosy przelatujących pocisków.
A w samym Czernihowie?
Tam wojnę czuło się bardzo mocno, choć w czasie, kiedy tam byłam, było już bardzo spokojnie. Działania wojenne przetoczyły się przez to miasto znacznie wcześniej, na samym początku inwazji. To właśnie wtedy zniszczony został szpital, o którym opowiadam w filmie. Personel ewakuował pacjentów i pacjentki do piwnicy, gdzie spędzili wiele dni.
Co cię najbardziej poruszyło, kiedy oglądałaś to miejsce?
Właśnie te piwnice, w których ukrywali się ludzie. To, że siedzieli tam tak długo w ciemności, robiło na mnie wielkie wrażenie. Tu moja wrażliwość jako człowieka spotyka się z moim myśleniem filmowym. Ciemność z jednej strony sama w sobie potrafi być potwornym doświadczeniem, z drugiej – jest taka symboliczna: to stan, w którym zwyciężają ciemne siły. I czeka się na jasność, na światło, będące wyzwoleniem z ciemności. Nie mogłam przestać o tym myśleć, chodząc po tych piwnicach.
Mówiłaś, że twój film skręcił w niespodziewaną stronę. Jak to było?
Ponieważ szpital, o którym chciałam opowiedzieć, specjalizuje się w problemach psychicznych, szybko okazało się, że na marginesie opowieści o placówce medycznej pojawia się bardzo ważny temat zdrowia psychicznego narodu doświadczonego okrutną agresją. A potem ta kwestia zaczęła wychodzić na pierwszy plan i ostatecznie stała się głównym tematem filmu.
W jednej ze scen lekarz ze szpitala mówi spokojnym, beznamiętnym głosem o tym, że nie ma dziś w Ukrainie nikogo, kto nie mierzy się z jakimiś problemami psychicznymi wywołanymi wojną. Po bardzo poruszająca scena...
No właśnie. To on poniekąd otworzył mi oczy na to, że o tym też trzeba opowiedzieć. A więc oprócz rozmów z osobami z personelu medycznego, które chroniły pacjentów i pacjentki, opiekowały się nimi podczas ukrywania się w piwnicy, postanowiłam nagrać też wywiady z osobami, które leczą się w szpitalu. Zapytać je o to, jak wojna wpłynęła na ich stan. I nagle mój film z opowieści o jednym konkretnym szpitalu psychiatrycznym, stał się próbą pokazania psychicznego stanu całego narodu. A zarazem – próbą uświadomienia widzom i widzkom, że to dopiero początek.
Wiele osób w Ukrainie doznało i wciąż dziś doznaje tak potężnej traumy, że wychodzenie z niej potrwa bardzo dużo czasu. Ten naród będzie potrzebował wielkiej psychoterapii. Niezależnie od tego, kiedy i jak skończy się ta wojna. Jej psychiczne skutki będą bardzo potężne, a co ważniejsze – długotrwałe. To będzie wielki problem na kolejne lata dla całego świata.
Jak stan psychiczny ludzi w Ukrainie zmieniał się na kolejnych etapach inwazji?
Trafiłam tam w bardzo intensywnym pod tym względem momencie: było już po najcięższych walkach w mieście, więc bezpośrednie niebezpieczeństwo minęło. To był też czas, kiedy coraz głośniej mówiło się o nadchodzącej kontrofensywie wojsk ukraińskich. W mieście panowały więc bardzo optymistyczne nastroje.
Bez trudu można było wyczuć ogromne nadzieje, które wszyscy żywili w związku z planami militarnymi. I było też poczucie wspólnoty ze wszystkimi narodami, które wtedy tak obficie wspierały Ukrainę. Ludzie czuli, że nie są sami, że cała Europa jest z nimi, że Stany Zjednoczone przysyłają wsparcie.
A dziś? Rozmawiasz z osobami, które pokazujesz w filmie?
Tak, dziś nastrój jest zupełnie inny. Bardzo często widzę to w oczach osób, z którymi rozmawiam, i słyszę gdzieś między słowami niewypowiedziane pytania: "czy ktoś jeszcze jest z nami? Czy ktoś jeszcze słyszy nasze głosy? Czy ktoś się jeszcze interesuje tym, co się dzieje w naszym kraju? Czy kogoś jeszcze obchodzi ta wojna?". Oni wiedzą, że zainteresowanie ich sprawami jest dziś niewspółmiernie słabsze niż rok temu. Wiedzą, że pomoc jest coraz mniejsza, że nie wiadomo, czy Stany w ogóle się z niej nie wycofają.
Czy w Stanach łączy się temat potencjalnej wygranej Trumpa i zmniejszenia pomocy wobec Ukrainy?
Ujęłabym to w ten sposób: ludzie, którzy wiedzą, że trzeba pomagać Ukrainie i robią wszystko, żeby podtrzymywać zainteresowanie tym tematem, nigdy nie zagłosują na Trumpa. W tym sensie te tematy się łączą. Ale generalnie przedwyborcza debata w Stanach zaczyna coraz bardziej koncentrować się na kwestiach wewnętrznych. Izolacjonizm narasta i cieszy się sporym poparciem. Oczywiście wydarzenia na Bliskim Wschodzie też odciągają uwagę od spraw ukraińskich.
Jestem absolutnie przekonana, że w Stanach jest dziś wiele osób, które jest przekonanych, że ta wojna już się skończyła i nie trzeba się nią interesować. Takie podejście nie wróży oczywiście niczego dobrego. I to właśnie m.in. dlatego powstał mój film – chciałam w jakimś sensie pokazać za jego sprawą politykom i polityczkom, co się tam dzieje. I wykrzyczeć im w oczy: "pomóżcie Ukrainie!".
A nad czym pracujesz dziś?
Film o Ukrainie stał się kolejnym elementem swego rodzaju cyklu poświęconego silnym kobietom na pierwszej linii frontu – czasem rozumianego dosłownie, czasem przenośnie. Nie planowałam tego wcześniej, ale złapałam się na tym, że takie właśnie bohaterki sobie wybieram. Projekty, nad którymi teraz pracuję, też wpisują się w ten pomysł.
W Strefie Gazy powstaje film o lekarce, wcześniej nakręciliśmy zdjęcia do filmu o aktywistce działającej w Wenezueli, w Somali z kolei pracuję z dziewczyną działającą na rzecz zatrzymania zmian klimatycznych. Robię też dokumentację do kolejnego projektu, który ma powstawać w Afganistanie i także dotyczyć będzie kwestii kobiecych.
Przemysław Gulda dla Wirtualnej Polski
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: