Spotkanie z Bertrandem Blier
Skąd wziął się pomysł na spotkanie, tyleż banalne co zaskakujące, między przeciętnym facetem i kobietą o niezwykłej urodzie?
Na początku był mężczyzna, który całe wieczory przesiadywał w barze. Obserwował tam pewną przepiękną kobietę. To banał. Sam mieszkam nieopodal Placu Pigalle. Kilka razy wstąpiłem do baru i widziałem tam kobiety o nieprzeciętnej urodzie, prawdziwe seksbomby! Główny bohater to człowiek, którego można podejrzewać o wielką nieśmiałość i bardzo uporządkowane życie. Nie jest szczególnie atrakcyjny, jeśli zastosować współczesne wzorce urody. Cierpi z tego powodu, przypomina trochę bohaterów powieści Houellebecqa.
01.06.2006 17:39
Teraz rozumiem wybór Monici Bellucci i Bernarda Campana do głównych ról.
Mamy we Francji świetnych, charakterystycznych aktorów i Bernard jest jednym z nich. Wygląda jak typowy Francuz, który potrafi błysnąć sprytem i odwagą. W 1944 roku mógłby działać w ruchu oporu i wyjść obronną ręką z tortur. Jako aktor idealnie ucieleśnia „zwycięskiego ofermę”, czyli bohatera, który po klęsce potrafi znowu stanąć na nogi.
Postać Danieli została specjalnie napisana dla Monici Bellucci?
Oczywiście! Film powstał tylko dlatego, że pewnego dnia poszedłem na „Nieodwracalne” Gasparda Noe. Byłem pod wielkim wrażeniem jej występu. Nie widziałem czegoś takiego w całej historii kina, nawet Marylin Monroe nie zagrała czegoś takiego. Nie porównuję oczywiście talentu aktorskiego, ale odwagę, swobodę ruchów, ciało i wybuchowość - i to wszystko bez rozbierania się. Powiedziałem do siebie: „Dlatego właśnie kręcę filmy!”.
Widz odnosi wrażenie, że w „Za ile mnie pokochasz?” balansuje Pan między wstydem i bezwstydnością?
Nie chodzi o wstyd lub o jego brak. To film z Monicą Bellucci. Nie może być mowy o bezwstydności, wszystkiego musimy się domyślić z jej strojów. Im więcej ma na sobie, tym bardziej bulwersuje i ekscytuje. Ten film powstał dla jednej aktorki, bez niej nie miałby racji bytu.
Dlaczego?
Jest w niej zarówno zmysłowość jak i wyjątkowa spontaniczność. Tematem filmu jest oferta zarobku dla prostytutki, która ma na stałe zamieszkać z głównym bohaterem. Nie widzę w tym niczego nienormalnego. Wydaje mi się, że to rozsądna propozycja, równie niedorzeczna co dożywotnia pensja. Niektórym płaci się przed faktem, innym po fakcie. Mężczyzna i tak zawsze płaci.
Monica/Daniela jest ideałem kobiecym?
Gra samą siebie, czyli kobietę. Gdy pod koniec wywiesza upraną bieliznę, od razu przypomina się Sophia Loren w „Szczególnym dniu”. W trakcie zdjęć dokonałem pewnego odkrycia. Kulturę Francji i Włoch łączy historia miłosna. Wielu Francuzów, którym trochę poszczęściło się w życiu, mówi „W najgorszym razie, jeśli będę musiał wynieść się z Francji, zamieszkam we Włoszech”. To jedyne miejsce, które Francuzi uważają za znośne.
Francja nie może istnieć bez Włoch?
Nie. Dlatego w moim filmie jest zarówno opera jak i pokaz mody.
Czy „Za ile mnie pokochasz?” miał być prowokacją?
Nie chciałem prowokować. Film miał być pieszczotą, ale sama historia jest bulwersująca, groźna, troszeczkę niemoralna, bo kobiety nie można kupić. Nie wolno. Główny bohater to jednak robi.
Co nie przeszkadza Danieli się w nim zakochać...
Zauroczył ją swoją miłością.
Czy „Za ile mnie pokochasz?” jest komedią?
Oczywiście. Wszystkie moje filmy są komediami. Nie nakręciłem jeszcze poważnego filmu. Moi bohaterowie są najczęściej stuknięci.
Wydaje się mniej mroczna od poprzednich...
Zastanawiałem się nad tym zarzutem w przeszłości. Dlaczego niektóre filmy okazują się bardziej ponure niż inne? Jestem desperatem, jak wielu reżyserów. Inaczej nie moglibyśmy wykonywać tego zawodu. Jest w nas także dużo euforii. Wszystko zależy od odpowiedniego dawkowania. Zdarza się, że powstają filmy, w których proporcje nie są wyważone. To tak jakbyśmy przygotowywali sos. Kręcenie filmów przypomina gotowanie.