Stanisław Bareja - smutny koniec króla komedii. Żona nie zdążyła go pożegnać
Niszczony przez władzę i klasyków polskiego kina. Stanisław Bareja, nieśmiertelny mistrz polskiej komedii i zakazanego śmiechu, powrócił w niezwykłej biografii autorstwa Macieja Replewicza. "Stanisław Bareja. Alternatywnie" to historia życia, twórczości i smutnego końca kultowego reżysera.
02.12.2019 | aktual.: 02.12.2019 22:23
Dzięki uprzejmości wyd. Zysk i S-ka publikujemy fragment książki "Stanisław Bareja. Alternatywnie" Macieja Replewicza, która trafi do sprzedaży 5 grudnia - w 90. rocznicę urodzin reżysera takich komedii jak "Miś", "Alternatywy 4", "Nie ma róży bez ognia" czy "Żona dla Australijczyka".
Nie damy panu paszportu i co nam pan zrobi? Bareja kontra Kiszczak
Na początku 1987 roku sytuacja materialna reżysera i jego rodziny była nie do pozazdroszczenia. Telewizja wypłaciła wprawdzie pozostałą część honorarium za serial "Alternatywy 4", którego emisję rozpoczęto 30 listopada 1986 roku, lecz sprawa "Zmienników" przeciągała się niepokojąco. Stanisław Bareja miał nadzieję, że w Zespole Filmowym "Tor" Krzysztofa Zanussiego zrealizuje złożony wcześniej scenariusz komedii "Kilometr za horyzontem". Projekt, jak wiele innych, pozostał jednak tylko w formie scenariusza, a reżyser nie otrzymał nawet złotówki. Pracował nad nim w pierwszych tygodniach 1987 roku.
Dwunastego lutego szczęście uśmiechnęło się do reżysera. Tego dnia otrzymał list z Essen z zaproszeniem datowanym na 21 stycznia. Celem dwumiesięcznego stypendium w Essen była praca w charakterze doradcy w filmie o Zagłębiu Ruhry. Wiemy też, że obok Museum Folkwang zaproszenie wystosowała Kulturstiftung Ruhr (Fundacja Kultury Ruhry). Zobowiązały się one do pokrycia kosztów podróży, pobytu i zakwaterowania. Zaproszenie podpisane przez dyrektora Museum Folkwang prof. dr. Paula Vogta określało termin stypendium "po maju 1987 roku".
Stanisław Bareja natychmiast złożył wniosek o wydanie paszportu na wyjazd do RFN w terminie od maja do sierpnia 1987 roku. Dotąd nie miał większych trudności z jego uzyskaniem. Od początku 1986 roku władze PRL zliberalizowały zasady wydawania paszportów. W ZSRS trwała już pierestrojka i choć o masowych wyjazdach, jak w latach 1980–81, nie było mowy, większość wniosków o paszport rozpatrywano pozytywnie.
W dokumencie Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych z 9 marca 1987 roku czytamy:
DECYZJA
W związku z podaniem z dnia 12.02.1987 (…) odmawia się Obywatelowi wydania paszportu. Uzasadnienie odmowy wydania paszportu: Brak formalnego zaproszenia (…). W terminie czternastu dni od dnia doręczenia decyzji przysługuje prawo wniesienia odwołania do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych za pośrednictwem Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych — Wydziału Paszportów w Warszawa-Mokotów.
Reżyser złożył odwołanie w wymaganym ustawowo terminie 14 dni. Nie był to jednak koniec pojedynku Bareja kontra Kiszczak. Gdy 17 marca 1987 roku otrzymał ponownie odpowiedź odmowną na wydanie paszportu, przeszedł do kontrataku. W liście do MSW z datą 25 marca 1987 roku czytamy:
(…)
Odwołanie
Dn. 17 marca 1987 otrzymałem odpowiedź odmowną na wniosek o paszport złożony 12 lutego b.r. na wyjazd do RFN. Odmowę uzasadniono brakiem formalnego zaproszenia. Zaproszenie od dyrektora Folkwang Museum w Essen, prof. dr. Paula Vogta i Fundacji Kulturalnej Rury (Ruhr) złożyłem z tłumaczeniem na jęz. polski i z podaniem o paszport. Identyczne zaproszenie z tej samej instytucji w r. 1982 zostało załatwione pozytywnie; ponadto w trakcie składania wniosku osoba przyjmująca podanie i zaproszenie konsultowała się ze swoim zwierzchnikiem w sąsiednim pomieszczeniu i najwyraźniej wówczas cechy formalne tych dokumentów nie budziły zastrzeżeń i zostały przyjęte dn. 12 lutego 1987 r. Folkwang Museum w Essen od wielu lat prowadzi ożywioną wymianę kulturalną z PRL i innymi krajami socjalistycznymi, organizowało liczne wystawy sztuki polskiej w RFN, a dyrektor Paul Vogt został odznaczony za zasługi dla kultury polskiej.
Wówczas wystarczającym dokumentem dla otrzymania paszportu przez licznych przedstawicieli kultury polskiej było takie zaproszenie, jakie otrzymałem, konsultowane ponadto w ambasadzie polskiej w Kolonii, z którą prof. Vogt ma liczne kontakty, na co zresztą powołuje się w treści zaproszenia. Nie chciałbym zawiadamiać prof. Vogta o powodach odmowy paszportu, proszę zatem o ponowne rozpatrzenie tej sprawy w oparciu o podane fakty i załączone tłumaczenie zaproszenia (…).
Wiosną 1987 roku inni filmowcy, ale także zwykli ludzie nie mieli większych trudności w zdobyciu paszportu, jednak reżyserowi odmówiono. Kilka miesięcy później odmówiono wydania paszportu także jego żonie, która znalazła się w bardzo dramatycznych okolicznościach w RFN, o czym będzie mowa w dalszej części książki.
Reżyser walczył o paszport inteligentnie, umiejętnie. Wprawę w potyczkach z urzędnikami cenzury zdobywał od co najmniej dziesięciu lat. Zdanie "Nie chciałbym zawiadamiać prof. Vogta…" zapewne przeważyło szalę na jego korzyść. Minęło kilka tygodni nerwowego oczekiwania. Dwudziestego siódmego kwietnia 1987 roku naczelnik Wydziału II Biura Paszportów MSW płk mgr Eugeniusz Kowalski uchylił decyzję o odmowie.
Esbecy określili w swojej korespondencji Bareję mianem "rencisty". Inspektor wydziału paszportów, major Irena Karpa, wydała polecenie o wydaniu paszportu zwykłego, ważnego przez 3 lata, tj. do kwietnia 1990 roku. Wtedy "komuna" była już w odwrocie, a paszport przestał być niedostępnym dobrem i z przepastnych szaf MSW trafił do kieszeni Polaków.
Zmierzch
Wiosną 1987 roku do letniskowego domu w Zakątach zapraszał Bareję Stanisław Tym.
Powiedziałem mu: "Przyjedź do mnie, jak tylko zrobi się ciepło". Obydwaj wiedzieliśmy, że na Suwalszczyźnie ciepło jest dopiero w czerwcu.
Wtedy widzieli się ostatni raz. Szóstego czerwca 1987 roku reżyser wyjechał na dwumiesięczne stypendium w Folkwang Museum w Essen. Jakie wystawy organizowano wówczas w muzeum?
Według obecnego rzecznika prasowego placówki, pani Anke Grosser, wiosną 1987 roku trwała wielka wystawa współczesnej amerykańskiej grafiki "Amerikanische Graphik der 60er und 70er Jahre", 5. Triennale plakatu "Die besten Plakate der Jahre 1984 bis 1986” oraz wystawa rzeźby "Folkwang 87. Skulpturen für den öffentlichen Raum" (15 maja — 5 lipca 1987). Niewykluczone, że podczas wyjazdu Bareja zrealizowałby film dokumentalny lub dokumentację fotograficzną z wymienionych wyżej wystaw. Jednak, jak wiemy, głównym celem dwumiesięcznego stypendium w Essen była praca w charakterze doradcy w filmie dokumentalnym.
Z relacji żony (na zdjęciu poniżej) wynika, że przed wyjazdem do RFN stan jego zdrowia, mimo przebytej operacji serca, ponownie się pogorszył. 11 czerwca 1987 roku rano nastąpił nagły wylew krwi do mózgu.
Administrator należącego do muzeum budynku z pokojami dla gości, dr Herbert Rickmann (1926–2015), znalazł nieprzytomnego reżysera leżącego na korytarzu, przy drzwiach do mieszkania. Zadzwonił pod alarmowy telefon 112. Reżyser trafił na intensywną terapię w St. Joseph Katholisches Krankenhaus w Essen. Jeden z pracowników Museum Folkwang zawiadomił żonę reżysera.
Na komendzie MO przy Malczewskiego 52 złożyła wniosek o wydanie paszportu w trybie pilnym. Milicjanci nie wykazali zrozumienia, piętrząc trudności formalne. Hanna Kotkowska-Bareja wspominała w 2016 roku:
Twierdzili, że te telegramy ze szpitala, z muzeum, gdzie mąż pracował, są po to, żebym mogła wybrać wolność (…) Milicjanci doszli do wniosku, że chcę uciec, a Staszek był umierający.
Trwało nerwowe oczekiwanie. Upragniony dokument wydano dopiero po długich pertraktacjach. Gdy 14 czerwca 1987 roku około południa Hanna Kotkowska-Bareja dotarła do szpitala w Essen, reżyser już nie żył.
Urna z prochami spoczęła w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Czerniakowskim przy Powsińskiej 44/46.
W maju 2016 żona reżysera opowiadała:
Za każdym razem, gdy wyjeżdżał, wykupywał polisę. Pojechałam do naszego konsulatu w Kolonii ze znajomą, która pożyczyła mi pieniądze, aby zapłacić za szpital, kremację, której mąż sobie życzył. Potwierdzono ważność polisy i obiecano, że w Warszawie natychmiast odzyskam tę sumę. Nie byłam w stanie zrobić tego z pensji muzealnej. Następnych osiem lat zajęło mi procesowanie się (…). Po wszystkich moich wygranych rozprawach Towarzystwo odwoływało się, a marka niemiecka powoli taniała. W końcu zwróciłam pieniądze.
(…)
Inni o reżyserze
Cichy, lecz konsekwentny. Życzliwy, ale ironiczny. Przyjazny, lecz całkowicie profesjonalny. Uśmiechnięty, lecz nie bezrefleksyjny. Przenikliwy, nieprzeciętnie inteligentny. Znakomity obserwator. Uczciwy do szpiku kości. Nieprzeciętnie odważny. Naturalnie nie jest to pełen obraz króla komedii. Wykonywanie portretów psychologicznych zostawmy jednak specjalistom. Jak reżysera wspominają osoby, które znały go i miały okazję z nim pracować? (…)
Jerzy Gruza
W pracy magisterskiej Stanisława Barei czytamy: "Jako pierwszy w Polsce realizował filmy telewizyjne z ukrytą kamerą Jerzy Gruza". Młodszy o 3 lata Gruza nigdy nie zagrał w filmie Barei, nigdy też nie współpracowali zawodowo. Obydwaj jednak realizowali komedie: Bareja głównie kinowe, Gruza — seriale telewizyjne. Obydwaj zdobyli popularność. Ich filmy były chętnie oglądane 50, 40 czy 30 lat temu, ogląda się je także i dziś. (…) Co ich różniło? Wiadomo, że Bareja nie darzył sympatią Krzysztofa Teodora Toeplitza (znanego także jako KTT), współautora scenariusza do "Czterdziestolatka" Gruzy. KTT atakował go wielokrotnie już w latach 60.
W sierpniu 2019 roku Jerzy Gruza po raz pierwszy wypowiedział się na temat Stanisława Barei. Mimo 87 lat nie utracił poczucia humoru, jest znany z tego, że "wkręca" rozmówców, i tak też stało się tym razem:
Tak, oczywiście znałem go. Poznaliśmy się w szkole filmowej w Łodzi. On był na starszym roku, ja zacząłem studia kilka lat po nim. Kiedyś opowiadał mi o pomyśle, jaki przyszedł mu do głowy. Facet budzi się rano, otwiera jedno oko, potem drugie, a na ścianie ślady butów, które widać na suficie i na innych ścianach pokoju. Pamiętam go jako sympatycznego, niepozornego faceta, który jednak nie udzielał się towarzysko jak inni, nie miał "ostrości towarzyskiej". Jednak już w Łodzi czułem, że drzemie w nim wielki, komediowy talent. Nie wiedziałem, że wymienił mnie w pracy magisterskiej, to miłe. Jeśli chodzi o te filmy z ukrytej kamery, to faktycznie robiłem je jako pierwszy w Polsce. Pomysł przyszedł ze Stanów, ale nasze możliwości były niewielkie. Ukryta kamera to było jednak odkrycie!
Starałem się zbudować dramatyczną sytuację, to było więcej niż tylko żart. Które filmy Barei lubię najbardziej? (śmiech) Ja ich nie oglądałem! Wtedy w ogóle mało filmów oglądałem (śmiech). Nigdy nie konkurowaliśmy, ale też widywaliśmy się rzadko. Grali u nas ci sami aktorzy: Staszek Tym, Stefan Friedmann, widziałem ich w rolach robotników na budowie Karwowskiego. Bareja z najprostszych zdarzeń, rzeczy prosto z życia wziętych potrafił zbudować fantastyczne sceny komediowe. Miał wielkie poczucie humoru, wiedziałem o tym już na studiach. Kazio Kutz strasznie go poniewierał, nie wiem jednak dlaczego, żaden z nich nie mówił o tym.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Stanisław Bareja. Alternatywnie" Macieja Replewicza, która ukaże się nakładem wyd. Zysk i S-ka 5. grudnia.